W wielkiej niezgodzie,nie odzywając się do siebie ani słowem dotarliśmy do mojej sypialni.
-Kim jest ten facet?! -krzyczał Rocky.
-Zrozum,James to tylko kolega.
-Dlaczego mówił o tym jak Cię podrywał? Byliście razem?
-Posłuchaj. Owszem podrywał mnie,ale ja byłam oschła,nawet nie chciałam o tym słyszeć.
-Okej. Ale nadal nie rozumiem skąd on się wziął u nas w szkole?
-O rany nie mam pojęcia. Internet? Nie wiem... Dobra...był między nami taki mały "romans" -rzuciłam cudzysłów w powietrzu. -Ale to było dawno,i nic dla mnie nie
znaczy. Tylko ty się dla mnie liczysz.
-Więc,ciesze się. -pocałował mnie.
Poczekaj! -szepnęłam namiętnie do Rocky'ego,zdejmują jego ręce ze swoich piersi. I z perwersyjnym uśmiechem sięgnęłam po jedwabną chustkę... Aż jęknął z rozkoszy,gdy wiązałam mu chłodny jedwab na oczach.
-Połóż się! -rozkazałam i pchnęłam go delikatnie na poduszki,a potem...błyskawicznie przykułam go do łóżka przygotowanymi
wcześniej kajdankami!
-Kochanie? Nie będę mógł cie dotykać? -zaniepokoił się lekko.
-Nie...ale za to ja będę mogła dotykać ciebie... -wymruczałam,zataczając językiem kółeczka na jego piersi i brzuchu i powoli
schodząc coraz niżej i niżej...
-Uhhhhmmmm... -jęknął i aż wyprężył się z rozkoszy.
Jest gotowy!! -pomyślałam,i zwinnymi ruchami odpięłam kajdanki. Mój tygrys był już taki nakręcony,że chyba sama nie
wiedziałam co robi...
-Tak grasz? To teraz replay i bawimy sie po mojemu! -krzyknął,biorąc mnie w swoje ramiona.
Rocky bez wahania wszedł we mnie mocno,syczałam z podniecenia i nieziemskiej rozkoszy,która rozwalała mnie od środka. Po
moich policzkach zaczęły spływać łzy..
-Dlaczego płaczesz? Boli cię?
-Nie,po prostu jest tak idealnie. -powiedziałam całując go.
-Ze mną nie będziesz się nudzić. -przyznał uśmiechając się i całując mnie w czoło.
-Teraz jestem tego pewna. -zaczęłam grę.
-Tak! Tak!! TAK!!! -jęczał Rocky,gdy doprowadzałam go do szaleństwa ruchami swoich bioder.
Opadł bezsilnie na poduszki. Puściłam mu oczko i natychmiast zsunęłam się z niego zwinnie.
Ciesze się,że Rocky nie jest na mnie zły. Zeszłam na dół,przywitałam się z Agnes i...opowiedziałam o James'ie.
-Jaki znów James? O kim ty mówisz?
-O takim jednym. Agnes,pisałam ci o nim w esemesach.
-Nie pamiętam. Co to za jeden?
-Oj,nikt.
-Jeśli nikt,to po co mi o nim w ogóle mówisz?
-Sama nie wiem.
-Sama nie wiesz...I czym się tak przejęłaś?
-Niczym. Po prostu to było straszne. To,że on tak z Rocky'm rozmawiał.
-A co w tym strasznego?
-Na przykład to,że on gadał o mnie,jaka jestem nadzwyczajna,jak próbował mnie poderwać i jak ja...się nie dałam,jaka byłam
niedostępna. Boże,to było straszne!
-To chyba dobrze mówił. Co w tym złego? Klakę ci zrobił,Rocky'ego trochę podrażnił. O co ci chodzi?
-Nic nie rozumiesz! To było wstrętne! Podłe! Najgorzej,gdy powiedział,że lubi zakochanych,wiernych sobie ludzi. Myślałam,że
umrę.
-Zachwycał się tobą,czemu,nawiasem mówiąc,wcale się nie dziwie. To fajne! Nie rozumiem,o co ci chodzi.
-Właśnie! To naprawdę było podłe,ale ty tego nie zrozumiesz.
-To mi wytłumacz!
-Tu nie ma nic do tłumaczenia! Nic!
-Jasne. Nic. Alex,mów w tej chwili,co się dzieje.
-No dobra. Ja byłam kiedyś na obozie i trenowałam siatkówke,byłam całkiem niezła w to. Chłopaki pchali się do mnie,tak
bardzo. Każdy mnie chwalił tylko za ładną buzie,nie liczyło się serce tylko to że byłam ładna. Ale to było parę ładnych lat temu.
Nie rozumiem skąd mnie wynalazł.
-Teraz rozumiem. A Rocky o tym wie?
-Wie,całe szczęście.
-To dobrze,bo...
Chyba bała się dokończyć. Niestety,akurat w tej chwili zadzwonił jej telefon...
*Agnes*
"Jeśli to Ross,to powiem mu żeby przyszedł tutaj". Ale to nie był Ross. Dzwonił Rocky. Miał jakąś bardzo ważną sprawę i
koniecznie chciał się ze mną spotkać jeszcze dziś,najlepiej zaraz. "To sprawa życia i śmierci" -powiedział.
-Alex,przepraszam Cię. Ale muszę wyjść..to pilne.
-Jasne nie ma sprawy.-odparła koleżanka,a ja wyszłam.