Obudziło mnie słońce. Wieczorem nie zamknęłam żaluzji i teraz słońce zajrzało mi prosto w oczy. Naciągnęłam kołdrę na
głowę,ale już nie zasnęłam.
"Niedziela. Trzeba wstać,zjeść coś,wykapać się i ogarnąć pokój. Ale mi się nie chce. Ciekawe,że jak chodziłam do tamtej
szkoły,to uczyłam się w biegu. Potrzebowałam pół godziny,żeby napisać wypracowanie albo coś przeczytać do klasówki. Teraz mam niby całe dnie wolne i z niczym nie mogę zdążyć. Wstaję".
W tym momencie usłyszałam trzaśnięcie drzwi wejściowych.
-To niby jakie miały by być... Ty najprostszej sprawy nie potrafisz...Owszem,można... -doszły mnie przyciszone głosy Agnes i Ross'a.
"Jeszcze pół godzinki. Pół godzinki i wstaję,ale na razie nie mam ochoty ich oglądać. Jeszcze chwila" Poklepałam poduszkę,oparłam ją o ścianę i położyłam na niej głowę. Oczy same pobiegły do zdjęcia Rocky'ego. Wczoraj się nie widzieliśmy. Nie mógł. Wrócił do domu późno,bo był z mamą na zakupach,musiał coś tam pomóc jej nosic.
"Tylko z James'em strasznie głupio wyszło. Co za diabeł mnie pokusił! Kiedy byłam jeszcze na tym obozie,fakt...przespałam się z nim,ale to był tylko raz. Nikt mnie nie zmuszał. Zrobiłam to na własne życzenie i przez własną głupotę. O rany,ale wstyd. -poczułam,jak się czerwienie,i mimo że w pokoju nikogo nie było,naciągnęłam kołdrę twarz. -Nie będę o tym myśleć.
Było,minęło. Zapominam o tym. Nikt nic nie wie i tak ma zostać. W końcu nic wielkiego się nie stało. Szkoda tylko,że nie można za pomocą jakiegoś urządzenia wymazać tych chwil z pamięci James'a. Wtedy naprawdę nie byłoby problemu. Zapominam!".
Już nie chciało mi się leżeć. Rocky na zdjęciu miał dziwnie surowy wzrok. Poczułam,że szybko muszę się czymś zając.
Wstałam,błyskawicznie pościeliłam łóżko,podeszłam do okna,kilka razy przeciągnęłam się i poszłam do łazienki.
W przedpokoju,przed szafą z lustrzanymi drzwiami,stała Agnes. Spryskała tafle lustra pianką do mycia i coś pisała.
Przekrzywiłam głowę i odczytałam.
-Piszesz wiersze?
Agnes błyskawicznie zamazała wyrazy.
-Nie. -uśmiechnęła się do mnie.
O wierszu ani słowa. Postanowiłam to uszanować i zmieniłam temat.
-Co z tobą i Ross'em?
-A co ma być? Trochę się kłócimy,ale to normalne. Niektórzy faceci to totalni idioci.
-Co masz na myśli?
-Nic,nic. Mniejsza z tym.
*Agnes*
Jaka ja jestem głupia! Mało brakowało a bym się wygadała,ale nie mogę jej tego zrobić. Wiem,że bardzo jej na nim zależy,a z tego co widziałam dotychczas to jemu CHYBA tak samo. Wzięłam do ręki komórkę. Były dwie wiadomości. Od Rocky'ego:
"Nędza. Casey nie chce słuchać,że to koniec. Jest roztrzęsiona,grozi,że sobie coś zrobi. Wczoraj na Gadzie z Alex było OK".
Druga wiadomość też była od Rocky'ego.
"Błagam,zajmij jakoś Alex,żeby do mnie nie przyszła,bo gnam do Casey. Właśnie mi napisała,że wzięła całe opakowanie tabletek przeciwbólowych,a jest sama w domu. Z góry dzięki".
Co za kretyn! On prowadzi podwójne życie czy jak?! I ja mam się przejmować jakąś Casey? Nie będę mu pomagać oszukiwać Alex. Naważył piwa,to teraz niech sam je wypije!
W tym momencie przyszła wiadomość od Alex:
Dlaczego rano byłaś taka dziwna? Ehh...nie widziałam się z Rocky'm ,bo był na zakupach z mamą. Wieczór na pewno spędzę razem z nim".
Zacisnęłam zęby i wystukałam wiadomość.
"Błagam,spław Rocky'ego. Musze koniecznie się z Tobą zobaczyć! Koniecznie! Gdzie jesteś?"
Alex: Poszłam do centrum. Czemu? Co się stało? A Rocky'ego odwołam.
Agnes:To nie jest rozmowa na esemesy,zaraz do Ciebie przyjadę.
Zapiszczała komórka.
Rocky: "Wielkie dzięki. Alex właśnie mi napisała,że masz coś super pilnego i dziś wieczorem nie może. Jeszcze raz dzięki".
23 listopada 2014
9 listopada 2014
Rozdział 28
-Ja chyba śnie...To się nie dzieje naprawdę! mam ochotę cię zabić.
-Jesteś jej przyjaciółką. Wiem,że jej dobrze życzysz. Poradź mi coś...
Rocky był w miarę przystojnym chłopakiem. Miał interesująca twarz. Tak przynajmniej ja o nim myślałam aż do tej rozmowy.
Teraz wydał mi się brzydki,ohydny,odrażający.
-Teraz mam ci radzić? Trzeba było nie zadawać się z inną. Po co ci to było? Jesteście taką ładną parą.
-Wiem,że głupio wyszło. To co ja mam robić? Powiedzieć jej prawdę? Tylko jak ona to zniesie?
-Trzeba było się wcześniej zastanawiać.-syknęłam.
-Ona niczego się nie domyśla?
-Raczej niczego. Myśli,że nadal świata poza nią nie widzisz.
-Bo tak jest!
-To dlaczego przespałeś się z inną?!
-To była chwila słabości.
-Chwila słabości?! Czy ty możesz myśleć głową?! Ona cie kocha. Ona by ci nigdy takiego numeru nie zrobiła. No tak,faceci...Ale
wy jesteście podli! Blade glisty!
-Dlaczego od razu glisty?! Serce nie sługa. Myślisz,że ja specjalnie?
-Jesteś żenujący.
Milczeliśmy dłuższą chwilę.
-Nic ci nie wolno jej mówić. Masz zerwać z tamtą i zrobić tak,żeby Alex się nie dowiedziała. Ona tego nie zniesie. Też sobie
wybrałeś porę. Masz natychmiast zerwać z tamtą,rozumiesz? Chyba nie zamierzasz oszukiwać ich obu?
-Czemu się na mnie wyżywasz?
-Mówi tylko powszechnie znane prawdy. Marni jesteście,wiesz?
-A wy to lepsze?
-Jasne że lepsze. Żadna normalna dziewczyna,jak ma chłopaka,nie obściskuje się z innym! Ja o czymś takim nie słyszałam. To nie w naszym stylu.
-Dobrze. Ale nic jej nie powiesz?
-Jasne,że nie. Ale robię to tylko dla niej,nie dla ciebie. Mało ma dziewczyna kłopotów? Zerwij z tamtą,jasne? Idź już. Taki ładny piątkowy wieczór...Powinieneś być na randce...z Alex! -wrzasnęłam.
Rocky wcisnął ręce do kieszeni spodni i zgarbiony odszedł wolnym krokiem.
"Podły gad. Teraz muszę uważać,żeby Alex niczego się nie domyśliła. Tylko że ona jest bardzo sprytna. No trudno,postaram się pilnować. Tym razem chyba wina leży po wszystkich stronach. Jak mogłam mieć nadzieję? To było z góry do przewidzenia.
Przecież Rocky to typowy kobieciarz. Będzie miała nauczkę na całe życie."
"To był najgorszy dzień w moim życiu. Piątek,19 września. Słońce wzeszło,zaszło,imieniny miała dzisiaj Alex...To dzisiaj ktoś miał imieniny? Współczuje jej serdecznie. To najgorszy dzień w historii ludzkości".
-Jesteś jej przyjaciółką. Wiem,że jej dobrze życzysz. Poradź mi coś...
Rocky był w miarę przystojnym chłopakiem. Miał interesująca twarz. Tak przynajmniej ja o nim myślałam aż do tej rozmowy.
Teraz wydał mi się brzydki,ohydny,odrażający.
-Teraz mam ci radzić? Trzeba było nie zadawać się z inną. Po co ci to było? Jesteście taką ładną parą.
-Wiem,że głupio wyszło. To co ja mam robić? Powiedzieć jej prawdę? Tylko jak ona to zniesie?
-Trzeba było się wcześniej zastanawiać.-syknęłam.
-Ona niczego się nie domyśla?
-Raczej niczego. Myśli,że nadal świata poza nią nie widzisz.
-Bo tak jest!
-To dlaczego przespałeś się z inną?!
-To była chwila słabości.
-Chwila słabości?! Czy ty możesz myśleć głową?! Ona cie kocha. Ona by ci nigdy takiego numeru nie zrobiła. No tak,faceci...Ale
wy jesteście podli! Blade glisty!
-Dlaczego od razu glisty?! Serce nie sługa. Myślisz,że ja specjalnie?
-Jesteś żenujący.
Milczeliśmy dłuższą chwilę.
-Nic ci nie wolno jej mówić. Masz zerwać z tamtą i zrobić tak,żeby Alex się nie dowiedziała. Ona tego nie zniesie. Też sobie
wybrałeś porę. Masz natychmiast zerwać z tamtą,rozumiesz? Chyba nie zamierzasz oszukiwać ich obu?
-Czemu się na mnie wyżywasz?
-Mówi tylko powszechnie znane prawdy. Marni jesteście,wiesz?
-A wy to lepsze?
-Jasne że lepsze. Żadna normalna dziewczyna,jak ma chłopaka,nie obściskuje się z innym! Ja o czymś takim nie słyszałam. To nie w naszym stylu.
-Dobrze. Ale nic jej nie powiesz?
-Jasne,że nie. Ale robię to tylko dla niej,nie dla ciebie. Mało ma dziewczyna kłopotów? Zerwij z tamtą,jasne? Idź już. Taki ładny piątkowy wieczór...Powinieneś być na randce...z Alex! -wrzasnęłam.
Rocky wcisnął ręce do kieszeni spodni i zgarbiony odszedł wolnym krokiem.
"Podły gad. Teraz muszę uważać,żeby Alex niczego się nie domyśliła. Tylko że ona jest bardzo sprytna. No trudno,postaram się pilnować. Tym razem chyba wina leży po wszystkich stronach. Jak mogłam mieć nadzieję? To było z góry do przewidzenia.
Przecież Rocky to typowy kobieciarz. Będzie miała nauczkę na całe życie."
"To był najgorszy dzień w moim życiu. Piątek,19 września. Słońce wzeszło,zaszło,imieniny miała dzisiaj Alex...To dzisiaj ktoś miał imieniny? Współczuje jej serdecznie. To najgorszy dzień w historii ludzkości".
5 października 2014
Rozdział 27
W wielkiej niezgodzie,nie odzywając się do siebie ani słowem dotarliśmy do mojej sypialni.
-Kim jest ten facet?! -krzyczał Rocky.
-Zrozum,James to tylko kolega.
-Dlaczego mówił o tym jak Cię podrywał? Byliście razem?
-Posłuchaj. Owszem podrywał mnie,ale ja byłam oschła,nawet nie chciałam o tym słyszeć.
-Okej. Ale nadal nie rozumiem skąd on się wziął u nas w szkole?
-O rany nie mam pojęcia. Internet? Nie wiem... Dobra...był między nami taki mały "romans" -rzuciłam cudzysłów w powietrzu. -Ale to było dawno,i nic dla mnie nie
znaczy. Tylko ty się dla mnie liczysz.
-Więc,ciesze się. -pocałował mnie.
Poczekaj! -szepnęłam namiętnie do Rocky'ego,zdejmują jego ręce ze swoich piersi. I z perwersyjnym uśmiechem sięgnęłam po jedwabną chustkę... Aż jęknął z rozkoszy,gdy wiązałam mu chłodny jedwab na oczach.
-Połóż się! -rozkazałam i pchnęłam go delikatnie na poduszki,a potem...błyskawicznie przykułam go do łóżka przygotowanymi
wcześniej kajdankami!
-Kochanie? Nie będę mógł cie dotykać? -zaniepokoił się lekko.
-Nie...ale za to ja będę mogła dotykać ciebie... -wymruczałam,zataczając językiem kółeczka na jego piersi i brzuchu i powoli
schodząc coraz niżej i niżej...
-Uhhhhmmmm... -jęknął i aż wyprężył się z rozkoszy.
Jest gotowy!! -pomyślałam,i zwinnymi ruchami odpięłam kajdanki. Mój tygrys był już taki nakręcony,że chyba sama nie
wiedziałam co robi...
-Tak grasz? To teraz replay i bawimy sie po mojemu! -krzyknął,biorąc mnie w swoje ramiona.
Rocky bez wahania wszedł we mnie mocno,syczałam z podniecenia i nieziemskiej rozkoszy,która rozwalała mnie od środka. Po
moich policzkach zaczęły spływać łzy..
-Dlaczego płaczesz? Boli cię?
-Nie,po prostu jest tak idealnie. -powiedziałam całując go.
-Ze mną nie będziesz się nudzić. -przyznał uśmiechając się i całując mnie w czoło.
-Teraz jestem tego pewna. -zaczęłam grę.
-Tak! Tak!! TAK!!! -jęczał Rocky,gdy doprowadzałam go do szaleństwa ruchami swoich bioder.
Opadł bezsilnie na poduszki. Puściłam mu oczko i natychmiast zsunęłam się z niego zwinnie.
Ciesze się,że Rocky nie jest na mnie zły. Zeszłam na dół,przywitałam się z Agnes i...opowiedziałam o James'ie.
-Jaki znów James? O kim ty mówisz?
-O takim jednym. Agnes,pisałam ci o nim w esemesach.
-Nie pamiętam. Co to za jeden?
-Oj,nikt.
-Jeśli nikt,to po co mi o nim w ogóle mówisz?
-Sama nie wiem.
-Sama nie wiesz...I czym się tak przejęłaś?
-Niczym. Po prostu to było straszne. To,że on tak z Rocky'm rozmawiał.
-A co w tym strasznego?
-Na przykład to,że on gadał o mnie,jaka jestem nadzwyczajna,jak próbował mnie poderwać i jak ja...się nie dałam,jaka byłam
niedostępna. Boże,to było straszne!
-To chyba dobrze mówił. Co w tym złego? Klakę ci zrobił,Rocky'ego trochę podrażnił. O co ci chodzi?
-Nic nie rozumiesz! To było wstrętne! Podłe! Najgorzej,gdy powiedział,że lubi zakochanych,wiernych sobie ludzi. Myślałam,że
umrę.
-Zachwycał się tobą,czemu,nawiasem mówiąc,wcale się nie dziwie. To fajne! Nie rozumiem,o co ci chodzi.
-Właśnie! To naprawdę było podłe,ale ty tego nie zrozumiesz.
-To mi wytłumacz!
-Tu nie ma nic do tłumaczenia! Nic!
-Jasne. Nic. Alex,mów w tej chwili,co się dzieje.
-No dobra. Ja byłam kiedyś na obozie i trenowałam siatkówke,byłam całkiem niezła w to. Chłopaki pchali się do mnie,tak
bardzo. Każdy mnie chwalił tylko za ładną buzie,nie liczyło się serce tylko to że byłam ładna. Ale to było parę ładnych lat temu.
Nie rozumiem skąd mnie wynalazł.
-Teraz rozumiem. A Rocky o tym wie?
-Wie,całe szczęście.
-To dobrze,bo...
Chyba bała się dokończyć. Niestety,akurat w tej chwili zadzwonił jej telefon...
*Agnes*
"Jeśli to Ross,to powiem mu żeby przyszedł tutaj". Ale to nie był Ross. Dzwonił Rocky. Miał jakąś bardzo ważną sprawę i
koniecznie chciał się ze mną spotkać jeszcze dziś,najlepiej zaraz. "To sprawa życia i śmierci" -powiedział.
-Alex,przepraszam Cię. Ale muszę wyjść..to pilne.
-Jasne nie ma sprawy.-odparła koleżanka,a ja wyszłam.
-Kim jest ten facet?! -krzyczał Rocky.
-Zrozum,James to tylko kolega.
-Dlaczego mówił o tym jak Cię podrywał? Byliście razem?
-Posłuchaj. Owszem podrywał mnie,ale ja byłam oschła,nawet nie chciałam o tym słyszeć.
-Okej. Ale nadal nie rozumiem skąd on się wziął u nas w szkole?
-O rany nie mam pojęcia. Internet? Nie wiem... Dobra...był między nami taki mały "romans" -rzuciłam cudzysłów w powietrzu. -Ale to było dawno,i nic dla mnie nie
znaczy. Tylko ty się dla mnie liczysz.
-Więc,ciesze się. -pocałował mnie.
Poczekaj! -szepnęłam namiętnie do Rocky'ego,zdejmują jego ręce ze swoich piersi. I z perwersyjnym uśmiechem sięgnęłam po jedwabną chustkę... Aż jęknął z rozkoszy,gdy wiązałam mu chłodny jedwab na oczach.
-Połóż się! -rozkazałam i pchnęłam go delikatnie na poduszki,a potem...błyskawicznie przykułam go do łóżka przygotowanymi
wcześniej kajdankami!
-Kochanie? Nie będę mógł cie dotykać? -zaniepokoił się lekko.
-Nie...ale za to ja będę mogła dotykać ciebie... -wymruczałam,zataczając językiem kółeczka na jego piersi i brzuchu i powoli
schodząc coraz niżej i niżej...
-Uhhhhmmmm... -jęknął i aż wyprężył się z rozkoszy.
Jest gotowy!! -pomyślałam,i zwinnymi ruchami odpięłam kajdanki. Mój tygrys był już taki nakręcony,że chyba sama nie
wiedziałam co robi...
-Tak grasz? To teraz replay i bawimy sie po mojemu! -krzyknął,biorąc mnie w swoje ramiona.
Rocky bez wahania wszedł we mnie mocno,syczałam z podniecenia i nieziemskiej rozkoszy,która rozwalała mnie od środka. Po
moich policzkach zaczęły spływać łzy..
-Dlaczego płaczesz? Boli cię?
-Nie,po prostu jest tak idealnie. -powiedziałam całując go.
-Ze mną nie będziesz się nudzić. -przyznał uśmiechając się i całując mnie w czoło.
-Teraz jestem tego pewna. -zaczęłam grę.
-Tak! Tak!! TAK!!! -jęczał Rocky,gdy doprowadzałam go do szaleństwa ruchami swoich bioder.
Opadł bezsilnie na poduszki. Puściłam mu oczko i natychmiast zsunęłam się z niego zwinnie.
Ciesze się,że Rocky nie jest na mnie zły. Zeszłam na dół,przywitałam się z Agnes i...opowiedziałam o James'ie.
-Jaki znów James? O kim ty mówisz?
-O takim jednym. Agnes,pisałam ci o nim w esemesach.
-Nie pamiętam. Co to za jeden?
-Oj,nikt.
-Jeśli nikt,to po co mi o nim w ogóle mówisz?
-Sama nie wiem.
-Sama nie wiesz...I czym się tak przejęłaś?
-Niczym. Po prostu to było straszne. To,że on tak z Rocky'm rozmawiał.
-A co w tym strasznego?
-Na przykład to,że on gadał o mnie,jaka jestem nadzwyczajna,jak próbował mnie poderwać i jak ja...się nie dałam,jaka byłam
niedostępna. Boże,to było straszne!
-To chyba dobrze mówił. Co w tym złego? Klakę ci zrobił,Rocky'ego trochę podrażnił. O co ci chodzi?
-Nic nie rozumiesz! To było wstrętne! Podłe! Najgorzej,gdy powiedział,że lubi zakochanych,wiernych sobie ludzi. Myślałam,że
umrę.
-Zachwycał się tobą,czemu,nawiasem mówiąc,wcale się nie dziwie. To fajne! Nie rozumiem,o co ci chodzi.
-Właśnie! To naprawdę było podłe,ale ty tego nie zrozumiesz.
-To mi wytłumacz!
-Tu nie ma nic do tłumaczenia! Nic!
-Jasne. Nic. Alex,mów w tej chwili,co się dzieje.
-No dobra. Ja byłam kiedyś na obozie i trenowałam siatkówke,byłam całkiem niezła w to. Chłopaki pchali się do mnie,tak
bardzo. Każdy mnie chwalił tylko za ładną buzie,nie liczyło się serce tylko to że byłam ładna. Ale to było parę ładnych lat temu.
Nie rozumiem skąd mnie wynalazł.
-Teraz rozumiem. A Rocky o tym wie?
-Wie,całe szczęście.
-To dobrze,bo...
Chyba bała się dokończyć. Niestety,akurat w tej chwili zadzwonił jej telefon...
*Agnes*
"Jeśli to Ross,to powiem mu żeby przyszedł tutaj". Ale to nie był Ross. Dzwonił Rocky. Miał jakąś bardzo ważną sprawę i
koniecznie chciał się ze mną spotkać jeszcze dziś,najlepiej zaraz. "To sprawa życia i śmierci" -powiedział.
-Alex,przepraszam Cię. Ale muszę wyjść..to pilne.
-Jasne nie ma sprawy.-odparła koleżanka,a ja wyszłam.
21 września 2014
Rozdział 26
Następnego dnia poszłyśmy do szkoły,byłam już trochę w lepszej formie,ale nadal czegoś mi brakowało i wyglądałam jakbym miała anemię. Szłyśmy w stronę klasy...
-Cześć dziewczyny! Ktoś krzyknął za naszymi plecami,ale nie mogłyśmy pojąc kto to. Odwróciłyśmy się,aby to zobaczyć. Przed nami stał Rocky.Opalony,uśmiechnięty. Oczy mu błyszczały,włosy lśniły. Wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego. Aż biła z niego pewność siebie. W sekundę krew odpłynęła mi z twarzy. Rzuciłam mu się na szyje.
-Cześć! Co ty tu robisz? Miałeś wrócić dopiero za kilka dni.
Nie było to zbyt mądre pytanie,ale byłam mu wdzięczna. Mogłam zapytać o coś innego i byłoby o wiele gorzej.
-Chciałem robić Ci niespodziankę. Udała się?
-No jasne,że tak! -pocałowałam go.
-To ja już sobie pójdę. -powiedziała Agnes i odeszła. Nagle nie wiadomo skąd,ktoś do mnie podszedł. Jakiś chłopak,nie znam typa.
-Cześć,co za spotkanie! To naprawdę ty?
-Znamy się?
-Właśnie znacie się?-wtrącił Rocky.
-Alexandra Valentine,tak?
-No tak...a ty jesteś? Bo nie kojarzę. -powiedział za mnie Rocky.
-Alex to najfajniejsza dziewczyna w klubie. Masz bracie,farta. Na obozie była numer jeden,jeśli chodzi o...to znaczy wszyscy chłopcy o niej gadali.
-Mam szczęście i to ogromne.-pocałował mnie we włosy.
Zauważyłam,że tajemniczy ktoś leciutko się do mnie uśmiechnął. A ja chyba powoli zaczynałam sobie przypominać.
-My już pójdziemy. -rzuciłam i złapałam Rocky'ego za rękę.
-Odprowadzę was kawałek. Szkoda,że już nie trenujesz. Mamy nową na obozie,ale to już nie to. Nie ma twojej klasy i uroku.
Chłopaki się do niej ślinią,ale dla mnie to druga liga. Ja nigdy sobie nie daruje,że nie byłem przed tobą. -spojrzał na Rocky'ego. -No,dobra. Alex,nie gniewaj się. Długo ze sobą chodzicie?
-Ponad dwa lata. -burknął Rocky.
Był zdenerwowany,czułam to.
-Słuchaj. Nie wiem jak się nazywasz,ale...
-Mam na imię James. -warknął James.
-James,żeby było jasne,chciałem ci coś powiedzieć. Alex jest dla mnie kimś ważnym,kimś nadzwyczajnym i...bardzo ją kocham.
-Fajnie,bardzo fajnie. Alex,wybacz,że mu powiem,ale ja zawsze stawiam na szczerość. Powiedziałaś mu o mnie?
-Słucham? -Rocky od razu się najeżył. Przez chwilę podejrzliwie patrzył w moje oczy. -Co niby miała powiedzieć?
-No,właśnie to jest najsmutniejsze,że nawet ci o mnie nie wspomniała,bo nie miała o czym. Prawda,Alex? Nie wiedząc o moim istnieniu,miałem względem Alex pewne plany..
-Nie jestem przedmiotem... -syknęłam,ale mało przekonująco.
-I to się właśnie okazało. Bracie,co ja wyprawiałem,żeby ją wyrwać. Prawda,Alex? I te moje gadki,i te odwiedziny,i te tańce. A ona,słuchaj nic.
-Nic mi nie mówiłaś.
-Nic? Pewnie dlatego,że nawet na mnie nie zwróciła uwagi. To cześć. Bardzo fajnie było was spotkać. Rzadko widzi się takie świetne pary. Lubię zakochanych,wiernych sobie ludzi. To czołem,do następnego razu. Cześć,Alex...szkoda...No dobra,lecę.
James sprężystym krokiem odszedł,a Rocky wciąż za nim patrzył. Nie odwrócił wzroku,dopóki chłopak nie zniknął nam całkiem z oczu.
-Co za palant. Dobrze,że już nie masz z nimi nic wspólnego. Sami kretyni. I ty miałabyś,bo pęknę ze śmiechu,być z kimś takim? Co on sobie wyobraża? Idiota,prawda?
-Tak. Kompletny idiota. Kompletny.
-Cześć dziewczyny! Ktoś krzyknął za naszymi plecami,ale nie mogłyśmy pojąc kto to. Odwróciłyśmy się,aby to zobaczyć. Przed nami stał Rocky.Opalony,uśmiechnięty. Oczy mu błyszczały,włosy lśniły. Wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego. Aż biła z niego pewność siebie. W sekundę krew odpłynęła mi z twarzy. Rzuciłam mu się na szyje.
-Cześć! Co ty tu robisz? Miałeś wrócić dopiero za kilka dni.
Nie było to zbyt mądre pytanie,ale byłam mu wdzięczna. Mogłam zapytać o coś innego i byłoby o wiele gorzej.
-Chciałem robić Ci niespodziankę. Udała się?
-No jasne,że tak! -pocałowałam go.
-To ja już sobie pójdę. -powiedziała Agnes i odeszła. Nagle nie wiadomo skąd,ktoś do mnie podszedł. Jakiś chłopak,nie znam typa.
-Cześć,co za spotkanie! To naprawdę ty?
-Znamy się?
-Właśnie znacie się?-wtrącił Rocky.
-Alexandra Valentine,tak?
-No tak...a ty jesteś? Bo nie kojarzę. -powiedział za mnie Rocky.
-Alex to najfajniejsza dziewczyna w klubie. Masz bracie,farta. Na obozie była numer jeden,jeśli chodzi o...to znaczy wszyscy chłopcy o niej gadali.
-Mam szczęście i to ogromne.-pocałował mnie we włosy.
Zauważyłam,że tajemniczy ktoś leciutko się do mnie uśmiechnął. A ja chyba powoli zaczynałam sobie przypominać.
-My już pójdziemy. -rzuciłam i złapałam Rocky'ego za rękę.
-Odprowadzę was kawałek. Szkoda,że już nie trenujesz. Mamy nową na obozie,ale to już nie to. Nie ma twojej klasy i uroku.
Chłopaki się do niej ślinią,ale dla mnie to druga liga. Ja nigdy sobie nie daruje,że nie byłem przed tobą. -spojrzał na Rocky'ego. -No,dobra. Alex,nie gniewaj się. Długo ze sobą chodzicie?
-Ponad dwa lata. -burknął Rocky.
Był zdenerwowany,czułam to.
-Słuchaj. Nie wiem jak się nazywasz,ale...
-Mam na imię James. -warknął James.
-James,żeby było jasne,chciałem ci coś powiedzieć. Alex jest dla mnie kimś ważnym,kimś nadzwyczajnym i...bardzo ją kocham.
-Fajnie,bardzo fajnie. Alex,wybacz,że mu powiem,ale ja zawsze stawiam na szczerość. Powiedziałaś mu o mnie?
-Słucham? -Rocky od razu się najeżył. Przez chwilę podejrzliwie patrzył w moje oczy. -Co niby miała powiedzieć?
-No,właśnie to jest najsmutniejsze,że nawet ci o mnie nie wspomniała,bo nie miała o czym. Prawda,Alex? Nie wiedząc o moim istnieniu,miałem względem Alex pewne plany..
-Nie jestem przedmiotem... -syknęłam,ale mało przekonująco.
-I to się właśnie okazało. Bracie,co ja wyprawiałem,żeby ją wyrwać. Prawda,Alex? I te moje gadki,i te odwiedziny,i te tańce. A ona,słuchaj nic.
-Nic mi nie mówiłaś.
-Nic? Pewnie dlatego,że nawet na mnie nie zwróciła uwagi. To cześć. Bardzo fajnie było was spotkać. Rzadko widzi się takie świetne pary. Lubię zakochanych,wiernych sobie ludzi. To czołem,do następnego razu. Cześć,Alex...szkoda...No dobra,lecę.
James sprężystym krokiem odszedł,a Rocky wciąż za nim patrzył. Nie odwrócił wzroku,dopóki chłopak nie zniknął nam całkiem z oczu.
-Co za palant. Dobrze,że już nie masz z nimi nic wspólnego. Sami kretyni. I ty miałabyś,bo pęknę ze śmiechu,być z kimś takim? Co on sobie wyobraża? Idiota,prawda?
-Tak. Kompletny idiota. Kompletny.
13 września 2014
Rozdział 25
-Czemu jesteś taka skwaszona?
-Nic. Głowa mnie boli.
-Akurat! Mów prawdę. Przecież widzę,że masz rozbiegane oczy.
Agnes spojrzała na mnie. Chciała opowiedzieć,jak wczoraj z Ross'em wspominali dawne czasy. Jednak czuła,że ja muszę wygadać się pierwsza.
-Chodzi o Rocky'ego. Wiesz,może jestem głupia,ale ostatnio,to znaczy od jego wyjazdu na obóz,jest jakoś inaczej...
-Oh daj spokój,słyszałam jak ze sobą rozmawiacie. Normalnie.
"Zwykła nudna para" -chciała dodać,ale nie zrobiła tego.
-Niby tak. Tylko...Ja wiem,że my już dość długo ze sobą chodzimy,ale... W środę wieczorem ze sobą gadaliśmy przez telefon. Usiłowałam mu powiedzieć,że strasznie
tęsknie,ale on nie słucha. Nie interesuje go to.
-Bzdura. Jasne,że go interesuje. Jesteś rozdrażniona,bo masz za dużo czasu.
-Ja? Dobra. Potem wieczorem gadaliśmy na Gadu. Coś tam sobie intymnie tłumaczymy i on puszcza taki tekst: "nie za bardzo spodobało mi się zakończenie. Wolę bez kropki nad i".
-I co z tego?
-Posłuchaj! Mówię mu,że coś jest nie tak,a on,że zakończenie mu się za bardzo nie podoba. Woli bez kropki nad i. Nie wydaje ci się to nieco bez związku?
-Jesteś przewrażliwiona. Pewno był zmęczony.... Albo...może...on...z kimś...-Agnes zacisnęła usta.
-Sama widzisz! Boisz się to powiedzieć,ale ja powiem :albo gadał jednocześnie z kimś innym!
-Racja. Gołym okiem widać. Miał otwarte też inne okno. No,ale w końcu to nie grzech. Ty nigdy tak nie robisz?
-Robię,ale nie wtedy,gdy gadam z moim chłopakiem!
Agnes przez ułamek sekundy czuła pokusę,by powiedzieć mi,żebym się nie przejmowała.
-Nie dramatyzuj.
-On rozmawiał nie tylko ze mną,rozumiesz? Odpowiedział nie na moje pytanie.
-Myślisz,że poznał tam kogoś?
-Nie,skąd! Przecież by mi powiedział. Dawno się umówiliśmy,że...
-Że?
- ...
-Halo,Alex! Jesteś tutaj? Umówiliście się,że..?
-Że będziemy sobie wszystko mówić,nawet złe rzeczy...żeby mieć szansę coś zrobić.
-Wiec czym się martwisz,bo nie łapie?
-Spowszedniałam mu. Coś się między nami wypaliło.
-A on tobie?
-Nie lubię tych twoich pytań. Wredne są,wiesz? Na razie nie rozmawiamy o mnie,tylko o nim. Już nie jest tak jak dawniej. Kiedyś rzucał wszystko i jak byliśmy na Gadu-Gadu,to rozmawiał tylko ze mną,nawet kilka godzin. Czujesz?
-Mój totalny brak doświadczenia w tych sprawach podpowiada mi,że nie ma się czym przejmować. Jesteś przewrażliwiona i masz za dużo czasu. Swoją drogą,odkąd Rocky pojechał,strasznie się zrobiłaś nerwowa. Taka bardziej nerwowa niż kiedyś. Problem za problemem.
-Wiesz co? Dzięki. Rzeczywiście mnie zrozumiałaś. -rzuciłam.
Siadłam do komputera,weszłam na jakieś strony internetowe ale nic mnie tam nie zainteresowało. A właściwie inaczej: Stukałam w klawisze,a myślałam o Rocky'm.
Nieustannie. Sześćdziesiąt minut na godzinę. Wróciłam do swojego pokoju i położyłam się,ale zasnąć nie mogłam. Cały czas sobie w głowie krążyły mi myśli typu: Co
teraz robi? O czym myśli? Najchętniej to bym pojechała teraz do niego. Umieram z tęsknoty. Myślę,że miłość to przeważnie nagły poryw,okupiona jest cierpieniem,tęsknotą,bólem serca i duszy. (Cóż wiemy o miłości mając osiemnaście lat-tyle jeszcze nie mam ,ale przecież już niedługo...)
*Agnes*
Czuje się źle,wiem że muszę jej pomóc. Chociaż trochę. Poszłam do naszego pokoju,siedziała tam całkiem sama. Robiło mi się przykro,widząc ją taką przygnębioną i smutną. Usiadłam przy niej,najwidoczniej potrzebowała kogoś,kto ją pocieszy.
-Ej co ty tak sama siedzisz?
-Rozmyślam nad tym...co będzie dalej.
-Alex,jeszcze tylko kilka dni...On zaraz przyjedzie.
-Tylko że potem znów pojedzie.
Spojrzałam na drobną,mizerną twarz przyjaciółki. Alex miała zapadnięte oczy,ziemistą cerę. Wyglądała,jakby była ciężko chora.
-Nic. Głowa mnie boli.
-Akurat! Mów prawdę. Przecież widzę,że masz rozbiegane oczy.
Agnes spojrzała na mnie. Chciała opowiedzieć,jak wczoraj z Ross'em wspominali dawne czasy. Jednak czuła,że ja muszę wygadać się pierwsza.
-Chodzi o Rocky'ego. Wiesz,może jestem głupia,ale ostatnio,to znaczy od jego wyjazdu na obóz,jest jakoś inaczej...
-Oh daj spokój,słyszałam jak ze sobą rozmawiacie. Normalnie.
"Zwykła nudna para" -chciała dodać,ale nie zrobiła tego.
-Niby tak. Tylko...Ja wiem,że my już dość długo ze sobą chodzimy,ale... W środę wieczorem ze sobą gadaliśmy przez telefon. Usiłowałam mu powiedzieć,że strasznie
tęsknie,ale on nie słucha. Nie interesuje go to.
-Bzdura. Jasne,że go interesuje. Jesteś rozdrażniona,bo masz za dużo czasu.
-Ja? Dobra. Potem wieczorem gadaliśmy na Gadu. Coś tam sobie intymnie tłumaczymy i on puszcza taki tekst: "nie za bardzo spodobało mi się zakończenie. Wolę bez kropki nad i".
-I co z tego?
-Posłuchaj! Mówię mu,że coś jest nie tak,a on,że zakończenie mu się za bardzo nie podoba. Woli bez kropki nad i. Nie wydaje ci się to nieco bez związku?
-Jesteś przewrażliwiona. Pewno był zmęczony.... Albo...może...on...z kimś...-Agnes zacisnęła usta.
-Sama widzisz! Boisz się to powiedzieć,ale ja powiem :albo gadał jednocześnie z kimś innym!
-Racja. Gołym okiem widać. Miał otwarte też inne okno. No,ale w końcu to nie grzech. Ty nigdy tak nie robisz?
-Robię,ale nie wtedy,gdy gadam z moim chłopakiem!
Agnes przez ułamek sekundy czuła pokusę,by powiedzieć mi,żebym się nie przejmowała.
-Nie dramatyzuj.
-On rozmawiał nie tylko ze mną,rozumiesz? Odpowiedział nie na moje pytanie.
-Myślisz,że poznał tam kogoś?
-Nie,skąd! Przecież by mi powiedział. Dawno się umówiliśmy,że...
-Że?
- ...
-Halo,Alex! Jesteś tutaj? Umówiliście się,że..?
-Że będziemy sobie wszystko mówić,nawet złe rzeczy...żeby mieć szansę coś zrobić.
-Wiec czym się martwisz,bo nie łapie?
-Spowszedniałam mu. Coś się między nami wypaliło.
-A on tobie?
-Nie lubię tych twoich pytań. Wredne są,wiesz? Na razie nie rozmawiamy o mnie,tylko o nim. Już nie jest tak jak dawniej. Kiedyś rzucał wszystko i jak byliśmy na Gadu-Gadu,to rozmawiał tylko ze mną,nawet kilka godzin. Czujesz?
-Mój totalny brak doświadczenia w tych sprawach podpowiada mi,że nie ma się czym przejmować. Jesteś przewrażliwiona i masz za dużo czasu. Swoją drogą,odkąd Rocky pojechał,strasznie się zrobiłaś nerwowa. Taka bardziej nerwowa niż kiedyś. Problem za problemem.
-Wiesz co? Dzięki. Rzeczywiście mnie zrozumiałaś. -rzuciłam.
Siadłam do komputera,weszłam na jakieś strony internetowe ale nic mnie tam nie zainteresowało. A właściwie inaczej: Stukałam w klawisze,a myślałam o Rocky'm.
Nieustannie. Sześćdziesiąt minut na godzinę. Wróciłam do swojego pokoju i położyłam się,ale zasnąć nie mogłam. Cały czas sobie w głowie krążyły mi myśli typu: Co
teraz robi? O czym myśli? Najchętniej to bym pojechała teraz do niego. Umieram z tęsknoty. Myślę,że miłość to przeważnie nagły poryw,okupiona jest cierpieniem,tęsknotą,bólem serca i duszy. (Cóż wiemy o miłości mając osiemnaście lat-tyle jeszcze nie mam ,ale przecież już niedługo...)
*Agnes*
Czuje się źle,wiem że muszę jej pomóc. Chociaż trochę. Poszłam do naszego pokoju,siedziała tam całkiem sama. Robiło mi się przykro,widząc ją taką przygnębioną i smutną. Usiadłam przy niej,najwidoczniej potrzebowała kogoś,kto ją pocieszy.
-Ej co ty tak sama siedzisz?
-Rozmyślam nad tym...co będzie dalej.
-Alex,jeszcze tylko kilka dni...On zaraz przyjedzie.
-Tylko że potem znów pojedzie.
Spojrzałam na drobną,mizerną twarz przyjaciółki. Alex miała zapadnięte oczy,ziemistą cerę. Wyglądała,jakby była ciężko chora.
10 września 2014
Rozdział 24
Wieczór,godzina 22:19. Gadu-Gadu.
Alex: Rocky,powiedzmy sobie szczerze: coś jest między nami nie tak.
Rocky: Dobrze,że o tym piszesz,bo ja też to zauważyłem.
Alex: Powiedz mi: o co chodzi?
Rocky: Mnie o nic nie chodzi. To ty jesteś jakaś zmieniona odkąd wyjechałem...
Alex: Nic podobnego. Ja jestem normalna!
Rocky:A jednak...
Alex: Żadne "jednak". Ty ty zachowujesz się,jakbyś...zresztą nie wiem...
Rocky: To ty jesteś dziwna...
Alex: Ja? To ty!
Rocky: Dlaczego dziś nie odebrałaś telefonu ode mnie? W czym Ci tak przeszkadzałem?
Alex: W niczym. Zapomniałam komórki z domu.
Rocky: Co ty mi piszesz? Nigdy nie zapominasz...
Alex: Ale dziś tak. Słowo honoru,że jej nie miałam ze sobą.
Rocky: Na pewno.?
Alex: Na pewno. Dlaczego tak Cię to zdenerwowało?
Rocky: Sam nie wiem. Pomyślałem,ze może kogoś poznałaś i jesteś z nim.
"Słodki,kochany! On jest po prostu zazdrosny. Jak dobrze..."
Poczułam,jak olbrzymi głaz spada mi z serca.
Alex: To dlatego byłeś taki zły?
Rocky: Dlatego. Na pewno zapomniałaś? Bo strasznie mi było przykro. Pomyślałem,że odrzuciłaś połączenie ode mnie.
Alex: Skąd! Nigdy czegoś takiego bym nie zrobiła.
Rocky: Kiedyś na pewno tak zrobisz,czuje to.
Alex: Nigdy tak nie zrobię! Ani kiedyś,ani na pewno. Nigdy!
Rocky: Nigdy?
Alex: Nigdy! Kocham Cię,wiesz?
Rocky: Wiem. Ja Ciebie też.
Odsunęłam się od klawiatury i oparłam o fotel. Przymknęłam oczy i głęboko westchnęłam "Boże,więc chodziło tylko o to! Zapomniałam komórki,a on był zazdrosny.
Tylko tyle. Po prostu. Stąd ta sztywność,ta okropna obcość,ten brak tematów. Był na mnie wściekły. Jak to dobrze..." Wyprostowałam się i wyciągnęłam dłonie,żeby
napisać mu jeszcze kilka bardzo słodkich słów,zapewnić o swojej miłości,pogadać o wszystkim i o niczym-jak kiedyś...za starych dobrych czasów.
Alex: To co,pogadamy jutro?
Rocky: Nie,nie mogę,sorry. Poza tym nie za bardzo spodobało mi się zakończenie. Wolę bez kropki nad i.
Przeczytałam jeszcze raz. I jeszcze. Chciałam zapytać,o co chodzi Rocky'emu,ale nie musiałam pytać. Zrozumiałam.
"Woli bez kropki? Jasne,każdy woli. Nikt nie lubi łopatologii. Ciekawe,o jakiej książce rozmawiają... Rozmawiają? Z kim on rozmawia? Ze mną,to jasne,ale nie o literaturze,więc...z kim jeszcze... A pamiętam,jak kiedyś mówił,że jak jest ze mną na Gadu-Gadu,to stawia sobie moje zdjęcie obok monitora i cały świat mu znika. Kiedyś...Właśnie,kiedyś. Kiedyś na pewno tak robił.."
Alex: Rocky,powiedzmy sobie szczerze: coś jest między nami nie tak.
Rocky: Dobrze,że o tym piszesz,bo ja też to zauważyłem.
Alex: Powiedz mi: o co chodzi?
Rocky: Mnie o nic nie chodzi. To ty jesteś jakaś zmieniona odkąd wyjechałem...
Alex: Nic podobnego. Ja jestem normalna!
Rocky:A jednak...
Alex: Żadne "jednak". Ty ty zachowujesz się,jakbyś...zresztą nie wiem...
Rocky: To ty jesteś dziwna...
Alex: Ja? To ty!
Rocky: Dlaczego dziś nie odebrałaś telefonu ode mnie? W czym Ci tak przeszkadzałem?
Alex: W niczym. Zapomniałam komórki z domu.
Rocky: Co ty mi piszesz? Nigdy nie zapominasz...
Alex: Ale dziś tak. Słowo honoru,że jej nie miałam ze sobą.
Rocky: Na pewno.?
Alex: Na pewno. Dlaczego tak Cię to zdenerwowało?
Rocky: Sam nie wiem. Pomyślałem,ze może kogoś poznałaś i jesteś z nim.
"Słodki,kochany! On jest po prostu zazdrosny. Jak dobrze..."
Poczułam,jak olbrzymi głaz spada mi z serca.
Alex: To dlatego byłeś taki zły?
Rocky: Dlatego. Na pewno zapomniałaś? Bo strasznie mi było przykro. Pomyślałem,że odrzuciłaś połączenie ode mnie.
Alex: Skąd! Nigdy czegoś takiego bym nie zrobiła.
Rocky: Kiedyś na pewno tak zrobisz,czuje to.
Alex: Nigdy tak nie zrobię! Ani kiedyś,ani na pewno. Nigdy!
Rocky: Nigdy?
Alex: Nigdy! Kocham Cię,wiesz?
Rocky: Wiem. Ja Ciebie też.
Odsunęłam się od klawiatury i oparłam o fotel. Przymknęłam oczy i głęboko westchnęłam "Boże,więc chodziło tylko o to! Zapomniałam komórki,a on był zazdrosny.
Tylko tyle. Po prostu. Stąd ta sztywność,ta okropna obcość,ten brak tematów. Był na mnie wściekły. Jak to dobrze..." Wyprostowałam się i wyciągnęłam dłonie,żeby
napisać mu jeszcze kilka bardzo słodkich słów,zapewnić o swojej miłości,pogadać o wszystkim i o niczym-jak kiedyś...za starych dobrych czasów.
Alex: To co,pogadamy jutro?
Rocky: Nie,nie mogę,sorry. Poza tym nie za bardzo spodobało mi się zakończenie. Wolę bez kropki nad i.
Przeczytałam jeszcze raz. I jeszcze. Chciałam zapytać,o co chodzi Rocky'emu,ale nie musiałam pytać. Zrozumiałam.
"Woli bez kropki? Jasne,każdy woli. Nikt nie lubi łopatologii. Ciekawe,o jakiej książce rozmawiają... Rozmawiają? Z kim on rozmawia? Ze mną,to jasne,ale nie o literaturze,więc...z kim jeszcze... A pamiętam,jak kiedyś mówił,że jak jest ze mną na Gadu-Gadu,to stawia sobie moje zdjęcie obok monitora i cały świat mu znika. Kiedyś...Właśnie,kiedyś. Kiedyś na pewno tak robił.."
5 września 2014
Rozdział 23
-Długo śpi?
-Ponad godzinę. Strasznie płakała,gdy przyszłam.
-Pytałaś ją dlaczego?
-Głowa ja boli.
-Akurat! Jak się ma siedemnaście lat,to nie płacze się z byle powodu.
-Głowa ją boli,to nie jest byle powód. O co ci chodzi?
-Wy,kobiety jesteście takie kruche. Rozklejacie się z głupiego powodu,to jest chore moim zdaniem.
-Ej Ross widziałam,że ostatnio zafascynował cię świat poezji. Czytałeś i nic ci to nie dało? Nie wyczuwasz,że to coś subtelnego?...Ona płacze z powodu czegoś innego.
-Czego? Coś się stało?
-Stało się! Ona tęskni. Te 3 miesiące są dla niej jak całe życie. To nie jest dla ciebie "coś subtelnego"?
-Chyba nie. W ogóle o co chodzi?
-Przeżycia psychiczne. Człowiek ma psychikę,życie wewnętrzne. Pamiętasz jeszcze takie pojęcia? Kojarzą ci się z czymś? Już rozumiesz?
Nie spałam już od kilku minut,ale teraz za nic nie chciałam otworzyć oczu i zobaczyć pochylonych nade mną przyjaciół. Po kilku minutach plac boju był pusty. Wtedy
wstałam. Włączyłam komputer i weszłam na Gadu-Gadu. Rocky był dostępny. Poskarżył się mi na beznadziejną pogodę,a ja mu na masę nauki w szkole. Tak bardzo chcieliśmy się spotkać,ale wiedzieliśmy że to przecież niemożliwe. Następnego dnia wyglądałam koszmarnie. Pod moimi oczami widniały dwie ciemne podkowy,usta obrzmiałe,nawet włosy wyglądały na przemęczone. Weszłam do szkoły z bólem głowy. Agnes,która wyszła do szkoły wcześniej niż ja,siedziała w szatni. Było tam jeszcze kila osób,ale pozostałym mrugnęłam tylko jakieś ogóle "hej".
-Cześć,Alex. Ciężka noc?
-Ciężkie życie.
-Właśnie...-powiedziała cicho Agnes.
Uważnie spojrzała na mnie.
-Coś nie tak? -zapytała.
-Nie,wszystko dobrze.
-Na pewno? Jakoś dziwnie wyglądasz.
-Tak,na pewno. Nie martw się.
-Będę się martwic,toś ty moja kumpela. -szturchnęła mnie lekko w ramię. -Może pójdziemy gdzieś potem? Do kina albo na zakupy?
-Nie jestem w nastroju.
-Dlaczego?
-Mówiłam ci. Nie mam ochoty. To wszystko mnie dołuje. Matura,prezentacja,egzaminy...Nie daje rady.
-Jasne,rozumiem. Widziałam kiedyś taki napis na koszulce: "Żyj tak,jakby nie było jutra".
Obie czułyśmy się niezręcznie. Chciałyśmy porozmawiać,a nie umiałyśmy. Dopiero gdy do szatni wpadł Ross,uśmiechnęłyśmy się do niego,jakby przybyła odsiecz.
-Ale mam dobry dzień! Nie uwierzycie!
-Co się stało? -zapytałam roześmiana.
-Okropnie boli mnie brzuch.
-I co w tym dobrego?
-To,że zwalniam się ze szkoły. Ostatnie dwie lekcje. A co u was?
-W porządku. -powiedziałyśmy jednocześnie.
Kłamałam. Robiłam dobrą minę do złej gry. Tak bardzo chciałabym,żeby u mnie też było w porządku. Żebym mogła tak powiedzieć. Przebierałyśmy się na WF. Nie znosiłam tego przedmiotu i wszystkiego,co się z nim wiązało,a w szczególności przebierania się w ciasnej,zatęchłej szatni,na oczach wszystkich koleżanek. Na niczym nie mogłam się skupić.
-Ponad godzinę. Strasznie płakała,gdy przyszłam.
-Pytałaś ją dlaczego?
-Głowa ja boli.
-Akurat! Jak się ma siedemnaście lat,to nie płacze się z byle powodu.
-Głowa ją boli,to nie jest byle powód. O co ci chodzi?
-Wy,kobiety jesteście takie kruche. Rozklejacie się z głupiego powodu,to jest chore moim zdaniem.
-Ej Ross widziałam,że ostatnio zafascynował cię świat poezji. Czytałeś i nic ci to nie dało? Nie wyczuwasz,że to coś subtelnego?...Ona płacze z powodu czegoś innego.
-Czego? Coś się stało?
-Stało się! Ona tęskni. Te 3 miesiące są dla niej jak całe życie. To nie jest dla ciebie "coś subtelnego"?
-Chyba nie. W ogóle o co chodzi?
-Przeżycia psychiczne. Człowiek ma psychikę,życie wewnętrzne. Pamiętasz jeszcze takie pojęcia? Kojarzą ci się z czymś? Już rozumiesz?
Nie spałam już od kilku minut,ale teraz za nic nie chciałam otworzyć oczu i zobaczyć pochylonych nade mną przyjaciół. Po kilku minutach plac boju był pusty. Wtedy
wstałam. Włączyłam komputer i weszłam na Gadu-Gadu. Rocky był dostępny. Poskarżył się mi na beznadziejną pogodę,a ja mu na masę nauki w szkole. Tak bardzo chcieliśmy się spotkać,ale wiedzieliśmy że to przecież niemożliwe. Następnego dnia wyglądałam koszmarnie. Pod moimi oczami widniały dwie ciemne podkowy,usta obrzmiałe,nawet włosy wyglądały na przemęczone. Weszłam do szkoły z bólem głowy. Agnes,która wyszła do szkoły wcześniej niż ja,siedziała w szatni. Było tam jeszcze kila osób,ale pozostałym mrugnęłam tylko jakieś ogóle "hej".
-Cześć,Alex. Ciężka noc?
-Ciężkie życie.
-Właśnie...-powiedziała cicho Agnes.
Uważnie spojrzała na mnie.
-Coś nie tak? -zapytała.
-Nie,wszystko dobrze.
-Na pewno? Jakoś dziwnie wyglądasz.
-Tak,na pewno. Nie martw się.
-Będę się martwic,toś ty moja kumpela. -szturchnęła mnie lekko w ramię. -Może pójdziemy gdzieś potem? Do kina albo na zakupy?
-Nie jestem w nastroju.
-Dlaczego?
-Mówiłam ci. Nie mam ochoty. To wszystko mnie dołuje. Matura,prezentacja,egzaminy...Nie daje rady.
-Jasne,rozumiem. Widziałam kiedyś taki napis na koszulce: "Żyj tak,jakby nie było jutra".
Obie czułyśmy się niezręcznie. Chciałyśmy porozmawiać,a nie umiałyśmy. Dopiero gdy do szatni wpadł Ross,uśmiechnęłyśmy się do niego,jakby przybyła odsiecz.
-Ale mam dobry dzień! Nie uwierzycie!
-Co się stało? -zapytałam roześmiana.
-Okropnie boli mnie brzuch.
-I co w tym dobrego?
-To,że zwalniam się ze szkoły. Ostatnie dwie lekcje. A co u was?
-W porządku. -powiedziałyśmy jednocześnie.
Kłamałam. Robiłam dobrą minę do złej gry. Tak bardzo chciałabym,żeby u mnie też było w porządku. Żebym mogła tak powiedzieć. Przebierałyśmy się na WF. Nie znosiłam tego przedmiotu i wszystkiego,co się z nim wiązało,a w szczególności przebierania się w ciasnej,zatęchłej szatni,na oczach wszystkich koleżanek. Na niczym nie mogłam się skupić.
3 września 2014
Rozdział 22
-Alex..
-Nic mi nie jest. Wszystko w porządku. Na pożegnanie dał mi fajnego lewka. Pokaże ci,taki śmieszny,beżowy. To jest Leon.
Śliczny,prawda? Nazwałam go Leon,bo to chyba najlepsze imię dla lwa. Mówiłam ci,że Rocky strasznie się opalił,ma plamy na plecach i będzie musiał brać laser,żeby wyrównać pigmentację? To będzie pierwszy znany mi osobiście człowiek,który odda się w ręce chirurgów plastycznych. Może i ja przy okazji coś sobie zoperuje,może zrobię sobie dodatkowe ucho albo odessę tłuszcz z powiek..
-Alex,nie płacz.
-To złudzenie. Przecież ja nigdy nie płaczę,prawda?
-Może. Chyba tak.
Agnes podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
Nie bardzo wiedziała,co się dzieje,bo nie chciałam nic powiedzieć.
-Dobra,koniec. Nic się nie stało. A co u ciebie? Masz coś ciekawego? Mów,to może się uspokoję.
-Widzę,że ci lepiej. Jak zwykle mam coś nowego.
-A ty lubisz poezję? -wtrąciłam,a moja przyjaciółka ucieszyła się,że jej słucham.
-Jak najbardziej! Kocham! Nie wiedziałaś? -Roześmiała się. -I wiesz,kilka pocałunków,jakieś skromne pieszczoty...raz,drugi,
trzeci. Potem oboje się rozkręciliśmy i nagle on bierze mnie za rękę,całuje i z powagą oświadcza,że musi mi coś powiedzieć. Wytrzeszczam oczy. Wiesz,czego się spodziewam. Wyznań. A on mówi,że jest uczulony na banany. Co tak patrzysz? Aż takie beznadziejne? Hahahaha,no co? To jest trochę zabawne....Dobra mam jeszcze drugą historię. Alex,co ci jest?
-Głowa mnie boli. Chyba się przegrzałam. Nie gniewaj się,jutro pogadamy.
-Nie ma sprawy. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała to mów. I nie przejmuj się,Rocky na pewno zadzwoni.
Następnego dnia razem z Agnes siadłyśmy do komputera,sprawdzałyśmy jakieś strony internetowe,zamówiłyśmy pizze itp.
-Ej,ktoś chce się z nami połączyć. -powiedziałam pokazując na ekran.
-Kto to?
-Zobacz. -moja koleżanka połączyła się z kimś kto łączył się z nami i chciał rozmawiać przez wideo. To był Rocky. Nareszcie,
odezwał się.
-Cześć Agnes! Jestem.
-Ja też tutaj jestem. -powiedziałam machając do Rocky'ego.
-Alex! Ale jesteś blada!
-Nie uwierzysz,jakieś trzy dni temu się strułam...zjadłam nieumytą śliwkę. Jedną. Myślałam,że umrę. Dosłownie.
-To kiepsko,współczuje. Co w ogóle u was słychać?
-Nic ciekawego,ale strasznie tęsknie.
-Ja też.
Nagle jakoś skończyły nam się tematy. Rocky się rozłączył.
-Ej co jest,dlaczego skończyliście rozmawiać?
-No bo nie mamy o czym.
-Tak szybko?
-Może to tęsknota za nim...za bardzo mnie to wszystko dobija. -czułam jak łzy napływają mi do oczu.
-Oj nie płacz,niedługo znowu będziecie razem. -przytuliła mnie.
-Mam już tego dosyć. Idę do sypialni.
Siedziałam na łóżku. Myślałam tylko o Rocky'm. Tylko i wyłącznie. Nie mogłam zasnąć.Wstałam z łóżka i poszłam umyć ręce. Odruchowo spojrzałam w lustro.
"Mam siedemnaście lat i co miałam przeżyć,już przeżyłam. Dlaczego tak bardzo tęsknie? Za łatwo to wszystko poszło..." -myślałam. Wiedziałam,że nie. Oczywiście,że straciłam zapał i serce.
-Co się stało? -zobaczyłam stojącą Agnes w progu łazienki.
Zanim jej odpowiedziałam,zamrugałam powiekami. Nie dlatego,żeby ukryć łzy,tylko ze zdziwienia,jaki brak wyczucia wykazują moi najbliżsi.
"Nie możesz po prostu udać,że nic nie widzisz i się czymś zając?". -mówiłam sobie w myślach.
-Nic się nie stało,po prostu boli mnie głowa.
-Wzięłaś coś przeciwbólowego?
-Nie,możesz mi coś dać?
To był dobry sposób,żeby się jej pozbyć. Co z tego,że tylko na chwilę? Wtedy zdążę się już uspokoić.
-Weź to.
-Dobrze.
Wzięłam od przyjaciółki tabletkę,grzecznie popiłam i połknęłam. Uśmiechnęłam się.
-Lepiej?
-Dzięki...za proszek i za to,że ze mną pogadałaś.
"Dzięki za to,że nic nie chcesz wiedzieć".
-To się nazywa przyjaźń. Zawsze możesz na mnie liczyć. Jest coś do jedzenia?
-Wsadź pizze do mikrofali.
">>To się nazywa przyjaźń. Zawsze możesz na mnie liczyć"<< I kto to mówi! Mam jej czasami dosyć,w zasadzie chciałabym żeby mi wreszcie powiedziała,że mnie nienawidzi. Tabletkę wzięłam,nie patrząc,co mi daje. A jakby dała mi truciznę...? Co ja bredzę?! Z tej tęsknoty zaczynam wymyślać historię. Koniec. Myję twarz i...albo nie,lepiej poleżę jeszcze chwilę...tylko chwilę..
-Nic mi nie jest. Wszystko w porządku. Na pożegnanie dał mi fajnego lewka. Pokaże ci,taki śmieszny,beżowy. To jest Leon.
Śliczny,prawda? Nazwałam go Leon,bo to chyba najlepsze imię dla lwa. Mówiłam ci,że Rocky strasznie się opalił,ma plamy na plecach i będzie musiał brać laser,żeby wyrównać pigmentację? To będzie pierwszy znany mi osobiście człowiek,który odda się w ręce chirurgów plastycznych. Może i ja przy okazji coś sobie zoperuje,może zrobię sobie dodatkowe ucho albo odessę tłuszcz z powiek..
-Alex,nie płacz.
-To złudzenie. Przecież ja nigdy nie płaczę,prawda?
-Może. Chyba tak.
Agnes podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
Nie bardzo wiedziała,co się dzieje,bo nie chciałam nic powiedzieć.
-Dobra,koniec. Nic się nie stało. A co u ciebie? Masz coś ciekawego? Mów,to może się uspokoję.
-Widzę,że ci lepiej. Jak zwykle mam coś nowego.
-A ty lubisz poezję? -wtrąciłam,a moja przyjaciółka ucieszyła się,że jej słucham.
-Jak najbardziej! Kocham! Nie wiedziałaś? -Roześmiała się. -I wiesz,kilka pocałunków,jakieś skromne pieszczoty...raz,drugi,
trzeci. Potem oboje się rozkręciliśmy i nagle on bierze mnie za rękę,całuje i z powagą oświadcza,że musi mi coś powiedzieć. Wytrzeszczam oczy. Wiesz,czego się spodziewam. Wyznań. A on mówi,że jest uczulony na banany. Co tak patrzysz? Aż takie beznadziejne? Hahahaha,no co? To jest trochę zabawne....Dobra mam jeszcze drugą historię. Alex,co ci jest?
-Głowa mnie boli. Chyba się przegrzałam. Nie gniewaj się,jutro pogadamy.
-Nie ma sprawy. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała to mów. I nie przejmuj się,Rocky na pewno zadzwoni.
Następnego dnia razem z Agnes siadłyśmy do komputera,sprawdzałyśmy jakieś strony internetowe,zamówiłyśmy pizze itp.
-Ej,ktoś chce się z nami połączyć. -powiedziałam pokazując na ekran.
-Kto to?
-Zobacz. -moja koleżanka połączyła się z kimś kto łączył się z nami i chciał rozmawiać przez wideo. To był Rocky. Nareszcie,
odezwał się.
-Cześć Agnes! Jestem.
-Ja też tutaj jestem. -powiedziałam machając do Rocky'ego.
-Alex! Ale jesteś blada!
-Nie uwierzysz,jakieś trzy dni temu się strułam...zjadłam nieumytą śliwkę. Jedną. Myślałam,że umrę. Dosłownie.
-To kiepsko,współczuje. Co w ogóle u was słychać?
-Nic ciekawego,ale strasznie tęsknie.
-Ja też.
Nagle jakoś skończyły nam się tematy. Rocky się rozłączył.
-Ej co jest,dlaczego skończyliście rozmawiać?
-No bo nie mamy o czym.
-Tak szybko?
-Może to tęsknota za nim...za bardzo mnie to wszystko dobija. -czułam jak łzy napływają mi do oczu.
-Oj nie płacz,niedługo znowu będziecie razem. -przytuliła mnie.
-Mam już tego dosyć. Idę do sypialni.
Siedziałam na łóżku. Myślałam tylko o Rocky'm. Tylko i wyłącznie. Nie mogłam zasnąć.Wstałam z łóżka i poszłam umyć ręce. Odruchowo spojrzałam w lustro.
"Mam siedemnaście lat i co miałam przeżyć,już przeżyłam. Dlaczego tak bardzo tęsknie? Za łatwo to wszystko poszło..." -myślałam. Wiedziałam,że nie. Oczywiście,że straciłam zapał i serce.
-Co się stało? -zobaczyłam stojącą Agnes w progu łazienki.
Zanim jej odpowiedziałam,zamrugałam powiekami. Nie dlatego,żeby ukryć łzy,tylko ze zdziwienia,jaki brak wyczucia wykazują moi najbliżsi.
"Nie możesz po prostu udać,że nic nie widzisz i się czymś zając?". -mówiłam sobie w myślach.
-Nic się nie stało,po prostu boli mnie głowa.
-Wzięłaś coś przeciwbólowego?
-Nie,możesz mi coś dać?
To był dobry sposób,żeby się jej pozbyć. Co z tego,że tylko na chwilę? Wtedy zdążę się już uspokoić.
-Weź to.
-Dobrze.
Wzięłam od przyjaciółki tabletkę,grzecznie popiłam i połknęłam. Uśmiechnęłam się.
-Lepiej?
-Dzięki...za proszek i za to,że ze mną pogadałaś.
"Dzięki za to,że nic nie chcesz wiedzieć".
-To się nazywa przyjaźń. Zawsze możesz na mnie liczyć. Jest coś do jedzenia?
-Wsadź pizze do mikrofali.
">>To się nazywa przyjaźń. Zawsze możesz na mnie liczyć"<< I kto to mówi! Mam jej czasami dosyć,w zasadzie chciałabym żeby mi wreszcie powiedziała,że mnie nienawidzi. Tabletkę wzięłam,nie patrząc,co mi daje. A jakby dała mi truciznę...? Co ja bredzę?! Z tej tęsknoty zaczynam wymyślać historię. Koniec. Myję twarz i...albo nie,lepiej poleżę jeszcze chwilę...tylko chwilę..
31 sierpnia 2014
Rozdział 21
Nie mogę uwierzyć. Mój Rocky właśnie dzisiaj wyjeżdża na ten swój obóz. A ja nadal się nie pozbierałam. Płakałam całą noc.
Słyszałam,ze Agnes łazi po kuchni więc poszłam zobaczyć co się dzieję.
-Ej co robisz? -zapytałam zaspana.
-Jadę na lotnisko pożegnać się trochę.
-Chyba pojadę z tobą.
-Serio? Jesteś pewna? To nie będzie dla ciebie zbyt wiele?
-Myślę,że nie. To co mogę?
-Jasne,ubieraj się.
Dotarliśmy na lotnisko. Rocky już tam był,wyglądał na smutnego(?) przynajmniej tak mi się wydawało.
-Rocky,poczekaj!! -krzyczałam i biegłam do niego. Był zadowolony widziałam to w jego oczach. Obkręcił mnie w swoich
ramionach.
-Wiedziałem,że przyjdziesz.
-Musiałam się pożegnać. Będę tęsknic.
-Ja też. Mocno. -pocałował mnie.
"Za 5 minut startujemy,proszę zając miejsca" -usłyszałam głos stewardessy. Moje oczy zrobiły się szklane,od łez.
-Chyba muszę iść.
-Powodzenia. -uśmiechnęłam się,starając się nie rozpłakać.
-Już tęsknie,do zobaczenia wkrótce. -powiedział,pocałował mnie we włosy i odszedł do samolotu. A ja żeby nie pokazywać,że płacze spuściłam głowę w dół. Wróciliśmy do domu. Całą drogę nie odezwałam się ani słowem,po prostu było mi smutno.
-I jak się czujesz? -zapytał Ross.
-Nijak. -powiedziałam siadając na kanapę.
-Oj przestań. Wytrzymasz.
-Nie potrafię. Nie rozumiesz tego? -rozpłakałam się.
-Alex,przestań płakać. Proszę. -Ross i Agnes usiedli obok mnie.
-My zawsze będziemy z tobą. -przytulili mnie oboje.
Właśnie wtedy chyba zrozumiałam,że mam na kogo liczyć.
Nalałam sobie kubek herbaty,wyciągnęłam z szuflady czekoladę i sięgnęłam po książkę "Pogrom czarownic" horror,lubię horrory. Skończyłam czytać z oczami pełnymi łez. Zimną herbatę wylałam do zlewu,czekoladę włożyłam z powrotem do szuflady.
Ja przecież,tak jak Rocky. Tęsknie. Gdybym była na jego miejscu,mnie by się mogło też coś takiego przytrafić. Powinnam się cieszyć,ale nie potrafię cieszyć się ze szczęścia innych. Chyba muszę bardziej zainteresować się jego życiem. Muszę wziąć się w garść,przecież te 3 miesiące miną za nim się obejrzę,albo...będą się ciągnąc jak dwa lata. Do pokoju ktoś zapukał. Czy ja nie mogę mieć chwili spokoju?!
-Cześć,mogę wejść? Nie przeszkadzam? -zza drzwi wyłoniła się głowa Agnes.
-Coś ty,wejdź.
-Dzięki. Coś się stało?
-Wiesz,boje się...jednej rzeczy.
-Ale jakiej?
-Boje się,że Rocky pojechał tam bo ma na tym obozie jakąś inną dziewczynę. Lepszą ode mnie.
-Przestań tak mówić,on na pewno by tak nie zrobił. To nie w jego stylu. Wiesz,że on kocha tylko i wyłącznie Ciebie.
-Tak niby tak.
-Nie niby,tylko tak jest. Uwierz mi. -przytuliła mnie.
-Tęsknie za nim tak mocno.
-Kochanie nie martw się,wiem co czujesz.
-Też miałaś tak,że tęskniłaś tak aż czułaś,że krwawi Ci serce?
-Oh i to nawet nie raz.
-I jak sobie poradziłaś?
-Nie było łatwo,ale dałam radę. Trzeba być cierpliwym.
-Masz rację,ale ja nie potrafię.
-Potrafisz. Ja w Ciebie wierze.
-Dzięki. -uśmiechnęłam się,i nagle poczułam się tak jakbym zaraz miała tracić przytomność...
Słyszałam,ze Agnes łazi po kuchni więc poszłam zobaczyć co się dzieję.
-Ej co robisz? -zapytałam zaspana.
-Jadę na lotnisko pożegnać się trochę.
-Chyba pojadę z tobą.
-Serio? Jesteś pewna? To nie będzie dla ciebie zbyt wiele?
-Myślę,że nie. To co mogę?
-Jasne,ubieraj się.
Dotarliśmy na lotnisko. Rocky już tam był,wyglądał na smutnego(?) przynajmniej tak mi się wydawało.
-Rocky,poczekaj!! -krzyczałam i biegłam do niego. Był zadowolony widziałam to w jego oczach. Obkręcił mnie w swoich
ramionach.
-Wiedziałem,że przyjdziesz.
-Musiałam się pożegnać. Będę tęsknic.
-Ja też. Mocno. -pocałował mnie.
"Za 5 minut startujemy,proszę zając miejsca" -usłyszałam głos stewardessy. Moje oczy zrobiły się szklane,od łez.
-Chyba muszę iść.
-Powodzenia. -uśmiechnęłam się,starając się nie rozpłakać.
-Już tęsknie,do zobaczenia wkrótce. -powiedział,pocałował mnie we włosy i odszedł do samolotu. A ja żeby nie pokazywać,że płacze spuściłam głowę w dół. Wróciliśmy do domu. Całą drogę nie odezwałam się ani słowem,po prostu było mi smutno.
-I jak się czujesz? -zapytał Ross.
-Nijak. -powiedziałam siadając na kanapę.
-Oj przestań. Wytrzymasz.
-Nie potrafię. Nie rozumiesz tego? -rozpłakałam się.
-Alex,przestań płakać. Proszę. -Ross i Agnes usiedli obok mnie.
-My zawsze będziemy z tobą. -przytulili mnie oboje.
Właśnie wtedy chyba zrozumiałam,że mam na kogo liczyć.
Nalałam sobie kubek herbaty,wyciągnęłam z szuflady czekoladę i sięgnęłam po książkę "Pogrom czarownic" horror,lubię horrory. Skończyłam czytać z oczami pełnymi łez. Zimną herbatę wylałam do zlewu,czekoladę włożyłam z powrotem do szuflady.
Ja przecież,tak jak Rocky. Tęsknie. Gdybym była na jego miejscu,mnie by się mogło też coś takiego przytrafić. Powinnam się cieszyć,ale nie potrafię cieszyć się ze szczęścia innych. Chyba muszę bardziej zainteresować się jego życiem. Muszę wziąć się w garść,przecież te 3 miesiące miną za nim się obejrzę,albo...będą się ciągnąc jak dwa lata. Do pokoju ktoś zapukał. Czy ja nie mogę mieć chwili spokoju?!
-Cześć,mogę wejść? Nie przeszkadzam? -zza drzwi wyłoniła się głowa Agnes.
-Coś ty,wejdź.
-Dzięki. Coś się stało?
-Wiesz,boje się...jednej rzeczy.
-Ale jakiej?
-Boje się,że Rocky pojechał tam bo ma na tym obozie jakąś inną dziewczynę. Lepszą ode mnie.
-Przestań tak mówić,on na pewno by tak nie zrobił. To nie w jego stylu. Wiesz,że on kocha tylko i wyłącznie Ciebie.
-Tak niby tak.
-Nie niby,tylko tak jest. Uwierz mi. -przytuliła mnie.
-Tęsknie za nim tak mocno.
-Kochanie nie martw się,wiem co czujesz.
-Też miałaś tak,że tęskniłaś tak aż czułaś,że krwawi Ci serce?
-Oh i to nawet nie raz.
-I jak sobie poradziłaś?
-Nie było łatwo,ale dałam radę. Trzeba być cierpliwym.
-Masz rację,ale ja nie potrafię.
-Potrafisz. Ja w Ciebie wierze.
-Dzięki. -uśmiechnęłam się,i nagle poczułam się tak jakbym zaraz miała tracić przytomność...
29 sierpnia 2014
Rozdział 20
Już jutro mój Rocky wyjeżdża na ten głupi obóz. Oglądał w milczeniu plan zajęć na obozie,całkiem zapominając,że siedzę koło niego. Od czasu do czasu mruczał coś pod nosem lub robił jakieś nieczytelne notatki na samoprzylepnych karteczkach.
Ostrożnie odsunęłam krzesło. Miałam już dość. Chciałam odejść.
-A ty dokąd? -zapytał Rocky.
-Ja muszę...
-Tak,to cała ty. Nie interesujesz się niczym. Zostań ze mną. W końcu przez 3 miesiące nie będziemy się widzieć.
Posłałam mojej przyjaciółce złośliwy uśmiech i spojrzenia mówiące: "Widzisz,wiedziałam że tak będzie". Szybko zareagowała.
-A co ty tam będziesz robił? -zapytała Agnes.
-No jadę tam zajmować się psami.
- Psami?! -zapytała zdziwiona.
-No tak,trochę dziwna praca,ale dobrze płatna.
Zamrużyłam oczy. Robiło mi się słabo na samą myśl o tym,że mój ukochany mnie zostawia.
-Kochanie,co się dzieje? Słyszysz mnie?
-Tak. Nic mi nie jest,naprawdę. -zacisnęłam usta.
Pochyliłam głowę i rozpłakałam się. Pobiegłam do pokoju. Usiadłam po turecku na łóżku i jak małe dziecko zaczęłam kiwać się na boki. Prawie natychmiast do pokoju zajrzała Agnes.
-Dlaczego mu nie powiesz,że nie chcesz żeby jechał? Dlaczego mu nie powiesz,że będziesz strasznie tęsknic? Przecież masz ostatnią chwilę... Powiedz mu to. No,powiedz mu! Dlaczego mu o tym nie powiesz?
-Bo nie. Idź stąd. Nie mogę na ciebie patrzeć. Wynocha!
Agnes zacisnęła usta i popukała się w czoło.
-Ale z ciebie wariatka,wiesz! To ja mu sama powiem.
-Ani mi się waż! Jeśli to zrobisz...
-To co zabijesz mnie? To nawet byłoby fajne. -Po chwili dodała zdecydowanie łagodniejszym tonem:
-On zaraz wychodzi,weź się w garść. Jedzie niby tylko na trzy miesiące. A jeśli się mu spodoba może zostać nawet na dłużej.
-Może masz rację.
-Oczywiście,że mam. A teraz idź do niego.
Mój ukochany siedział samotnie w kuchni. Podeszłam do niego od tyłu po cichu i zasłoniłam mu oczy rękoma.
-Będę strasznie tęsknic. -wyszeptałam mu do ucha i rozpłakałam się.
Rocky wstał i objął mnie w talii.
-Ja jeszcze bardziej słonko,nie przejmuj się to tylko 3 miesiące. -powiedział całując mnie namiętnie i ocierając moje łzy ręką.
Odchyliłam głowę i pozwoliłam pocałować się w szyję. Przez chwilę z czułością się obejmowaliśmy.
-Muszę już lecieć,przygotować się do wylotu.
-Dobrze,to pa.
Nie,nie,nie! Nie wierze. Mój Rocky mnie zostawia na całe trzy miesiące. Co ja teraz zrobię bez niego? Kto będzie mnie rozśmieszał? Kto będzie mnie całował,kiedy będzie mi smutno? To dzięki niemu moje życie nabrało sensu. A właśnie w tej jednej chwili straciłam chęć do dalszego życia.
Ostrożnie odsunęłam krzesło. Miałam już dość. Chciałam odejść.
-A ty dokąd? -zapytał Rocky.
-Ja muszę...
-Tak,to cała ty. Nie interesujesz się niczym. Zostań ze mną. W końcu przez 3 miesiące nie będziemy się widzieć.
Posłałam mojej przyjaciółce złośliwy uśmiech i spojrzenia mówiące: "Widzisz,wiedziałam że tak będzie". Szybko zareagowała.
-A co ty tam będziesz robił? -zapytała Agnes.
-No jadę tam zajmować się psami.
- Psami?! -zapytała zdziwiona.
-No tak,trochę dziwna praca,ale dobrze płatna.
Zamrużyłam oczy. Robiło mi się słabo na samą myśl o tym,że mój ukochany mnie zostawia.
-Kochanie,co się dzieje? Słyszysz mnie?
-Tak. Nic mi nie jest,naprawdę. -zacisnęłam usta.
Pochyliłam głowę i rozpłakałam się. Pobiegłam do pokoju. Usiadłam po turecku na łóżku i jak małe dziecko zaczęłam kiwać się na boki. Prawie natychmiast do pokoju zajrzała Agnes.
-Dlaczego mu nie powiesz,że nie chcesz żeby jechał? Dlaczego mu nie powiesz,że będziesz strasznie tęsknic? Przecież masz ostatnią chwilę... Powiedz mu to. No,powiedz mu! Dlaczego mu o tym nie powiesz?
-Bo nie. Idź stąd. Nie mogę na ciebie patrzeć. Wynocha!
Agnes zacisnęła usta i popukała się w czoło.
-Ale z ciebie wariatka,wiesz! To ja mu sama powiem.
-Ani mi się waż! Jeśli to zrobisz...
-To co zabijesz mnie? To nawet byłoby fajne. -Po chwili dodała zdecydowanie łagodniejszym tonem:
-On zaraz wychodzi,weź się w garść. Jedzie niby tylko na trzy miesiące. A jeśli się mu spodoba może zostać nawet na dłużej.
-Może masz rację.
-Oczywiście,że mam. A teraz idź do niego.
Mój ukochany siedział samotnie w kuchni. Podeszłam do niego od tyłu po cichu i zasłoniłam mu oczy rękoma.
-Będę strasznie tęsknic. -wyszeptałam mu do ucha i rozpłakałam się.
Rocky wstał i objął mnie w talii.
-Ja jeszcze bardziej słonko,nie przejmuj się to tylko 3 miesiące. -powiedział całując mnie namiętnie i ocierając moje łzy ręką.
Odchyliłam głowę i pozwoliłam pocałować się w szyję. Przez chwilę z czułością się obejmowaliśmy.
-Muszę już lecieć,przygotować się do wylotu.
-Dobrze,to pa.
Nie,nie,nie! Nie wierze. Mój Rocky mnie zostawia na całe trzy miesiące. Co ja teraz zrobię bez niego? Kto będzie mnie rozśmieszał? Kto będzie mnie całował,kiedy będzie mi smutno? To dzięki niemu moje życie nabrało sensu. A właśnie w tej jednej chwili straciłam chęć do dalszego życia.
26 sierpnia 2014
Rozdział 19
Pierwsza część naszego planu. Dziwnie się czuję z tym nowym "stylem". Więc...czas ruszać. Zobaczyłam Max'a siedzącego na schodach,i podbiegłam do niego.
Agnes i Rocky patrzyli na nas pod szafkami,ale Max tego nie zauważył. To chyba i lepiej. Rozmawialiśmy dużo o pierwszych miłościach,szkole,uczuciach...i tak 15
minut zeszło. POCAŁOWAŁAM GO tak zwyczajnie,bo taki był nasz plan.
-Jesteś taki słodki. -powiedziałam.
-Ej,ja mam dziewczynę!
-Co?! -zerwałam się jak oparzona,to miało inaczej wyglądać. Rocky i Agnes też byli zdziwieni.
-Normalnie,nie wiedziałaś?
-No nie. Niby skąd? To dlaczego pokazujesz że jeszcze coś czujesz to Agnes?
-No bo chce żeby wróciła ze mną do Waszynktonu.
-Aha. Teraz już wiesz że nie wróci.
-Tak wiem,niestety.
-I co zrobisz? -uśmiechałam się przymusowo.
-Wyjadę sam.
-Yay! to znaczy..ja lecę. Nara.
Podeszłam do Agnes i Rocky'ego,którzy wszystko było nagrywali,to będzie dowód na to,że Max już nie jest wart na miłość mojej przyjaciółki.
-Pozbyliśmy się pasożyta ze szkoły! -krzyknął Rocky.
-Brawo Alex. -przybiłam piątkę z Agnes.
-Musze wygotować wargi.
-Chyba nie było aż tak źle?
-Lepiej już całować tyłek pawiana,niż jego.
-Haha. -śmieliśmy sie wszyscy.
-Dobra,wracamy do domu.
Dotarliśmy do domu,Agnes zadzwoniła do Ross'a żeby przyszedł do nas i posłuchał tego całego zamieszania.
-Cześć wam,chcieliście żebym przyszedł?
-Tak,mamy coś ważnego do powiedzenia.
-No? Łał Alex f...fajnie wyglądasz. -pokazał kciuka.
-Nic nie mów. -powiedziałam,i popatrzyłam na niego wzrokiem zabójcy. -Chcemy Ci pokazać dowód na to że Agnes nie kłamie,i Max jest fałszywym dupkiem...z
fajnymi włosami-przyznałam po chwili. Pokazaliśmy mu filmik.
-Widzisz nic do niego nie czuje. To skończony drań. Chciał tylko mnie wykorzystać i wyjechać ze mną.
-Łał Agnes ja przepraszam,że ci nie wierzyłem. -Ross pocałował dziewczynę.
-Nie wierzę,że go całowałam. -powiedziałam przejęta kręcąc głową.
-Oj,nie było aż tak źle.
-Było bardzo źle. -kiwałam głową.
-To już się więcej nie powtórzy.
-Mam nadzieję! -krzyknęłam idąc na górę,ciągnąc za sobą Rocky'ego.
Dotarliśmy na górę i usiedliśmy na moim łóżku.
-Słuchaj,muszę ci coś powiedzieć. -złapał mnie za ręce.
-Słucham.
-Jadę na obóz.
-Do cholery jasnej! Jaki obóz?! -zerwałam się oburzona.
-Taki...fajny.
-Jak długo o tym wiesz?
-Od jakichś 2 tygodni.
-Wiesz o tym od 2 tygodni i dopiero teraz mi o tym mówisz?
-No nie było okazji.
-No jasne. Na ile tam jedziesz?
-Tylko trzy miesiące.
-Tylko trzy?! To jak wieczność!
-Przepraszam,jak wrócę wszystko będzie jak dawniej,obiecuję. -pocałował mnie w policzek.
Nie zdążyłam tego przemyśleć,bo właśnie mnie rozbierał i pieścił w taki sposób,że traciłam oddech. Na jego dotyk moje ciało odpowiadało niesamowitym pożądaniem. A gdy dorwałam się do jego nagich ramion i ud,gdy językiem pieściłam jego brzuch,gdy zanurkowałam coraz niżej czułam,że to jakby jeden z najpiękniejszych dni mojego życia. Sama nie wiem dlaczego tak sie stało..
Agnes i Rocky patrzyli na nas pod szafkami,ale Max tego nie zauważył. To chyba i lepiej. Rozmawialiśmy dużo o pierwszych miłościach,szkole,uczuciach...i tak 15
minut zeszło. POCAŁOWAŁAM GO tak zwyczajnie,bo taki był nasz plan.
-Jesteś taki słodki. -powiedziałam.
-Ej,ja mam dziewczynę!
-Co?! -zerwałam się jak oparzona,to miało inaczej wyglądać. Rocky i Agnes też byli zdziwieni.
-Normalnie,nie wiedziałaś?
-No nie. Niby skąd? To dlaczego pokazujesz że jeszcze coś czujesz to Agnes?
-No bo chce żeby wróciła ze mną do Waszynktonu.
-Aha. Teraz już wiesz że nie wróci.
-Tak wiem,niestety.
-I co zrobisz? -uśmiechałam się przymusowo.
-Wyjadę sam.
-Yay! to znaczy..ja lecę. Nara.
Podeszłam do Agnes i Rocky'ego,którzy wszystko było nagrywali,to będzie dowód na to,że Max już nie jest wart na miłość mojej przyjaciółki.
-Pozbyliśmy się pasożyta ze szkoły! -krzyknął Rocky.
-Brawo Alex. -przybiłam piątkę z Agnes.
-Musze wygotować wargi.
-Chyba nie było aż tak źle?
-Lepiej już całować tyłek pawiana,niż jego.
-Haha. -śmieliśmy sie wszyscy.
-Dobra,wracamy do domu.
Dotarliśmy do domu,Agnes zadzwoniła do Ross'a żeby przyszedł do nas i posłuchał tego całego zamieszania.
-Cześć wam,chcieliście żebym przyszedł?
-Tak,mamy coś ważnego do powiedzenia.
-No? Łał Alex f...fajnie wyglądasz. -pokazał kciuka.
-Nic nie mów. -powiedziałam,i popatrzyłam na niego wzrokiem zabójcy. -Chcemy Ci pokazać dowód na to że Agnes nie kłamie,i Max jest fałszywym dupkiem...z
fajnymi włosami-przyznałam po chwili. Pokazaliśmy mu filmik.
-Widzisz nic do niego nie czuje. To skończony drań. Chciał tylko mnie wykorzystać i wyjechać ze mną.
-Łał Agnes ja przepraszam,że ci nie wierzyłem. -Ross pocałował dziewczynę.
-Nie wierzę,że go całowałam. -powiedziałam przejęta kręcąc głową.
-Oj,nie było aż tak źle.
-Było bardzo źle. -kiwałam głową.
-To już się więcej nie powtórzy.
-Mam nadzieję! -krzyknęłam idąc na górę,ciągnąc za sobą Rocky'ego.
Dotarliśmy na górę i usiedliśmy na moim łóżku.
-Słuchaj,muszę ci coś powiedzieć. -złapał mnie za ręce.
-Słucham.
-Jadę na obóz.
-Do cholery jasnej! Jaki obóz?! -zerwałam się oburzona.
-Taki...fajny.
-Jak długo o tym wiesz?
-Od jakichś 2 tygodni.
-Wiesz o tym od 2 tygodni i dopiero teraz mi o tym mówisz?
-No nie było okazji.
-No jasne. Na ile tam jedziesz?
-Tylko trzy miesiące.
-Tylko trzy?! To jak wieczność!
-Przepraszam,jak wrócę wszystko będzie jak dawniej,obiecuję. -pocałował mnie w policzek.
Nie zdążyłam tego przemyśleć,bo właśnie mnie rozbierał i pieścił w taki sposób,że traciłam oddech. Na jego dotyk moje ciało odpowiadało niesamowitym pożądaniem. A gdy dorwałam się do jego nagich ramion i ud,gdy językiem pieściłam jego brzuch,gdy zanurkowałam coraz niżej czułam,że to jakby jeden z najpiękniejszych dni mojego życia. Sama nie wiem dlaczego tak sie stało..
22 sierpnia 2014
Rozdział 18
Moja przyjaciółka wróciła od Rocky'ego. A ja siedziałam na krześle w kuchni pijąc kawę.
-Na klamce wiszą jakieś kwiaty.
-Od kogo? -zapytałam.
-Nie wiem,nie sprawdzałam. Idź zobacz.
Wydawało mi się,że się czerwienie,więc wstałam od stołu i poszłam za drzwi. Na klamce wisiały żółte kwiatki. Zaraz....od kogo są te kwiaty? Ani się domyślić,ani zgadnąć. Do kwiatów był przyczepiony jeszcze jakiś liścik. Z ciekawości przeczytałam. "Kocham Cię najbardziej na świecie. Proszę daj mi jeszcze jedną szansę". To nie był nikt inny,tylko Max. Wróciłam do mojej przyjaciółki.
-I jak twoje kwiaty?
-Masz. -rzuciłam je na stół.
-Całkiem ładne. -powąchała je Alex.
-Są od Max'a.
-Fuj. -powiedziała zniesmaczona,rzucając je na podłogę.
-Taak wiem.
-Muszę się jakoś ich pozbyć.
-Mogę pociąć je nożyczkami. -powiedziała pewnie.
-Czemu nie. -kiwnęłam głową,a Alex poszła po nożyczki do sypialni.
Zostałam sama,ktoś zapukał do okna. Eeee...to Max.
-Zaśpiewam dla Ciebie piosenkę.
-Weź stąd spadaj! -krzyknęłam. Na szczęście podziałało. Nie chce patrzeć na tego palanta.
-Ej,czego on tu chciał? -zapytała Alex.
-A skąd wiesz że był?
-No,był pod naszym oknem w sypialni.
-Ugh.
-Chciał żebym Cię zawołała,wiec powiedziałam "pa,pa" i przytrzasnęłam mu palce. -powiedziała z uśmiechem na twarzy.
-Taką Alex znam i lubię.
-Dobra,to po co kazał mi Cię wołać? -zapytała siadając na podłodze,opierając się o kanapę.
-Ugh,chciał zaśpiewać mi jakąś piosenkę w oknie.
-Jaką? Może "to prawdziwa miłość,bla,bla,bla" -powiedziała,tnąc żółte kwiatki.
-Kiedyś robił to samo. Ale...wybił okno.
-To musi być prawdziwa miłość. -nadal cięła kwiatki.
Wpadł Ross bez zapowiedzenia.
-Siema,dziewczyny -krzyknął. Dlaczego tniesz kwiatki? -zapytał robiąc dziwną minę.
-Lubię nożyczki. Cięcie kwiatków to moje hobby. -powiedziała obojętnie Alex.
-Od kiedy lubisz ciąć kwiatki? -zaśmiał się.
-Od zawsze. Od wtedy kiedy zostałam pozbawiona uczuć.
-Nie ważne. Widziałem tego Max'a. Po co tu był?
-Bo lubi u nas przebywać? -zapytała ironicznie Alex.
-Pytam się poważnie.
-Ugh,o rany. Przyszedł po prostu.
-Tak normalnie?
-Nie,z efektami specjalnymi. -powiedziała moja przyjaciółka wstając z podłogi i kierując się w stronę kuchni. -W ogóle dlaczego interesujesz się tym kolesiem? On jest...fuj.
Stałam jak wryta. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-On nie interesuje się nim,tylko jest zazdrosny.
-Ja? Co? Nie.
-Taaak? Zapomniałeś już co mówiłeś w czwartek?
-Może. Nie jestem zazdrosny w przeciwieństwie do Ciebie.
-Jeszcze raz tak powiesz,a zrzucę ci tego buta i wsadzę w tą cześć ciała,gdzie słońce nie dochodzi. -zagroziła Alex.
-Dobra,już nic nie mówię. To ja muszę iść. Na razie.
-Hym,cześć,dobranoc. -powiedziała Alex z głupim uśmieszkiem.
*Alex*
Nazajutrz w szkole znów pojawił się Max. Ja,Agnes i Rocky szliśmy korytarzem.
-Ej,czy tylko mnie wkurza Max? -zapytał Rocky.
-Taak,nie tylko Ciebie. -powiedziałam.
-Ten facet to skończony idiota. Nie wiem po co z nim byłam. -przyznała Agnes.
-Trzeba coś zrobić,żeby wyniósł się z tej szkoły. Bo w tej całej sytuacji cierpi Ross. -przyznał Rocky.
-Jakby nie patrzeć,to jest trochę dziwne. -powiedziałam zaciskając wargi.
-Co masz na myśli?
-Siedemnastoletni chłopak jest zazdrosny. To chore.
-Ty też jesteś zazdrosna. -powiedział Rocky.
-Ale ja jestem dziewczyną.
-I co to ma do rzeczy? -zapytała Agnes.
-Ja to robię tak słodko. -pochwaliłam się poprawiając włosy.
-No dobra,trzeba wymyślić podstęp.
-Spoko,wchodzę w to.
-Do tego będzie potrzebny ktoś. Ktoś kto mógłby by być jego dziewczyną,ale nie chce,ktoś kto jest strasznie sprytny. -powiedziała Agnes,zacierając nos.
-Ktoś kto przyciąga wszystkich swoją osobowością. -dokończył Rocky. A ja nieświadoma niczego patrzyłam się w swoje paznokcie.
-Alex! -krzyknęli razem.
-Alex? -zdziwiłam się.
-Tak ty. Tylko ty możesz to zrobić. O ile Rocky nie pomyśli,że go zdradzasz. -powiedziała znacząco Agnes,a Rocky rzucił głupkowaty uśmieszek.
-Dobra. Wchodzę w to.
-Yay!
-Ale tylko raz.
-Jasne.
W domu Agnes powiedziała mi cały swój plan zemsty. Ja nie jestem do końca przekonana,że to zemsta. Ale spoko,będę się świetnie bawić. Chyba.
-Masz pewność,że to wypali? -zapytałam zdenerwowana.
-Ej musi.
-Musimy się go pozbyć ze szkoły. -powiedział Rocky.
Agnes zakończyła pracę przy moim nowym "image-u".
-I jak wyglądam? -wyszłam z pokoju.
-O.... -zacięła się Agnes.
-...mój boże. -dokończył Rocky. -Wyglądasz bosko.
-Zobaczymy. -podeszłam do lustra i przejrzałam się w nim. Zamurowało mnie. Totalnie mnie zamurowało. Wyglądałam...no tak..jak nie ja. To nie był już mój styl. To nie była stara Alex. Kiedyś ubierałam się na czarno a teraz? Chyba tego nie przeżyję. Moje włosy były już nie czarne,a jasno-brązowe. Tęskniłam za nimi. Były takie fajne. Miałam na sobie jasną koszulkę,do tego czerwoną kamizelkę,niebieską spódnice a do tego buty na wysokim obcasie. Grrr...nienawidzę chodzić na obcasach,ewentualnie wkładam kiedy już jest jakaś pilna potrzeba. Moje oczy już nie były gruntownie obrysowane czarną kredką,tylko lekko podciągnięte tuszem.
Czuje się taka naga.
-Oj tobie zawsze nic nie pasuje,ładnie jest.
-Tak,wyglądasz ślicznie. -zachwycał się Rocky.
-Chyba nie dam rady.
-To tylko przez jeden dzień,wierzymy w Ciebie. -powiedział Rocky.
-Aha i jeszcze. Wyciągnij tą biżuterie z twarzy.
-Nigdy! -krzyknęłam.
Fakt miałam kolczyka w brwi. Ale nie rozumiem,komu to niby przeszkadza?
-Na klamce wiszą jakieś kwiaty.
-Od kogo? -zapytałam.
-Nie wiem,nie sprawdzałam. Idź zobacz.
Wydawało mi się,że się czerwienie,więc wstałam od stołu i poszłam za drzwi. Na klamce wisiały żółte kwiatki. Zaraz....od kogo są te kwiaty? Ani się domyślić,ani zgadnąć. Do kwiatów był przyczepiony jeszcze jakiś liścik. Z ciekawości przeczytałam. "Kocham Cię najbardziej na świecie. Proszę daj mi jeszcze jedną szansę". To nie był nikt inny,tylko Max. Wróciłam do mojej przyjaciółki.
-I jak twoje kwiaty?
-Masz. -rzuciłam je na stół.
-Całkiem ładne. -powąchała je Alex.
-Są od Max'a.
-Fuj. -powiedziała zniesmaczona,rzucając je na podłogę.
-Taak wiem.
-Muszę się jakoś ich pozbyć.
-Mogę pociąć je nożyczkami. -powiedziała pewnie.
-Czemu nie. -kiwnęłam głową,a Alex poszła po nożyczki do sypialni.
Zostałam sama,ktoś zapukał do okna. Eeee...to Max.
-Zaśpiewam dla Ciebie piosenkę.
-Weź stąd spadaj! -krzyknęłam. Na szczęście podziałało. Nie chce patrzeć na tego palanta.
-Ej,czego on tu chciał? -zapytała Alex.
-A skąd wiesz że był?
-No,był pod naszym oknem w sypialni.
-Ugh.
-Chciał żebym Cię zawołała,wiec powiedziałam "pa,pa" i przytrzasnęłam mu palce. -powiedziała z uśmiechem na twarzy.
-Taką Alex znam i lubię.
-Dobra,to po co kazał mi Cię wołać? -zapytała siadając na podłodze,opierając się o kanapę.
-Ugh,chciał zaśpiewać mi jakąś piosenkę w oknie.
-Jaką? Może "to prawdziwa miłość,bla,bla,bla" -powiedziała,tnąc żółte kwiatki.
-Kiedyś robił to samo. Ale...wybił okno.
-To musi być prawdziwa miłość. -nadal cięła kwiatki.
Wpadł Ross bez zapowiedzenia.
-Siema,dziewczyny -krzyknął. Dlaczego tniesz kwiatki? -zapytał robiąc dziwną minę.
-Lubię nożyczki. Cięcie kwiatków to moje hobby. -powiedziała obojętnie Alex.
-Od kiedy lubisz ciąć kwiatki? -zaśmiał się.
-Od zawsze. Od wtedy kiedy zostałam pozbawiona uczuć.
-Nie ważne. Widziałem tego Max'a. Po co tu był?
-Bo lubi u nas przebywać? -zapytała ironicznie Alex.
-Pytam się poważnie.
-Ugh,o rany. Przyszedł po prostu.
-Tak normalnie?
-Nie,z efektami specjalnymi. -powiedziała moja przyjaciółka wstając z podłogi i kierując się w stronę kuchni. -W ogóle dlaczego interesujesz się tym kolesiem? On jest...fuj.
Stałam jak wryta. Nie wiedziałam co powiedzieć.
-On nie interesuje się nim,tylko jest zazdrosny.
-Ja? Co? Nie.
-Taaak? Zapomniałeś już co mówiłeś w czwartek?
-Może. Nie jestem zazdrosny w przeciwieństwie do Ciebie.
-Jeszcze raz tak powiesz,a zrzucę ci tego buta i wsadzę w tą cześć ciała,gdzie słońce nie dochodzi. -zagroziła Alex.
-Dobra,już nic nie mówię. To ja muszę iść. Na razie.
-Hym,cześć,dobranoc. -powiedziała Alex z głupim uśmieszkiem.
*Alex*
Nazajutrz w szkole znów pojawił się Max. Ja,Agnes i Rocky szliśmy korytarzem.
-Ej,czy tylko mnie wkurza Max? -zapytał Rocky.
-Taak,nie tylko Ciebie. -powiedziałam.
-Ten facet to skończony idiota. Nie wiem po co z nim byłam. -przyznała Agnes.
-Trzeba coś zrobić,żeby wyniósł się z tej szkoły. Bo w tej całej sytuacji cierpi Ross. -przyznał Rocky.
-Jakby nie patrzeć,to jest trochę dziwne. -powiedziałam zaciskając wargi.
-Co masz na myśli?
-Siedemnastoletni chłopak jest zazdrosny. To chore.
-Ty też jesteś zazdrosna. -powiedział Rocky.
-Ale ja jestem dziewczyną.
-I co to ma do rzeczy? -zapytała Agnes.
-Ja to robię tak słodko. -pochwaliłam się poprawiając włosy.
-No dobra,trzeba wymyślić podstęp.
-Spoko,wchodzę w to.
-Do tego będzie potrzebny ktoś. Ktoś kto mógłby by być jego dziewczyną,ale nie chce,ktoś kto jest strasznie sprytny. -powiedziała Agnes,zacierając nos.
-Ktoś kto przyciąga wszystkich swoją osobowością. -dokończył Rocky. A ja nieświadoma niczego patrzyłam się w swoje paznokcie.
-Alex! -krzyknęli razem.
-Alex? -zdziwiłam się.
-Tak ty. Tylko ty możesz to zrobić. O ile Rocky nie pomyśli,że go zdradzasz. -powiedziała znacząco Agnes,a Rocky rzucił głupkowaty uśmieszek.
-Dobra. Wchodzę w to.
-Yay!
-Ale tylko raz.
-Jasne.
W domu Agnes powiedziała mi cały swój plan zemsty. Ja nie jestem do końca przekonana,że to zemsta. Ale spoko,będę się świetnie bawić. Chyba.
-Masz pewność,że to wypali? -zapytałam zdenerwowana.
-Ej musi.
-Musimy się go pozbyć ze szkoły. -powiedział Rocky.
Agnes zakończyła pracę przy moim nowym "image-u".
-I jak wyglądam? -wyszłam z pokoju.
-O.... -zacięła się Agnes.
-...mój boże. -dokończył Rocky. -Wyglądasz bosko.
-Zobaczymy. -podeszłam do lustra i przejrzałam się w nim. Zamurowało mnie. Totalnie mnie zamurowało. Wyglądałam...no tak..jak nie ja. To nie był już mój styl. To nie była stara Alex. Kiedyś ubierałam się na czarno a teraz? Chyba tego nie przeżyję. Moje włosy były już nie czarne,a jasno-brązowe. Tęskniłam za nimi. Były takie fajne. Miałam na sobie jasną koszulkę,do tego czerwoną kamizelkę,niebieską spódnice a do tego buty na wysokim obcasie. Grrr...nienawidzę chodzić na obcasach,ewentualnie wkładam kiedy już jest jakaś pilna potrzeba. Moje oczy już nie były gruntownie obrysowane czarną kredką,tylko lekko podciągnięte tuszem.
Czuje się taka naga.
-Oj tobie zawsze nic nie pasuje,ładnie jest.
-Tak,wyglądasz ślicznie. -zachwycał się Rocky.
-Chyba nie dam rady.
-To tylko przez jeden dzień,wierzymy w Ciebie. -powiedział Rocky.
-Aha i jeszcze. Wyciągnij tą biżuterie z twarzy.
-Nigdy! -krzyknęłam.
Fakt miałam kolczyka w brwi. Ale nie rozumiem,komu to niby przeszkadza?
20 sierpnia 2014
Rozdział 17
Punkt osiemnasta-dzwonek do drzwi. Otworzyła Agnes. Wszedł Max. Miał w ręku białą róże ozdobioną odrobiną asparagusa i wąską czerwoną wstążeczką. Wręczył ją mojej przyjaciółce.
-Ojej,to bardzo miłe. Ale nie trzeba było. -powiedziała.
-Trzeba. Takiej ślicznotce jak ty. -zachwycał się.
-Ammm...zaraz wracam,a ty pójdź do naszej sypialni. A przed ten czas Alex dotrzyma ci towarzystwa.
I zaprosiła go do naszego (!) pokoju. O mało nie zachłysnęłam się herbatą,ale miałam powód,żeby natychmiast pobiec do kuchni ochłonąć z wrażenia i zrobić herbatę dla niego.
-A gdzie to jest?
-Schodami na górę,potem prosto i w lewo.
-Spoko. -poszedł.
A ja kiedy wróciłam,siedział na moim krześle i bezczelnie zaglądał do moich zeszytów. Wziął ode mnie szklankę ,nasypał cukru,pomieszał(nie stukając o ścianki) i odłożył łyżeczkę opierając ją o spodek. Nie powinnam na niego patrzeć,ale on jak magnes przyciągał mój wzrok. Nie mogłam się powstrzymać,żeby nie zerka na niego spod opuszczonych powiek ,a on udawał (?),że tego nie zauważa. Miał na sobie szary sweter,dżinsowe spodnie i czarne trampki. Związane w kitkę włosy wyglądały na świeżo umyte. Gdybym się zbliżyła pewnie poczułabym zapach szamponu. Wziął leżącą w zasięgu ręki książkę,przeczytał tytuł,przerzucił kilka kartek i wyraził zdziwienie.
-Czytasz dramaty?
-Tak. -powiedziałam stanowczo.
-Ja też bardzo lubię je czytać.
-Taak? Super. -powiedziałam obojętnie i przewróciłam oczami.
Nareszcie. Agnes wróciła. Wywołała Max'a z sypialni,a na mnie popatrzyła z miną "przepraszam". Bez słowa odzewu popukałam się palcem w czoło,dając do zrozumienia,że ten facet to palant.
Max,mimo że nie był zaproszony sam wciął się do nas na kolację. Usiadł z nami.
-To Agnes dawno się nie widzieliśmy. Mam u Ciebie jeszcze jakoś szansę? -zapytał,łapiąc z ręce mojej przyjaciółki.
-Słuchaj Max,emm...sam widziałeś mam chłopaka. I nic już do Ciebie nie czuje.
-No a twoja koleżanka? -zapytał a ja zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia.
-Ona też ma chłopaka.
-To prawda? -zapytał smutny.
-Tak,to prawda. Chyba już wiesz. Poznałeś go,pamiętasz. -powiedziałam przewracając oczami po raz kolejny.
-A no tak,pamiętam.
-Super. A teraz spadaj. -powiedziałam wściekła jego obecnością.
Poszedł. Jego oddech gniótł mi koszule.
-Ugh co za palant. -powiedziałam.
-Widzisz z kim,a raczej z czym ja się musiałam użerać.
-On z tobą zerwał?
-Ja z nim,ale to nieważne.
-Jeśli nie chcesz mówić to nie mów.
-Zerwałam z nim,bo mnie wkurzał.
-Nic nowego. Ale wiesz on chyba nadal coś do ciebie czuje.
-Zauważyłam.
-I co wrócisz do niego?
-Nie ma mowy! Mam Ross'a!
-Wiesz...Ross jest zazdrosny.
-Skąd to wiesz?
-Powiedział nam to wczoraj. Bez urazy. Ale chce żebyś wiedziała.
-Kiepsko. Ale ja się do niego nie kleje.
-A co jeśli Ross z tobą zerwie?
-Ty cały czas jesteś zazdrosna,a jakoś Rocky z tobą nie zrywa.
-Serio? Ty też? No w sumie tak,ale nie pamiętasz? Było blisko. A ja lubię być zazdrosna.
-Haha,no spoko. -zaśmiała się.
*Agnes*
Nie wiem co mam o tym myśleć. Jestem zmieszana. Z jednej strony kocham Ross'a,z drugiej chyba nadal czuje coś do Max'a. Ale muszę przestać o nim myśleć. To już dawno zamknięty rozdział w moim życiu. Finish,finito,the end,KONIEC. W mojej głowie placzą się tysiąc myśli na ten temat... Siedziałam sama w domu,Alex poszła gdzieś..nie wiem gdzie. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Oworzyłam. To Ross,ugh czego on tu chce?
-Cześć,przyszedłem żeby pogadać. Mogę?
-Jasne,wejdź. -powiedziałam,pokazując ręką po kuchni.
-Widziałem Cię z tym facetem...Max'em.
-Ugh. -nie zadowoliłam się.
-To prawda co mówił? Że byliście parą?
-Tak,to prawda. Ale możesz być spokojny nic mnie już z nim nie łączy.
-Skąd mogę mieć tą pewność?
-Słyszysz to z moich ust,które strasznie się stęskniły.
-Moje też. -pocałowaliśmy się.
-Czyli mam się nie martwic?
-No jasne,że nie. To on się do mnie przystawia. Ale tak serio,on jest chory psychicznie,w sumie ja tak myślę. Jak już do kogoś się przyczepi,to już nie ma szans.
-Chyba sobie poradzę. Alex pomoże mi go pobić. -zaśmiał się i poszedł do domu. Mam nadzieję,że nie mówił tego na poważnie.
-Ojej,to bardzo miłe. Ale nie trzeba było. -powiedziała.
-Trzeba. Takiej ślicznotce jak ty. -zachwycał się.
-Ammm...zaraz wracam,a ty pójdź do naszej sypialni. A przed ten czas Alex dotrzyma ci towarzystwa.
I zaprosiła go do naszego (!) pokoju. O mało nie zachłysnęłam się herbatą,ale miałam powód,żeby natychmiast pobiec do kuchni ochłonąć z wrażenia i zrobić herbatę dla niego.
-A gdzie to jest?
-Schodami na górę,potem prosto i w lewo.
-Spoko. -poszedł.
A ja kiedy wróciłam,siedział na moim krześle i bezczelnie zaglądał do moich zeszytów. Wziął ode mnie szklankę ,nasypał cukru,pomieszał(nie stukając o ścianki) i odłożył łyżeczkę opierając ją o spodek. Nie powinnam na niego patrzeć,ale on jak magnes przyciągał mój wzrok. Nie mogłam się powstrzymać,żeby nie zerka na niego spod opuszczonych powiek ,a on udawał (?),że tego nie zauważa. Miał na sobie szary sweter,dżinsowe spodnie i czarne trampki. Związane w kitkę włosy wyglądały na świeżo umyte. Gdybym się zbliżyła pewnie poczułabym zapach szamponu. Wziął leżącą w zasięgu ręki książkę,przeczytał tytuł,przerzucił kilka kartek i wyraził zdziwienie.
-Czytasz dramaty?
-Tak. -powiedziałam stanowczo.
-Ja też bardzo lubię je czytać.
-Taak? Super. -powiedziałam obojętnie i przewróciłam oczami.
Nareszcie. Agnes wróciła. Wywołała Max'a z sypialni,a na mnie popatrzyła z miną "przepraszam". Bez słowa odzewu popukałam się palcem w czoło,dając do zrozumienia,że ten facet to palant.
Max,mimo że nie był zaproszony sam wciął się do nas na kolację. Usiadł z nami.
-To Agnes dawno się nie widzieliśmy. Mam u Ciebie jeszcze jakoś szansę? -zapytał,łapiąc z ręce mojej przyjaciółki.
-Słuchaj Max,emm...sam widziałeś mam chłopaka. I nic już do Ciebie nie czuje.
-No a twoja koleżanka? -zapytał a ja zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia.
-Ona też ma chłopaka.
-To prawda? -zapytał smutny.
-Tak,to prawda. Chyba już wiesz. Poznałeś go,pamiętasz. -powiedziałam przewracając oczami po raz kolejny.
-A no tak,pamiętam.
-Super. A teraz spadaj. -powiedziałam wściekła jego obecnością.
Poszedł. Jego oddech gniótł mi koszule.
-Ugh co za palant. -powiedziałam.
-Widzisz z kim,a raczej z czym ja się musiałam użerać.
-On z tobą zerwał?
-Ja z nim,ale to nieważne.
-Jeśli nie chcesz mówić to nie mów.
-Zerwałam z nim,bo mnie wkurzał.
-Nic nowego. Ale wiesz on chyba nadal coś do ciebie czuje.
-Zauważyłam.
-I co wrócisz do niego?
-Nie ma mowy! Mam Ross'a!
-Wiesz...Ross jest zazdrosny.
-Skąd to wiesz?
-Powiedział nam to wczoraj. Bez urazy. Ale chce żebyś wiedziała.
-Kiepsko. Ale ja się do niego nie kleje.
-A co jeśli Ross z tobą zerwie?
-Ty cały czas jesteś zazdrosna,a jakoś Rocky z tobą nie zrywa.
-Serio? Ty też? No w sumie tak,ale nie pamiętasz? Było blisko. A ja lubię być zazdrosna.
-Haha,no spoko. -zaśmiała się.
*Agnes*
Nie wiem co mam o tym myśleć. Jestem zmieszana. Z jednej strony kocham Ross'a,z drugiej chyba nadal czuje coś do Max'a. Ale muszę przestać o nim myśleć. To już dawno zamknięty rozdział w moim życiu. Finish,finito,the end,KONIEC. W mojej głowie placzą się tysiąc myśli na ten temat... Siedziałam sama w domu,Alex poszła gdzieś..nie wiem gdzie. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Oworzyłam. To Ross,ugh czego on tu chce?
-Cześć,przyszedłem żeby pogadać. Mogę?
-Jasne,wejdź. -powiedziałam,pokazując ręką po kuchni.
-Widziałem Cię z tym facetem...Max'em.
-Ugh. -nie zadowoliłam się.
-To prawda co mówił? Że byliście parą?
-Tak,to prawda. Ale możesz być spokojny nic mnie już z nim nie łączy.
-Skąd mogę mieć tą pewność?
-Słyszysz to z moich ust,które strasznie się stęskniły.
-Moje też. -pocałowaliśmy się.
-Czyli mam się nie martwic?
-No jasne,że nie. To on się do mnie przystawia. Ale tak serio,on jest chory psychicznie,w sumie ja tak myślę. Jak już do kogoś się przyczepi,to już nie ma szans.
-Chyba sobie poradzę. Alex pomoże mi go pobić. -zaśmiał się i poszedł do domu. Mam nadzieję,że nie mówił tego na poważnie.
19 sierpnia 2014
Rozdział 16
Rocky i ja nadal się całowaliśmy,po 5 sekundach kierowaliśmy się do jego domu. Wykorzystaliśmy tą okazję,bo nikogo nie było. Mamy ten czas dla siebie.
-Naprawdę mnie kochasz? -zapytałam.
-Kotku,kocham tylko Ciebie i tylko z tobą chce być.
-Ja Ciebie też kocham. Jesteś najukochańszym chłopakiem na całym świecie. -pocałowałam go.
Zwykłe namiętne pocałunki zmieniły się w mocniejsze akcje. Rocky zaczął się rozbierać,a potem gwałtownymi ruchami mnie.
Klęknęłam przed nim i bez chwili wahania wzięłam jego penisa do buzi i zaczęłam go pieścić na rożne sposoby. Jedną ręką opierał się o szafkę a drugą położył na mojej głowie bawiąc się moimi włosami. A ja robiłam coraz mocniejsze i szybsze ruchy,wyciągnęłam go z buzi i zaczęłam bardzo szybko jeździć ręką od nasady aż po czubek,zaciskając palce na końcu. Rocky nie wytrzymał z podniecenia,rzucił mnie na łóżko i bardzo mocno we mnie wszedł. Bardzo mnie to podnieciło. Jak najmocniej zacisnęłam rękę na jego głowie. Postanowiłam,że dokończę ustami. Nie wytrzymał i spuścił mi się w usta. Cudownie się czułam.
Miałam motyle w brzuchu. Po małych grzeszkach i słodkich igraszkach poszliśmy się umyć.
Nazajutrz szliśmy z Rocky'm po szkole,na korytarzu stała Agnes z jakimś chłopakiem. Był wysoki,miał ciemne włosy i okulary przeciwsłoneczne. Ale do cholery: Po co
mu okulary przeciwsłoneczne w budynku?! Mniejsza o to. Na sobie miał białe spodnie i sportową koszulkę. Zainteresowało mnie to,wiec podeszliśmy.
-Siema. Ej,kto to? -zapytałam.
-To jest Max,kolega.
-Cześć. Jestem Alex. -podałam mu rękę.
-A ja jestem R...
-To jest Rocky. Mój chłopak. -powiedziałam.
-Tak,jestem Rocky,jej chłopak. No to jak długo się znacie?
-Praktycznie od przedszkola. Agnes była kiedyś moją dziewczyną.
-Uuuuu,fajnie. -uśmiechnęłam się szyderczo.
-Zgadzam się. -powiedział Max.
-Pewnie łączyło was bardzo,bardzo,bardzo....
-Ej,weź może już przestań,co? -mówił Rocky.
-...Głębokie uczucie. -dokończyłam.
-To prawda. -potwierdził Max,a Agnes stała jak wryta.
-Hy,wiedziałam. -pokiwałam głową.
Nagle pojawił się Ross.
-Siema. Co tam?
-A nic,wiesz gadamy sobie z Agnes. Czwartek jak każdy inny. -gadałam jak głupia.
-Agnes kim jest ten facet?
-Właśnie Agnes powiedz mu. -ciągnęłam zadziornie.
-Jestem...
-A,to kolega przyjaźniliśmy się zanim jeszcze doszliście do szkoły.
-Tylko tyle Agnes? Nie powiesz nic więcej? -zapytałam podejrzliwie.
-Noo...Max jest bardzo fajny.
-Czyli jesteście dobrymi przyjaciółmi?
-Oj nawet nie wiesz jakie głębokie przyjacielskie uczucie ich łączy. -gadałam tok w tok.
-Alex. Może pójdziemy się przejść? Jakiś mały spacerek,co? -Rocky wiedział,że nie odpuszczę i próbował mnie od tego odwieść.
-Nie dzięki,zostanę. Jest tu tak fajnie. No ej powiedz to wreszcie. Czekamy.
-Ja i Agnes byliśmy kiedyś parą. -powiedział Max.
-Ugh. -moja przyjaciółka była niezadowolona.
-No i bum! Wszystko się wydało! Yeah! -krzyczałam zaplatając ręce na piersiach.
-Tylko na tym ci zależało co? -zapytał Rocky.
-Tak,teraz możemy iść. -pociągnęłam Rocky'ego za rękę.
Razem z Rocky'm i Ross'em poszliśmy na lunch za szkołę. Agnes była z Max'em.
-Nie myślicie że ten Max to zwykły burak? -zapytałam,siadając na ławkę.
-Taaa. -powiedzieli chórem.
-A najgorsze jest to,że Agnes z nim była. -odezwał się Ross.
-Ej stary jesteś zazdrosny? -zapytał Rocky.
-To takie dziwne? A twoja laska? Nie lepsza.
-Ej,bez takich ok? -Rocky był wściekły na brata,bronił mnie i pocałował mnie w policzek.
-Uważaj na słowa. -powiedziałam wściekła i zbliżyłam twarz do Ross'a.
-A jak nie to co mi zrobisz?
-Myślisz,że jakbym kogoś kopnęła z całej siły to jak daleko by poleciał? -odwróciłam wzrok do Rocky'ego i zapytałam się robiąc szyderczą minę a Ross odsunął się ode mnie. -O to mi chodziło,dzięki.
-A tak na serio,to trochę jestem zazdrosny. Naprawdę mi na niej zależy.
-No rozumiem Cię. Dzięki niej powoli przestajesz zasypiać z włączona lampką.
-Hahahahahahahahahahahaha,ty jeszcze nie możesz zasnąć z wyłączonym światłem? hahahaha. -nie mogłam przestać się śmiać,Rocky popatrzył na mnie z groźną miną. -To nie jest śmieszne. -powiedziałam i przestałam się chichotać.
-Ej na serio. Co mam robić? -zapytał Ross.
-Pomogę ci go pobić. -kiwałam głową,a Rocky znowu popatrzył się na mnie wzrokiem zabójcy. -No co? Lubie bić ludzi.
Wróciłam do domu z Rocky'm. Zaparzyłam herbatę.
-Ej myślisz,że Agnes jeszcze czuje coś do Max'a? -zapytałam siadając na krzesło.
-Nie wiem,nie sadzę.
-W sumie...ale trochę szkoda mi Ross'a. Ty też myślisz,że jestem zazdrosna?
-Ja? Nigdy w życiu. Jesteś moja,i nikomu nie pozwolę tak mówić. -powiedział łapiąc mnie za ręce.
-Aww. Miło mi.
-Wiesz ja się już muszę zbierać..to pa. -pocałował mnie w czoło na pożegnanie.
-Cześć. -odprowadziłam go do drzwi.
W tym samym czasie do domu wróciła Agnes. Nie wiem. Była z Max'em czy z Ross'em? Mniejsza o to. Stwierdziła,że Max już jej się przestał podobać,a tak naprawdę,to fascynowało ją tylko jego imię,takie niepospolite...to takie romantyczne aż mi się zbiera na wymioty. No ale...ten chłopak ma coś takiego w sobie,co sprawia że jest taki,taki fajny. Ale jeszcze nie wiem co. Mimo to,on nie jest w moim typie. Najbardziej w tej sprawie szkoda mi Ross'a,bo jest zazdrosny,i chyba cierpi z tego powodu że Max przyszedł do naszej szkoły. Bardzo mi smutno z tego powodu,a to dziwne bo zazwyczaj jestem pozbawiona uczuć. Zależy jeszcze do kogo. Mojej przyjaciółce to się chyba nie spodobało się to,że Max do niej wciąż zarywa bo powiedziała:
-Uśmiechniętych,naturalnych mężczyzn nie widać. Ich największe miłości to laptopy,komóry i kluczyki do wypasionego samochodu i pną się,pną coraz wyżej w biznesowej hierarchii. Nie mają czas na dom,rodzinę,dzieci...
-A jak się już dziecko przytrafi-wpadłam w słowo mojej przyjaciółce. -To ojcowie idą na urlop. Tacierzyński. Fuj,co za okropne słowo! O wiele lepiej i ładniej byłoby mówić-"ojcowski".
-Właśnie,dokładnie. Świat staje do góry nogami!
-Niedługo kobiety będą różniły się od mężczyzn jedynie brodę,której nie mogę zapuścić.
-Chyba,że...kobieta z brodą. -zaśmiałyśmy się razem.
-Haha,no w sumie. Ale ja naprawdę do niego nic nie czuje.
-No dobra wierze Ci. -przytaknęłam przyjaciółce.
-Naprawdę mnie kochasz? -zapytałam.
-Kotku,kocham tylko Ciebie i tylko z tobą chce być.
-Ja Ciebie też kocham. Jesteś najukochańszym chłopakiem na całym świecie. -pocałowałam go.
Zwykłe namiętne pocałunki zmieniły się w mocniejsze akcje. Rocky zaczął się rozbierać,a potem gwałtownymi ruchami mnie.
Klęknęłam przed nim i bez chwili wahania wzięłam jego penisa do buzi i zaczęłam go pieścić na rożne sposoby. Jedną ręką opierał się o szafkę a drugą położył na mojej głowie bawiąc się moimi włosami. A ja robiłam coraz mocniejsze i szybsze ruchy,wyciągnęłam go z buzi i zaczęłam bardzo szybko jeździć ręką od nasady aż po czubek,zaciskając palce na końcu. Rocky nie wytrzymał z podniecenia,rzucił mnie na łóżko i bardzo mocno we mnie wszedł. Bardzo mnie to podnieciło. Jak najmocniej zacisnęłam rękę na jego głowie. Postanowiłam,że dokończę ustami. Nie wytrzymał i spuścił mi się w usta. Cudownie się czułam.
Miałam motyle w brzuchu. Po małych grzeszkach i słodkich igraszkach poszliśmy się umyć.
Nazajutrz szliśmy z Rocky'm po szkole,na korytarzu stała Agnes z jakimś chłopakiem. Był wysoki,miał ciemne włosy i okulary przeciwsłoneczne. Ale do cholery: Po co
mu okulary przeciwsłoneczne w budynku?! Mniejsza o to. Na sobie miał białe spodnie i sportową koszulkę. Zainteresowało mnie to,wiec podeszliśmy.
-Siema. Ej,kto to? -zapytałam.
-To jest Max,kolega.
-Cześć. Jestem Alex. -podałam mu rękę.
-A ja jestem R...
-To jest Rocky. Mój chłopak. -powiedziałam.
-Tak,jestem Rocky,jej chłopak. No to jak długo się znacie?
-Praktycznie od przedszkola. Agnes była kiedyś moją dziewczyną.
-Uuuuu,fajnie. -uśmiechnęłam się szyderczo.
-Zgadzam się. -powiedział Max.
-Pewnie łączyło was bardzo,bardzo,bardzo....
-Ej,weź może już przestań,co? -mówił Rocky.
-...Głębokie uczucie. -dokończyłam.
-To prawda. -potwierdził Max,a Agnes stała jak wryta.
-Hy,wiedziałam. -pokiwałam głową.
Nagle pojawił się Ross.
-Siema. Co tam?
-A nic,wiesz gadamy sobie z Agnes. Czwartek jak każdy inny. -gadałam jak głupia.
-Agnes kim jest ten facet?
-Właśnie Agnes powiedz mu. -ciągnęłam zadziornie.
-Jestem...
-A,to kolega przyjaźniliśmy się zanim jeszcze doszliście do szkoły.
-Tylko tyle Agnes? Nie powiesz nic więcej? -zapytałam podejrzliwie.
-Noo...Max jest bardzo fajny.
-Czyli jesteście dobrymi przyjaciółmi?
-Oj nawet nie wiesz jakie głębokie przyjacielskie uczucie ich łączy. -gadałam tok w tok.
-Alex. Może pójdziemy się przejść? Jakiś mały spacerek,co? -Rocky wiedział,że nie odpuszczę i próbował mnie od tego odwieść.
-Nie dzięki,zostanę. Jest tu tak fajnie. No ej powiedz to wreszcie. Czekamy.
-Ja i Agnes byliśmy kiedyś parą. -powiedział Max.
-Ugh. -moja przyjaciółka była niezadowolona.
-No i bum! Wszystko się wydało! Yeah! -krzyczałam zaplatając ręce na piersiach.
-Tylko na tym ci zależało co? -zapytał Rocky.
-Tak,teraz możemy iść. -pociągnęłam Rocky'ego za rękę.
Razem z Rocky'm i Ross'em poszliśmy na lunch za szkołę. Agnes była z Max'em.
-Nie myślicie że ten Max to zwykły burak? -zapytałam,siadając na ławkę.
-Taaa. -powiedzieli chórem.
-A najgorsze jest to,że Agnes z nim była. -odezwał się Ross.
-Ej stary jesteś zazdrosny? -zapytał Rocky.
-To takie dziwne? A twoja laska? Nie lepsza.
-Ej,bez takich ok? -Rocky był wściekły na brata,bronił mnie i pocałował mnie w policzek.
-Uważaj na słowa. -powiedziałam wściekła i zbliżyłam twarz do Ross'a.
-A jak nie to co mi zrobisz?
-Myślisz,że jakbym kogoś kopnęła z całej siły to jak daleko by poleciał? -odwróciłam wzrok do Rocky'ego i zapytałam się robiąc szyderczą minę a Ross odsunął się ode mnie. -O to mi chodziło,dzięki.
-A tak na serio,to trochę jestem zazdrosny. Naprawdę mi na niej zależy.
-No rozumiem Cię. Dzięki niej powoli przestajesz zasypiać z włączona lampką.
-Hahahahahahahahahahahaha,ty jeszcze nie możesz zasnąć z wyłączonym światłem? hahahaha. -nie mogłam przestać się śmiać,Rocky popatrzył na mnie z groźną miną. -To nie jest śmieszne. -powiedziałam i przestałam się chichotać.
-Ej na serio. Co mam robić? -zapytał Ross.
-Pomogę ci go pobić. -kiwałam głową,a Rocky znowu popatrzył się na mnie wzrokiem zabójcy. -No co? Lubie bić ludzi.
Wróciłam do domu z Rocky'm. Zaparzyłam herbatę.
-Ej myślisz,że Agnes jeszcze czuje coś do Max'a? -zapytałam siadając na krzesło.
-Nie wiem,nie sadzę.
-W sumie...ale trochę szkoda mi Ross'a. Ty też myślisz,że jestem zazdrosna?
-Ja? Nigdy w życiu. Jesteś moja,i nikomu nie pozwolę tak mówić. -powiedział łapiąc mnie za ręce.
-Aww. Miło mi.
-Wiesz ja się już muszę zbierać..to pa. -pocałował mnie w czoło na pożegnanie.
-Cześć. -odprowadziłam go do drzwi.
W tym samym czasie do domu wróciła Agnes. Nie wiem. Była z Max'em czy z Ross'em? Mniejsza o to. Stwierdziła,że Max już jej się przestał podobać,a tak naprawdę,to fascynowało ją tylko jego imię,takie niepospolite...to takie romantyczne aż mi się zbiera na wymioty. No ale...ten chłopak ma coś takiego w sobie,co sprawia że jest taki,taki fajny. Ale jeszcze nie wiem co. Mimo to,on nie jest w moim typie. Najbardziej w tej sprawie szkoda mi Ross'a,bo jest zazdrosny,i chyba cierpi z tego powodu że Max przyszedł do naszej szkoły. Bardzo mi smutno z tego powodu,a to dziwne bo zazwyczaj jestem pozbawiona uczuć. Zależy jeszcze do kogo. Mojej przyjaciółce to się chyba nie spodobało się to,że Max do niej wciąż zarywa bo powiedziała:
-Uśmiechniętych,naturalnych mężczyzn nie widać. Ich największe miłości to laptopy,komóry i kluczyki do wypasionego samochodu i pną się,pną coraz wyżej w biznesowej hierarchii. Nie mają czas na dom,rodzinę,dzieci...
-A jak się już dziecko przytrafi-wpadłam w słowo mojej przyjaciółce. -To ojcowie idą na urlop. Tacierzyński. Fuj,co za okropne słowo! O wiele lepiej i ładniej byłoby mówić-"ojcowski".
-Właśnie,dokładnie. Świat staje do góry nogami!
-Niedługo kobiety będą różniły się od mężczyzn jedynie brodę,której nie mogę zapuścić.
-Chyba,że...kobieta z brodą. -zaśmiałyśmy się razem.
-Haha,no w sumie. Ale ja naprawdę do niego nic nie czuje.
-No dobra wierze Ci. -przytaknęłam przyjaciółce.
18 sierpnia 2014
Rozdział 15
Poszliśmy do sypialni razem z Ross'em i Agnes,żeby obejrzeć film lub coś w tym stylu. Nasz kochany czarny kotek został sam w kuchni. Trochę się obawiam,bo wciąż mam w głowie słowa Ross'a. Ale co niby może się stac? Przecież to tylko głupi kot. I tak prawie całą godzinę spędzaliśmy na oglądaniu horrorów. Tak jak mówiłam uwielbiam horrory. Nagle z kuchni usłyszeliśmy trzask szkła. Zerwaliśmy się z kanapy. Przyznam,ze wtedy naprawdę się przestraszyłam. Zeszliśmy na dół. Kuchnia wyglądała tak jakby stado słoni po niej przeszło. Okno bylo rozstrzaskane,stół połamany. Totalny bałagan.
-Co? Jak to się stało? -pytała Agnes,wytrzeszczając oczy.
-Nasz kochany kotek. -powiedziałam z przerażeniem.
-Łał! To jest jakaś bestia! Nie kot. -krzyknął Ross.
-W ogóle to,gdzie on jest? -zapytała Agnes.
-Siedzi sobie tam. -pokazałam.
Podeszliśmy do niego powoli. Ku naszemu zdziwieniu siedział sobie spokojnie na kanapie,tak jakby nie stało. Dosłownie był taki kochany.
-Aww,wygląda tak słodko. -powiedziałam .
-Taa,jak śpi. -dokończył Ross.
-Zapomnijmy o tym co tu się stało. Agnes chodź pójdziemy zanieść go do Rocky'ego. -pociągnęłam koleżankę za rękę.
-Stójcie! -krzyknął Ross.
-Ugh no co? -powiedziałam rozzłoszczona.
-Nie możecie dać Rocky'emu tego kota.
-Niby czemu?
-Bo ten kot to diabeł wcielony.
-Oj przestań. Nic się nie stanie.
-Dobra,jak chcesz. Ale jakby co to ostrzegałem.
-Dziękuję. Oww jak nas nie będzie,to ty możesz tu posprzątać. -uśmiechnęłam się.
-Nie jestem waszą sprzątaczką.
-Dam ci 10 dolców.
-Zgoda.
Naszym domem zajmuje się Ross. Jest idealnie. Idziemy do Rocky'ego. Miejmy nadzieję że wszystko wyjdzie zgodnie z wcześniejszym planem. Oby się mu spodobało.
-Ej nie denerwuj się.
-Jak mam się nie denerwować? Kiedy się denerwuje.
-Spoko,wszystko będzie w porządku.
Zapukałam. Mimo że strasznie się bałam.
-Co wy tutaj robicie? -zapytał trochę zdenerwowany.
-Przyszłyśmy żeby coś ci dać.
-Już trochę za późno.
-Ale przynajmniej zobacz co to.
Wyciągnęłam zza pleców naszego kochanego diabełka.
-Zabierz go! -Rocky jakoś dziwnie się zachowywał. Kichał i łzawiły mu oczy. Nie wiedziałam o co chodzi.
Kot wymknął się nam spod kontroli i uciekł,a Rocky wystraszony poszedł do domu. Zostawiając nas samych. A ja posmutniałam w jednej chwili.
-Ej,nie płacz. -pocieszała mnie Agnes.
-Nie,nie płacze. Zostanę tu. Nie poddam się bez walki.
-I bardzo dobrze. Ja poczekam na Ciebie koło domu,ok?
-Dobrze,a ja będę tutaj stać. Choćbym miała zostać tu całą noc.
-Zależy ci,prawda?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
Stałam po domem Rocky'ego. Czekałam i czekałam. Było już po 23.00,ale ja nie poddaje się tak łatwo. Zasnęłam. Nagle na zewnątrz zapaliło się światło. Wyszedł,no w końcu. Teraz mam okazje,żeby szczerze porozmawiać.
-Co ty tu jeszcze robisz tak późno?
-Czekam na Ciebie. -powiedziała wstając z ziemi.
-Pewnie ci zimno,czekaj. -nałożył na mnie swoja bluzę.
-Nie musisz tego robić.
-Ale chce. -uśmiechnął się. -Co to za akcja z tym kotem?
-Chciałam ci zrobić niespodziankę.
-Nie trafny prezent.
-Dlaczego?
-Bo mam alergię na koty. Zapomniałem Ci powiedzieć. -odchodził.
-Rocky.
-No co? -odwrócił się.
-Poczekaj... przepraszam za wszystko. Za to że byłam zazdrosna,za tą akcję z tym kotem chciałam tylko dobrze. Bo mówiłeś,że mnie już nie kochasz i...-nie dokończyłam,bo Rocky niespodziewanie namiętnie mnie pocałował.
-Wciąż mnie kochasz.
-A przestałem? -powiedział.
-Aww. -pisnęła pod nosem Agnes,która stała za domem. -Chyba mi się coś należy.
-Tak dziękuję Agnes,a teraz wynocha. -powiedziałam żartobliwie,a potem ja z Rocky'm namiętnie się całowaliśmy. Tak bez przerwy.
-Pozadławiajcie się własnymi językami. -poszła,a my ciągle nie przerywaliśmy pocałunków.
*Agnes*
Cieszę się,że między Rocky'm i Alex już jest wszystko dobrze,bo razem wyglądają naprawdę uroczo. Ehh...już po północy? Szybko to wszystko zleciało. Ciekawe jak poszło Ross'owi z sprzątaniem naszej kuchni? Weszłam do domu,byłam potwornie zdziwiona.
-Wow,tu jest jeszcze lepiej niż wtedy,kiedy się wprowadzałam.
-Podziękuj mi.
-Dziękuje. Hyhy-zaśmiałam się i pocałowałam chłopaka.
-A gdzie Alex? -zapytał.
-Została z Rocky'm.
-Tak. Udało sie.
-I co z tym kotem?
-Kot uciekł,w sumie Rocky na początku też,i okazało się że ma alergie na koty.
-Właśnie to chciałem wam powiedzieć,ale wy mnie nie słuchałyście.
-Ja Cię słuchałam. Alex nie.
-To jej wina.
-Ale w sumie ten kot trochę pomógł,gdyby nie on wróciłabym teraz z zapłakaną Alex,a tak jest szczęśliwa.
-Chyba masz rację. A sprawisz żebym ja był szczęśliwy?
-No jasne,kotku.
W jego oczach pojawił się ogień pożądania. Strasznie tego chciał,ja chyba też. Powoli zbliżaliśmy się do siebie i namiętnie całowaliśmy. Dalej stojąc na nogach,rozbieraliśmy się. Ross mocno wszedł we mnie. Kochaliśmy się długo,szybko i mocno. To było nieziemskie. On ma to coś w sobie...
-Co? Jak to się stało? -pytała Agnes,wytrzeszczając oczy.
-Nasz kochany kotek. -powiedziałam z przerażeniem.
-Łał! To jest jakaś bestia! Nie kot. -krzyknął Ross.
-W ogóle to,gdzie on jest? -zapytała Agnes.
-Siedzi sobie tam. -pokazałam.
Podeszliśmy do niego powoli. Ku naszemu zdziwieniu siedział sobie spokojnie na kanapie,tak jakby nie stało. Dosłownie był taki kochany.
-Aww,wygląda tak słodko. -powiedziałam .
-Taa,jak śpi. -dokończył Ross.
-Zapomnijmy o tym co tu się stało. Agnes chodź pójdziemy zanieść go do Rocky'ego. -pociągnęłam koleżankę za rękę.
-Stójcie! -krzyknął Ross.
-Ugh no co? -powiedziałam rozzłoszczona.
-Nie możecie dać Rocky'emu tego kota.
-Niby czemu?
-Bo ten kot to diabeł wcielony.
-Oj przestań. Nic się nie stanie.
-Dobra,jak chcesz. Ale jakby co to ostrzegałem.
-Dziękuję. Oww jak nas nie będzie,to ty możesz tu posprzątać. -uśmiechnęłam się.
-Nie jestem waszą sprzątaczką.
-Dam ci 10 dolców.
-Zgoda.
Naszym domem zajmuje się Ross. Jest idealnie. Idziemy do Rocky'ego. Miejmy nadzieję że wszystko wyjdzie zgodnie z wcześniejszym planem. Oby się mu spodobało.
-Ej nie denerwuj się.
-Jak mam się nie denerwować? Kiedy się denerwuje.
-Spoko,wszystko będzie w porządku.
Zapukałam. Mimo że strasznie się bałam.
-Co wy tutaj robicie? -zapytał trochę zdenerwowany.
-Przyszłyśmy żeby coś ci dać.
-Już trochę za późno.
-Ale przynajmniej zobacz co to.
Wyciągnęłam zza pleców naszego kochanego diabełka.
-Zabierz go! -Rocky jakoś dziwnie się zachowywał. Kichał i łzawiły mu oczy. Nie wiedziałam o co chodzi.
Kot wymknął się nam spod kontroli i uciekł,a Rocky wystraszony poszedł do domu. Zostawiając nas samych. A ja posmutniałam w jednej chwili.
-Ej,nie płacz. -pocieszała mnie Agnes.
-Nie,nie płacze. Zostanę tu. Nie poddam się bez walki.
-I bardzo dobrze. Ja poczekam na Ciebie koło domu,ok?
-Dobrze,a ja będę tutaj stać. Choćbym miała zostać tu całą noc.
-Zależy ci,prawda?
-Nawet nie wiesz jak bardzo.
Stałam po domem Rocky'ego. Czekałam i czekałam. Było już po 23.00,ale ja nie poddaje się tak łatwo. Zasnęłam. Nagle na zewnątrz zapaliło się światło. Wyszedł,no w końcu. Teraz mam okazje,żeby szczerze porozmawiać.
-Co ty tu jeszcze robisz tak późno?
-Czekam na Ciebie. -powiedziała wstając z ziemi.
-Pewnie ci zimno,czekaj. -nałożył na mnie swoja bluzę.
-Nie musisz tego robić.
-Ale chce. -uśmiechnął się. -Co to za akcja z tym kotem?
-Chciałam ci zrobić niespodziankę.
-Nie trafny prezent.
-Dlaczego?
-Bo mam alergię na koty. Zapomniałem Ci powiedzieć. -odchodził.
-Rocky.
-No co? -odwrócił się.
-Poczekaj... przepraszam za wszystko. Za to że byłam zazdrosna,za tą akcję z tym kotem chciałam tylko dobrze. Bo mówiłeś,że mnie już nie kochasz i...-nie dokończyłam,bo Rocky niespodziewanie namiętnie mnie pocałował.
-Wciąż mnie kochasz.
-A przestałem? -powiedział.
-Aww. -pisnęła pod nosem Agnes,która stała za domem. -Chyba mi się coś należy.
-Tak dziękuję Agnes,a teraz wynocha. -powiedziałam żartobliwie,a potem ja z Rocky'm namiętnie się całowaliśmy. Tak bez przerwy.
-Pozadławiajcie się własnymi językami. -poszła,a my ciągle nie przerywaliśmy pocałunków.
*Agnes*
Cieszę się,że między Rocky'm i Alex już jest wszystko dobrze,bo razem wyglądają naprawdę uroczo. Ehh...już po północy? Szybko to wszystko zleciało. Ciekawe jak poszło Ross'owi z sprzątaniem naszej kuchni? Weszłam do domu,byłam potwornie zdziwiona.
-Wow,tu jest jeszcze lepiej niż wtedy,kiedy się wprowadzałam.
-Podziękuj mi.
-Dziękuje. Hyhy-zaśmiałam się i pocałowałam chłopaka.
-A gdzie Alex? -zapytał.
-Została z Rocky'm.
-Tak. Udało sie.
-I co z tym kotem?
-Kot uciekł,w sumie Rocky na początku też,i okazało się że ma alergie na koty.
-Właśnie to chciałem wam powiedzieć,ale wy mnie nie słuchałyście.
-Ja Cię słuchałam. Alex nie.
-To jej wina.
-Ale w sumie ten kot trochę pomógł,gdyby nie on wróciłabym teraz z zapłakaną Alex,a tak jest szczęśliwa.
-Chyba masz rację. A sprawisz żebym ja był szczęśliwy?
-No jasne,kotku.
W jego oczach pojawił się ogień pożądania. Strasznie tego chciał,ja chyba też. Powoli zbliżaliśmy się do siebie i namiętnie całowaliśmy. Dalej stojąc na nogach,rozbieraliśmy się. Ross mocno wszedł we mnie. Kochaliśmy się długo,szybko i mocno. To było nieziemskie. On ma to coś w sobie...
17 sierpnia 2014
Rozdział 14
Dzisiaj idziemy po kota dla Rocky'ego! YAY! Może nareszcie go odzyskam i znów będziemy razem. Mam nadzieję,że to zadziała. W końcu kto nie lubi małych
futrzaków? Ja. NIENAWIDZĘ kotów. Ale zniosę to żeby tylko odzyskać mojego tygryska. Tak bardzo mi na tym zależy. Weszłyśmy do budynku. Od razu czarny kotek spodobał się Agnes.
-Może weźmiemy tego?
-Oj weźmy. Za bardzo mnie to nie interesuje.
-Dlaczego?
-Nie cierpię kotów.
-Nie chcesz odzyskać Rocky'ego?
-No jasne że chcę,tylko nie cierpię kotów. Denerwują mnie.
-To wezmę tego.
-To bierz,i wyjdźmy stąd bo zaraz zwrócę swój obiad. -pokazałam gestownie.
-Ej dobra,idziemy.
Wybrałyśmy czarnego kota ze złotymi oczami. Kocham czarny kolor. Mam nadzieję,że Rocky'emu się spodoba.
-No to co idziesz?
-Pójdę,ale wieczorem.
-No dobra,to teraz chodźmy do domu.
-Oki doki. -zaśmiałam się.
Po 15 minutach dojechałyśmy do naszego mieszkania.
-To ja może skocze po gofry dla nas? -zaproponowała Agnes.
-I ja mam tu siedzieć sama z tym potworem? -zapytałam wściekła wskazując na kota.
-Ale popatrz pasujecie do siebie.
-No dzięki,bardzo mi miło. -pokazałam koleżance język.
-NIE MA ZA CO. -moja koleżanka to odwzajemniła i również pokazała język,i wyszła.
Zostałam sama. No niezupełnie, bo towarzystwa dotrzymywał mi kot. Rozmawiałam do niego bo nie miałam z kim,było nawet umm...fajnie (?) Taki kot to nawet fajna sprawa. Chyba się do niego przyzwyczaję. Po pół godzinie Agnes wróciła do domu z goframi.
-Hej jak było z "potworem"?
-Nawet fajnie. Rozmawialiśmy sobie.
-Gadałaś z kotem? -zaśmiała się.
-Wiesz,on potrafi słuchać i...
-Hahahaha..hahahaha....uh no dobra. To zupełnie normalne.
Kilka sekund później wpadł Ross.
-Witam moje urocze panie.
-Cześć Ross. -przywitałam się.
-Siema. -powiedziała Agnes.
-Czy to jest kot?
-Tak,robimy prezent dla Rocky'ego.
-Alex robi,ja nie miałam zamiaru. -powiedziała zsiadając z krzesła.
-Ale Rocky...
-Nie martw się nic mu nie będzie. To tylko kot.
-Właśnie,nic się nie stanie.
-No dobrze,tylko chce wam powiedzieć...
-Oj daj spokój,to tylko kot. Co złego może się stać?
-No...nic.
-No właśnie,także uspokój się i usiądź.
-Czarne koty przynoszą pecha. -rzucił Ross.
-Co? Wierzysz w takie rzeczy? -zapytałam trochę oszołomiona.
-Trochę....tak samo jest z lustrem. 7 lat nieszczęścia.
-Oj daj spokój. To nieprawda.
-Żebyście potem nie mówiły "oh Ross miałeś racje"
-Ty nigdy nie masz racji. -przekomarzałam się.
-Hyhyhyhy.
-Chodźmy do naszego pokoju. Obejrzymy jakiś film,pogramy w butelkę. No weź się nie dygaj,przecież to nieprawda. -uderzyłam go lekko w ramie.
A co jeśli czarne koty naprawdę przynoszą pecha? Zaczynam się okropnie bać...
futrzaków? Ja. NIENAWIDZĘ kotów. Ale zniosę to żeby tylko odzyskać mojego tygryska. Tak bardzo mi na tym zależy. Weszłyśmy do budynku. Od razu czarny kotek spodobał się Agnes.
-Może weźmiemy tego?
-Oj weźmy. Za bardzo mnie to nie interesuje.
-Dlaczego?
-Nie cierpię kotów.
-Nie chcesz odzyskać Rocky'ego?
-No jasne że chcę,tylko nie cierpię kotów. Denerwują mnie.
-To wezmę tego.
-To bierz,i wyjdźmy stąd bo zaraz zwrócę swój obiad. -pokazałam gestownie.
-Ej dobra,idziemy.
Wybrałyśmy czarnego kota ze złotymi oczami. Kocham czarny kolor. Mam nadzieję,że Rocky'emu się spodoba.
-No to co idziesz?
-Pójdę,ale wieczorem.
-No dobra,to teraz chodźmy do domu.
-Oki doki. -zaśmiałam się.
Po 15 minutach dojechałyśmy do naszego mieszkania.
-To ja może skocze po gofry dla nas? -zaproponowała Agnes.
-I ja mam tu siedzieć sama z tym potworem? -zapytałam wściekła wskazując na kota.
-Ale popatrz pasujecie do siebie.
-No dzięki,bardzo mi miło. -pokazałam koleżance język.
-NIE MA ZA CO. -moja koleżanka to odwzajemniła i również pokazała język,i wyszła.
Zostałam sama. No niezupełnie, bo towarzystwa dotrzymywał mi kot. Rozmawiałam do niego bo nie miałam z kim,było nawet umm...fajnie (?) Taki kot to nawet fajna sprawa. Chyba się do niego przyzwyczaję. Po pół godzinie Agnes wróciła do domu z goframi.
-Hej jak było z "potworem"?
-Nawet fajnie. Rozmawialiśmy sobie.
-Gadałaś z kotem? -zaśmiała się.
-Wiesz,on potrafi słuchać i...
-Hahahaha..hahahaha....uh no dobra. To zupełnie normalne.
Kilka sekund później wpadł Ross.
-Witam moje urocze panie.
-Cześć Ross. -przywitałam się.
-Siema. -powiedziała Agnes.
-Czy to jest kot?
-Tak,robimy prezent dla Rocky'ego.
-Alex robi,ja nie miałam zamiaru. -powiedziała zsiadając z krzesła.
-Ale Rocky...
-Nie martw się nic mu nie będzie. To tylko kot.
-Właśnie,nic się nie stanie.
-No dobrze,tylko chce wam powiedzieć...
-Oj daj spokój,to tylko kot. Co złego może się stać?
-No...nic.
-No właśnie,także uspokój się i usiądź.
-Czarne koty przynoszą pecha. -rzucił Ross.
-Co? Wierzysz w takie rzeczy? -zapytałam trochę oszołomiona.
-Trochę....tak samo jest z lustrem. 7 lat nieszczęścia.
-Oj daj spokój. To nieprawda.
-Żebyście potem nie mówiły "oh Ross miałeś racje"
-Ty nigdy nie masz racji. -przekomarzałam się.
-Hyhyhyhy.
-Chodźmy do naszego pokoju. Obejrzymy jakiś film,pogramy w butelkę. No weź się nie dygaj,przecież to nieprawda. -uderzyłam go lekko w ramie.
A co jeśli czarne koty naprawdę przynoszą pecha? Zaczynam się okropnie bać...
16 sierpnia 2014
Rozdział 13
Czuje że powoli zaczynam rozpadać się na kawałki. Tak bardzo za nim tęsknie. Potrzebuje go. Kogoś kto mnie wysłucha,pocieszy kiedy będę smutna,pocałuje. Mimo zerwania wciąż go kocham. To chyba była zbyt pochopna decyzja. Ale w sumie...sam kiedyś powiedział że: "zaczyna być nieszczęśliwy w naszym związku" no i proszę teraz może być nieszczęśliwy. Ciekawe co on teraz sobie myśli,co czuje? Chyba muszę mu to wszystko wytłumaczyć i błagać o przebaczenie. A co jeśli on zabawia sie teraz z Megan? Chyba przełożę to na inny dzień. Pójdę się przejdę,może dzieciaki w parku mnie rozweselą. Po dwóch godzinach samotnego błąkania się po ulicach LA,wróciłam. Zapłakana i bezsilna. Weszłam do domu.
-Ej,Alex co się stało? Czemu płaczesz? -zapytała Agnes.
-Znalazłam złamany latawiec,trzeba go naprawić. Tak jak moje serce. -pokazałam zepsuty latawiec,opadłam na kanapę i coraz bardziej płakałam.
-No dobra zajmę się nim. Ale proszę Cię nie płacz. W ogóle co się tak naprawdę stało?
-Kiedyś miałam złote rybki ,ale po dwóch dniach znudziły mi się,to je wyrzuciłam. Ale potem strasznie tego żałowałam i tęskniłam.
-Co to ma do rzeczy?
-Tak samo jest z Rocky'm. Wyrzuciłam go jak głupie rybki i teraz nie mogę przestać tęsknic. Za bardzo go kocham. -płakałam.
-To go odzyskaj.
-Próbowałam,ale on nie chce mnie słuchać. -szlochałam w poduszkę.
-To może ja spróbuje z nim pogadać.
-Mogłabyś?
-Tak. W końcu zależy mi na tym,żebyś była szczęśliwa. -uśmiechnęła się.
-Dzięki. -trochę się uspokoiłam,ale nadal szlochałam w poduszkę. -Trochę ją zabrudziłam. -dodałam po tym jak umazałam ją tuszem do rzęs.
-Nic nie szkodzi,odpierze się. Chyba. -rzuciła.
*Agnes*
Tak jak obiecałam poszłam do Rocky'ego. Zapukam do jego domu,drzwi otworzył mi Ross.
-Hej. Do mnie przyszłaś,prawda? -zapytał zadowolony.
-Nie. Dzisiaj nie do Ciebie. Jest Rocky w domu?
-Jest. A co chcesz od niego?
-Mam ważną sprawę.
-Co jest ważniejsze od nas?
-Moja przyjaciółka i twój brat.
Poszłam do salonu,a tam siedział Rocky oglądając film. Wyglądał na przybitego (?)
-Po co tu przyszłaś? -spytał troszkę zdenerwowany.
-Ej Ross,możesz zostawić nas samych?
-Jasne. To ja pójdę tam do kuchni. -wskazał palcem.
-Słuchaj Rocky,wiem że ty i Alex już nie jesteście razem. Ale może udałoby wam się jeszcze coś między wami...naprawić?
-Agnes,to nie jest takie łatwe. To jej wina,po co mam ją przepraszać?
-No ale dlaczego nie chcesz spróbować?
-No bo...wyliczyć ci rzeczy których w niej nie lubię? Jest zazdrosna,a po drugie troszeczkę mnie to denerwuje bo ja od roku kupuje jej jakieś prezenty,a ona do tej pory mi jeszcze nic.
-A ten...to że całowałeś się z Megan? To też twoja wina.
-To ona całowała mnie! Dobra,muszę ochłonąć. A teraz wyjdź.
-Dobra,spoko.
Dlaczego Agnes tak długo siedzi u Rocky'ego? Albo siedzi tam już z godzinę,albo to mi przez tęsknotę i samotność wlecze się czas. Czekałam,czekałam.
Nareszcie przyszła,ale nie wyglądała "happy". Spodziewałam się innej miny.
-No i jak rezultat? Czegoś się dowiedziałaś?
-Więęęęcccc...-ciągnęła.
-Więc,co?
-No rozmawiałam z nim i powiedział,że nie chce sie z tobą schodzić. Przepraszam.
-Nie to nie twoja wina. A powiedział coś jeszcze?
-Uuu,powiedział że nie lubi w tobie tego że jesteś zazdrosna i od dawna nie zrobiłaś dla niego nic miłego.
-Miłego?
-No wiesz chodzi o jakiś prezent lub coś w tym stylu.
-No to co mam zrobić?
-Wiesz na początek może zmienisz się i przestaniesz być zazdrosna. A potem nie wiem,kup jemu jakiś prezent.
-Oww wiem. Rocky zawsze mówił,że zawsze chciał mieć kota ale z jakiegoś powodu nie mógł. Kupię mu kota. Takiego ślicznego z czarnymi oczkami. Jestem
artystką,i jestem pozbawiona uczuć. -zaśmiałam się.
Nooo to jutro kolejny dzień załatwiony. Idziemy do schroniska po kota. YAY!
-Ej,Alex co się stało? Czemu płaczesz? -zapytała Agnes.
-Znalazłam złamany latawiec,trzeba go naprawić. Tak jak moje serce. -pokazałam zepsuty latawiec,opadłam na kanapę i coraz bardziej płakałam.
-No dobra zajmę się nim. Ale proszę Cię nie płacz. W ogóle co się tak naprawdę stało?
-Kiedyś miałam złote rybki ,ale po dwóch dniach znudziły mi się,to je wyrzuciłam. Ale potem strasznie tego żałowałam i tęskniłam.
-Co to ma do rzeczy?
-Tak samo jest z Rocky'm. Wyrzuciłam go jak głupie rybki i teraz nie mogę przestać tęsknic. Za bardzo go kocham. -płakałam.
-To go odzyskaj.
-Próbowałam,ale on nie chce mnie słuchać. -szlochałam w poduszkę.
-To może ja spróbuje z nim pogadać.
-Mogłabyś?
-Tak. W końcu zależy mi na tym,żebyś była szczęśliwa. -uśmiechnęła się.
-Dzięki. -trochę się uspokoiłam,ale nadal szlochałam w poduszkę. -Trochę ją zabrudziłam. -dodałam po tym jak umazałam ją tuszem do rzęs.
-Nic nie szkodzi,odpierze się. Chyba. -rzuciła.
*Agnes*
Tak jak obiecałam poszłam do Rocky'ego. Zapukam do jego domu,drzwi otworzył mi Ross.
-Hej. Do mnie przyszłaś,prawda? -zapytał zadowolony.
-Nie. Dzisiaj nie do Ciebie. Jest Rocky w domu?
-Jest. A co chcesz od niego?
-Mam ważną sprawę.
-Co jest ważniejsze od nas?
-Moja przyjaciółka i twój brat.
Poszłam do salonu,a tam siedział Rocky oglądając film. Wyglądał na przybitego (?)
-Po co tu przyszłaś? -spytał troszkę zdenerwowany.
-Ej Ross,możesz zostawić nas samych?
-Jasne. To ja pójdę tam do kuchni. -wskazał palcem.
-Słuchaj Rocky,wiem że ty i Alex już nie jesteście razem. Ale może udałoby wam się jeszcze coś między wami...naprawić?
-Agnes,to nie jest takie łatwe. To jej wina,po co mam ją przepraszać?
-No ale dlaczego nie chcesz spróbować?
-No bo...wyliczyć ci rzeczy których w niej nie lubię? Jest zazdrosna,a po drugie troszeczkę mnie to denerwuje bo ja od roku kupuje jej jakieś prezenty,a ona do tej pory mi jeszcze nic.
-A ten...to że całowałeś się z Megan? To też twoja wina.
-To ona całowała mnie! Dobra,muszę ochłonąć. A teraz wyjdź.
-Dobra,spoko.
Dlaczego Agnes tak długo siedzi u Rocky'ego? Albo siedzi tam już z godzinę,albo to mi przez tęsknotę i samotność wlecze się czas. Czekałam,czekałam.
Nareszcie przyszła,ale nie wyglądała "happy". Spodziewałam się innej miny.
-No i jak rezultat? Czegoś się dowiedziałaś?
-Więęęęcccc...-ciągnęła.
-Więc,co?
-No rozmawiałam z nim i powiedział,że nie chce sie z tobą schodzić. Przepraszam.
-Nie to nie twoja wina. A powiedział coś jeszcze?
-Uuu,powiedział że nie lubi w tobie tego że jesteś zazdrosna i od dawna nie zrobiłaś dla niego nic miłego.
-Miłego?
-No wiesz chodzi o jakiś prezent lub coś w tym stylu.
-No to co mam zrobić?
-Wiesz na początek może zmienisz się i przestaniesz być zazdrosna. A potem nie wiem,kup jemu jakiś prezent.
-Oww wiem. Rocky zawsze mówił,że zawsze chciał mieć kota ale z jakiegoś powodu nie mógł. Kupię mu kota. Takiego ślicznego z czarnymi oczkami. Jestem
artystką,i jestem pozbawiona uczuć. -zaśmiałam się.
Nooo to jutro kolejny dzień załatwiony. Idziemy do schroniska po kota. YAY!
15 sierpnia 2014
Rozdział 12
Jestem całkowicie przybita. Całą noc nie spałam. Jeszcze nigdy się tak nie czułam,ale fakt może jestem odrobinkę zazdrosna. Nie mam ochoty wstawać z łóżka.
Najchętniej to bym leżała cały dzień. Wstałam. Agnes czekała na mnie ze śniadaniem.
-Hej,jak się czujesz?
-Do dupy. Cały świat mi się zawalił,w jednej chwili. -płakałam.
-Ojej. Nie płacz. Zjesz ze mną?
-Nie dzięki,nie jestem w nastroju.
-To może herbaty się napijesz? -zapytała przyjaciółka.
-No dobra. Usiadłam na krzesło,a Agnes przygotowała herbatę i postawiła dzbanek na stoliku. Nalała do filiżanki. -Muszę się jakoś na nim zemścić. -powiedziałam zadziornie.
-Zrób to co zwykle.
-Czyli? -zapytałam zdziwiona.
-Bądź wredna i zadziorna. Wpadnij jak burza,kiedy będzie stał na korytarzu,i powiedz co o nim myślisz. To moim zdaniem najlepsze rozwiązanie.
-Fajny pomysł. Podoba mi się to.
-Tak przeczuwałam. -zaśmiałyśmy się razem.
Poszłam do szkoły. Przez pierwsze 4 godziny nie odezwałam się do niego. Biologia. Muszę zacząć coś mówić chociaż jednym słowem. "Nie chcem,ale muszem".
Siedzieliśmy z Agnes i Ross'em na dworze i jedliśmy obiad. Nagle do naszego stolika podszedł Rocky.
-Mogę się dosiąść?-zapytał.
-Nie. -powiedziałam zadziornie.
-Ale...
-Powiedziałam nie! -krzyknęłam wkurzona.
-No dobra,przepraszam. -odchodząc chciał mnie pocałować w policzek,ale ja znacząco się odsunęłam dalej.
-Nie mam ochoty,idź sobie.
-No dobra,już idę.-poszedł sobie.
-Ale żeś go załatwiła. Brawo! -przybiłam piątkę z Agnes i Rossem.
-Ma się ten talent. -powiedziałam,poprawiając swoją czarną kamizelkę.
-No pewnie,teraz czas na część drugą. -oznajmiła moja przyjaciółka,ruszając brwiami.
Ostatnia przerwa. Czas działać. Zobaczyłam Rocky'ego stojącego obok szafek i od razu ruszyłam w jego stronę.
-Ooo cześć Alex. -przywitał się miło,tak jakby nic się nie wydarzyło. A ja ze złości wyrzuciłam jego książki z szafki. -Ej o co ci chodzi? -zapytał zdziwiony.
-Widziałam jak całowałeś Megan!
-To ona całowała mnie! -krzyczał.
-Taa jasne,uważaj bo uwierzę.
-Mówię prawdę. Wiesz że ciebie mocno kocham!
-Ją też tak mocno kochasz?! -krzyczałam i oblałam go colą.-To koniec.
-Zrywasz ze mną?
-Tak,zgadza się.
-Ale nie możesz tak....
-Może przestanę być dla ciebie ciężarem! -krzyknęłam wychodząc z budynku.
Tak,ja wiem może mnie poniosło i to nie była część naszego planu. Ale co innego miałam zrobić?
Powrót do domu trwał dokładnie godzinę i trzydzieści minut. Fakt bo nikt mnie nie przywiózł. Nie miał mnie kto przywieźć. Po powrocie do domu usiadłam w swoim pokoju. Było cicho,spokojnie,tylko tykanie zegara... Jestem z siebie dumna. Strasznie,bardzo strasznie dumna! Ale! Co to jest czas? czy w ogóle istnieje?
Abstrakcyjny,niewyczuwalny,subiektywny. "Chwytaj dzień". "Chwilo trwaj". Co to jest czas?... Poszłam się przejść po parku i przemyśleć parę spraw...
*Agnes*
Nie wiem gdzie była moja przyjaciółka. Powinnam się martwic? Poszłam do kuchni. Zasunęłam żaluzje,wyjęłam z szafki kilka herbatników,wlałam do kubka herbatę i
usiadłam przy stole. W drzwiach wejściowych zachrupotał klucz,a po chwili w progu stanęła Alex. Miała wyraźnie zaczerwienione oczy i spuchnięte powieki.
-Jesteś sama?-spytała. A Ross gdzie?
-Poszedł do znajomych.
-To dobrze,bo całą drogę myślałam o mnie i Rocky'm. Mogę ci coś powiedzieć?
-Usiądź,napij się herbaty. -zaproponowałam podsuwając jej talerzyk z herbatnikami. -Pewnie. W końcu jestem twoją przyjaciółką.
-Zerwałam z Rocky'm.
-Ooooo! -na nic więcej nie było mnie stać.
Alex znowu się rozpłakała,pochlipała przez chwilę,a potem gwałtownym gestem urwała kawał papierowego ręcznika,wytarła głośno nos,przetarła oczy i z miną wyrażająca opór powiedziała:
-Zerwałam,bo on jest bezczelny. Cham. Zwykły cham. Wyobraź sobie że Ross ma zapasową dziewczynę na pocieszenie. A ciebie traktował jak "chwilową rezerwę". Jak się wtedy byś poczuła?
-Jak...szmata.
-Dokładnie. Tyle że ja się na "chwilową rezerwę" nie nadaję. Nie jestem i nigdy nie będę kołem zapasowym. To z jego strony nieuczciwe zagranie! Wszyscy jego kumple o tym wiedzieli,a żaden mi nie powiedział. Wyszłam na idiotkę. Na głupią,naiwną idiotkę.
-Oj Alex. Nie mów tak. Jesteś atrakcyjną dziewczyną,. Zresztą niejeden Rocky na świecie.
-Mówisz jak moja mama.
-No i mam rację. Ale wyjaśnij mi się jak do tego doszło,jak to się stało?
-No powiedziałam mu prosto z mostu,że widziałam go z Megan. Ale on mówił że to nie on całował ją,tylko ona jego. I że tylko ja się dla niego liczę bla,bla,bla. A
wiesz,co ja zrobiłam? Wzięłam do ręki butelkę cola-coli jakiegoś kolesia i całą wylałam na jego nowiutki T-shirt. Powiedziałam że zrywam z nim,był taki zaskoczony.
A ja odeszłam z uniesioną głową i nie obejrzałam sie ani razu. Myślę,że do spodni też mu trochę naleciało. Spojrzałyśmy na siebie i nagle zrobiło się wesoło.
Zaczęłyśmy się śmiać. Zaczęłyśmy sie trząść,chichotać,a z moich oczu popłynęły aż łzy. O rany! Moja przyjaciółka oblała swojego chłopaka colą. Ale zadyma! Alex się uspokoiła. Ja też,choć jeszcze bolały mnie policzki. Siedziałyśmy w kuchni,rozmawiając ze sobą jak nigdy dotąd. Aż wybiła godzina 23.00 i poszłyśmy do łóżek.
Najchętniej to bym leżała cały dzień. Wstałam. Agnes czekała na mnie ze śniadaniem.
-Hej,jak się czujesz?
-Do dupy. Cały świat mi się zawalił,w jednej chwili. -płakałam.
-Ojej. Nie płacz. Zjesz ze mną?
-Nie dzięki,nie jestem w nastroju.
-To może herbaty się napijesz? -zapytała przyjaciółka.
-No dobra. Usiadłam na krzesło,a Agnes przygotowała herbatę i postawiła dzbanek na stoliku. Nalała do filiżanki. -Muszę się jakoś na nim zemścić. -powiedziałam zadziornie.
-Zrób to co zwykle.
-Czyli? -zapytałam zdziwiona.
-Bądź wredna i zadziorna. Wpadnij jak burza,kiedy będzie stał na korytarzu,i powiedz co o nim myślisz. To moim zdaniem najlepsze rozwiązanie.
-Fajny pomysł. Podoba mi się to.
-Tak przeczuwałam. -zaśmiałyśmy się razem.
Poszłam do szkoły. Przez pierwsze 4 godziny nie odezwałam się do niego. Biologia. Muszę zacząć coś mówić chociaż jednym słowem. "Nie chcem,ale muszem".
Siedzieliśmy z Agnes i Ross'em na dworze i jedliśmy obiad. Nagle do naszego stolika podszedł Rocky.
-Mogę się dosiąść?-zapytał.
-Nie. -powiedziałam zadziornie.
-Ale...
-Powiedziałam nie! -krzyknęłam wkurzona.
-No dobra,przepraszam. -odchodząc chciał mnie pocałować w policzek,ale ja znacząco się odsunęłam dalej.
-Nie mam ochoty,idź sobie.
-No dobra,już idę.-poszedł sobie.
-Ale żeś go załatwiła. Brawo! -przybiłam piątkę z Agnes i Rossem.
-Ma się ten talent. -powiedziałam,poprawiając swoją czarną kamizelkę.
-No pewnie,teraz czas na część drugą. -oznajmiła moja przyjaciółka,ruszając brwiami.
Ostatnia przerwa. Czas działać. Zobaczyłam Rocky'ego stojącego obok szafek i od razu ruszyłam w jego stronę.
-Ooo cześć Alex. -przywitał się miło,tak jakby nic się nie wydarzyło. A ja ze złości wyrzuciłam jego książki z szafki. -Ej o co ci chodzi? -zapytał zdziwiony.
-Widziałam jak całowałeś Megan!
-To ona całowała mnie! -krzyczał.
-Taa jasne,uważaj bo uwierzę.
-Mówię prawdę. Wiesz że ciebie mocno kocham!
-Ją też tak mocno kochasz?! -krzyczałam i oblałam go colą.-To koniec.
-Zrywasz ze mną?
-Tak,zgadza się.
-Ale nie możesz tak....
-Może przestanę być dla ciebie ciężarem! -krzyknęłam wychodząc z budynku.
Tak,ja wiem może mnie poniosło i to nie była część naszego planu. Ale co innego miałam zrobić?
Powrót do domu trwał dokładnie godzinę i trzydzieści minut. Fakt bo nikt mnie nie przywiózł. Nie miał mnie kto przywieźć. Po powrocie do domu usiadłam w swoim pokoju. Było cicho,spokojnie,tylko tykanie zegara... Jestem z siebie dumna. Strasznie,bardzo strasznie dumna! Ale! Co to jest czas? czy w ogóle istnieje?
Abstrakcyjny,niewyczuwalny,subiektywny. "Chwytaj dzień". "Chwilo trwaj". Co to jest czas?... Poszłam się przejść po parku i przemyśleć parę spraw...
*Agnes*
Nie wiem gdzie była moja przyjaciółka. Powinnam się martwic? Poszłam do kuchni. Zasunęłam żaluzje,wyjęłam z szafki kilka herbatników,wlałam do kubka herbatę i
usiadłam przy stole. W drzwiach wejściowych zachrupotał klucz,a po chwili w progu stanęła Alex. Miała wyraźnie zaczerwienione oczy i spuchnięte powieki.
-Jesteś sama?-spytała. A Ross gdzie?
-Poszedł do znajomych.
-To dobrze,bo całą drogę myślałam o mnie i Rocky'm. Mogę ci coś powiedzieć?
-Usiądź,napij się herbaty. -zaproponowałam podsuwając jej talerzyk z herbatnikami. -Pewnie. W końcu jestem twoją przyjaciółką.
-Zerwałam z Rocky'm.
-Ooooo! -na nic więcej nie było mnie stać.
Alex znowu się rozpłakała,pochlipała przez chwilę,a potem gwałtownym gestem urwała kawał papierowego ręcznika,wytarła głośno nos,przetarła oczy i z miną wyrażająca opór powiedziała:
-Zerwałam,bo on jest bezczelny. Cham. Zwykły cham. Wyobraź sobie że Ross ma zapasową dziewczynę na pocieszenie. A ciebie traktował jak "chwilową rezerwę". Jak się wtedy byś poczuła?
-Jak...szmata.
-Dokładnie. Tyle że ja się na "chwilową rezerwę" nie nadaję. Nie jestem i nigdy nie będę kołem zapasowym. To z jego strony nieuczciwe zagranie! Wszyscy jego kumple o tym wiedzieli,a żaden mi nie powiedział. Wyszłam na idiotkę. Na głupią,naiwną idiotkę.
-Oj Alex. Nie mów tak. Jesteś atrakcyjną dziewczyną,. Zresztą niejeden Rocky na świecie.
-Mówisz jak moja mama.
-No i mam rację. Ale wyjaśnij mi się jak do tego doszło,jak to się stało?
-No powiedziałam mu prosto z mostu,że widziałam go z Megan. Ale on mówił że to nie on całował ją,tylko ona jego. I że tylko ja się dla niego liczę bla,bla,bla. A
wiesz,co ja zrobiłam? Wzięłam do ręki butelkę cola-coli jakiegoś kolesia i całą wylałam na jego nowiutki T-shirt. Powiedziałam że zrywam z nim,był taki zaskoczony.
A ja odeszłam z uniesioną głową i nie obejrzałam sie ani razu. Myślę,że do spodni też mu trochę naleciało. Spojrzałyśmy na siebie i nagle zrobiło się wesoło.
Zaczęłyśmy się śmiać. Zaczęłyśmy sie trząść,chichotać,a z moich oczu popłynęły aż łzy. O rany! Moja przyjaciółka oblała swojego chłopaka colą. Ale zadyma! Alex się uspokoiła. Ja też,choć jeszcze bolały mnie policzki. Siedziałyśmy w kuchni,rozmawiając ze sobą jak nigdy dotąd. Aż wybiła godzina 23.00 i poszłyśmy do łóżek.
14 sierpnia 2014
Rozdział 11
W drodze do szkoły cały czas chodziły mi po głowie wczorajsze słowa mojej przyjaciółki,nie mogłam dać sobie spokoju. No i jest. Dzisiaj to przeklęte przedstawienie. Jestem wściekła,ale trochę i ciekawa. Kiedy zobaczyłam wchodzącą do klasy Megan,normalnie mnie zatkało. Innych chyba też. Miała na sobie
sięgający jej do tyłka płaszcz z cieniutkiego zamszu w kolorze "antyczny róż" kurde! Ale full wypas! Zdjęła go,troskliwie poskładała i schowała do swojej torby udając że to nic nadzwyczajnego. Rozumiem,że ją na to stać,ale czy musi w szkole święcić w oczy swoim majątkiem? W naszej klasie prócz niej,nie ma bogaczy.
Mogłaby się opanować. Ale cóż,niektórzy lubią szpan. A tak naprawdę to ten płaszcz nie pasuje kolorystycznie do czerwonych podkolanówek,które nałożyła na rajstopy. Oprócz pieniędzy trzeba jeszcze mieć gust,halo! W sumie to jestem trochę zadowolona,odrobinkę się boję,i jestem na maksa zazdrosna.
ZADOWOLONA-bo ja też dostałam role w tym przedstawieniu. Gram jej fałszywą przyjaciółkę,która potem ją zabija.
PRZESTRASZONA-bo boję się,że ta żmija przyłoży ten swój pysk do ust Rocky'ego i obślini go całego.
ZAZDROSNA-bo TA SMARKULA BĘDZIE CAŁOWAŁA MOJEGO TYGRYSKA!!
NIEEE!!! teraz jest właśnie ta chwila,Megan całuje Rocky'ego. Robi mi się niedobrze,chyba zaraz zwrócę swoje śniadanie. Ale Rocky chyba nie za bardzo to lubi. Jeden zero dla Ciebie! Teraz moja chwila sławy.
*Megan upadła na podłogę,a ja jako jej "fałszywa" przyjaciółka jej pomagam*
-Megan proszę Cię obudź się!! nie możesz mi tego zrobić!! -powiedziałam swoją kwestię,udając że ją ratuję.
*Właśnie weszli funkcjonariusze policji,a ja uciekłam. Przesłuchują Rocky'ego w sprawie zabicia Megan* hahaha
-Przyznaj się,to ty ją zabiłeś? -zapytał kolega przebrany za policjanta.
-Kochałem ją!-krzyknął Rocky,w swojej roli.
*A ja uciekłam i w drugim pokoju wyciągnęłam nóż z krwią,i schowałam go do szafki* Tadam,wszyscy się kłaniają. Koniec przedstawienia. Dobrze,że nie muszę już
patrzeć jak ta durna baba się do niego klei. Razem z Rocky'm zeszliśmy ze sceny,nagle z garderoby wyszła Megan.
-Cześć,byłeś wspaniały. -powiedziała do Rocky'ego i zaczęła się do niego przystawiać.
-Spadaj stąd lepiej dobra? -powiedziałam poddenerwowana.
-Nie moja wina,że woli mnie od Ciebie.
-A w zęby chcesz?! -krzyknęłam rozzłoszczona i już miałam jej przywalić,ale Rocky mnie pociągnął za rękę.
-Hej,hej dziewczyny uspokójcie się.
-To ja idę na razie. -powiedziała,zarzucając włosami do tyłu.
-Nie widzisz,że ona mi cię zabiera? -zapytałam Rocky'ego.
-Widzę tylko,że jesteś zazdrosna.-powiedział i odszedł.
-Nie jestem zazdrosna! -krzyknęłam sama do siebie.
Wyszłam na dwór. Przy ścianie budynku szkoły ktoś stał. Megan. Tak,to bez wątpienia ona. Ten wzrost,te włosy,to wszystko. Ale czekaj....co? Ona trzymała w ramionach Rocky'ego,MOJEGO CHŁOPAKA. Całowali się. Rocky nie pozostawał bierny. Zatrzymałam się. Zamrużyłam oczy. Wytężyłam wzrok. Patrzyłam.
Wahałam się. Bardzo chciałam tam pójść i do niego podejść,przytulic się.
-Co za świnia. -powiedziałam w myślach i pobiegłam do domu.
*Agnes*
Wpadłam dosłownie na chwilę do pokoju zmienić bluzkę,bo się spociłam,a tu widzę,Alex ryczy. Pytam,co się stało,a ona że nigdy sobie nie wybaczy,że dała się zwieść Rocky'emu,że on ją wykorzystał,omotał. Po prostu potrzebowała wsparcia kogoś bliskiego. Myślała,że on ją kocha. Tak jej mówił...
-Jakie to makabryczne przekonać się że nie jesteś jedyna,wyjątkowa,wybrana...-szlochała moja przyjaciółka.
-Tak to jest makabryczne. -potwierdziłam przytulając ją mocno.
-Wiesz jak się teraz czuje? -szepnęła Alex i zaraz sobie sama odpowiedziała: -Jak szmata.
-Alex,o czym ty mówisz?-zapytałam,doskonale wiedząc,o czym Alex mówi.
-Jak to o czym? Pchał się do niej z łapami,ale sądziłam...mówił mi,że jestem niepowtarzalna,niezwykła. Myślałam,że mnie kocha. Jak ja mu teraz spojrzę w oczy? -wciąż płakała. Co tak patrzysz? No tak,jestem szmatą. Taka jest prawda o mnie. Erotoman cholerny. Agnes,słuchaj co ja mam teraz zrobić? Powiedzieć mu że go widziałam z Megan?
-Tak. Nie możesz przemilczeć czegoś takiego.
-Tak myślisz...? Ale jesteś pewna? A jak on mnie rzuci?
-Sam będzie sobie winny. Mógł pomyśleć o tym wcześniej. Porozmawiaj z nim szczerze i na osobności. Kiedyś na pewno będziesz się z tego śmiać,razem będziecie się śmiać.
-Dzięki. Jesteś kochana.-powiedziała i mocno mnie przytuliła.
Byłam smutna,bo Rocky i Alex wyglądali pięknie razem,pasowali do siebie idealnie. Świata nie widzieli poza sobą.
Odwróciłam się,zamknęłam oczy i pomyślałam z przerażeniem: "Kocham go. To straszne co mi zrobił,ale go nadal kocham. Po cichu poszłam do swojej sypialni.
"Jak dobrze,że jutro Cię zobaczę. Nie mogę już wytrzymać. Kocham Cię,i to bardzo,bardzo,bardzo. Jesteś całym moim życiem" Takiego sms-a miałam wysłać do Rocky'ego,ale się powstrzymałam,wykasowałam i postanowiłam nie pisać nic. Ciekawe się czy się martwi? W ubraniu położyłam się na łóżku,nie zamknęłam
drzwi,nie zgasiłam światła. O zaśnięciu i tak nie było mowy. Wiedziałam,że nikt tu nie przyjdzie,ponieważ Agnes poszła na całą noc do Ross'a. Poczułam łzy pod powiekami,cisnące mi się do oczu. Nie umiałam się zmusić do śmiechu i nie umiałam źle o nim myśleć. Rocky...mój kochany tygrys,który tak słodko całuje..Tak
delikatnie,jakby wciąż pytał,czy wolno mu to zrobić,który...Nie ma się co dręczyć. Trzeba zamknąć ten rozdział,zapomnieć,wymazać,wykasować,odkochać się,pozbyć się tego pliku z własnej pamieć. Trudno. Było,minęło. Na szczęście nikt,prócz Agnes o tym nie wie,a to prawie tak jakby wcale tego nie było.
"Jak ja nienawidzę tego człowieka. Dobrze,że nie mam broni,bobym go zabiła. Potwór! A ja zrobiłabym dla niego wszystko. Wierzyłam mu,ufałam.Koniec z myśleniem o tym.Koniec!"-całą noc nad tym myślałam.
sięgający jej do tyłka płaszcz z cieniutkiego zamszu w kolorze "antyczny róż" kurde! Ale full wypas! Zdjęła go,troskliwie poskładała i schowała do swojej torby udając że to nic nadzwyczajnego. Rozumiem,że ją na to stać,ale czy musi w szkole święcić w oczy swoim majątkiem? W naszej klasie prócz niej,nie ma bogaczy.
Mogłaby się opanować. Ale cóż,niektórzy lubią szpan. A tak naprawdę to ten płaszcz nie pasuje kolorystycznie do czerwonych podkolanówek,które nałożyła na rajstopy. Oprócz pieniędzy trzeba jeszcze mieć gust,halo! W sumie to jestem trochę zadowolona,odrobinkę się boję,i jestem na maksa zazdrosna.
ZADOWOLONA-bo ja też dostałam role w tym przedstawieniu. Gram jej fałszywą przyjaciółkę,która potem ją zabija.
PRZESTRASZONA-bo boję się,że ta żmija przyłoży ten swój pysk do ust Rocky'ego i obślini go całego.
ZAZDROSNA-bo TA SMARKULA BĘDZIE CAŁOWAŁA MOJEGO TYGRYSKA!!
NIEEE!!! teraz jest właśnie ta chwila,Megan całuje Rocky'ego. Robi mi się niedobrze,chyba zaraz zwrócę swoje śniadanie. Ale Rocky chyba nie za bardzo to lubi. Jeden zero dla Ciebie! Teraz moja chwila sławy.
*Megan upadła na podłogę,a ja jako jej "fałszywa" przyjaciółka jej pomagam*
-Megan proszę Cię obudź się!! nie możesz mi tego zrobić!! -powiedziałam swoją kwestię,udając że ją ratuję.
*Właśnie weszli funkcjonariusze policji,a ja uciekłam. Przesłuchują Rocky'ego w sprawie zabicia Megan* hahaha
-Przyznaj się,to ty ją zabiłeś? -zapytał kolega przebrany za policjanta.
-Kochałem ją!-krzyknął Rocky,w swojej roli.
*A ja uciekłam i w drugim pokoju wyciągnęłam nóż z krwią,i schowałam go do szafki* Tadam,wszyscy się kłaniają. Koniec przedstawienia. Dobrze,że nie muszę już
patrzeć jak ta durna baba się do niego klei. Razem z Rocky'm zeszliśmy ze sceny,nagle z garderoby wyszła Megan.
-Cześć,byłeś wspaniały. -powiedziała do Rocky'ego i zaczęła się do niego przystawiać.
-Spadaj stąd lepiej dobra? -powiedziałam poddenerwowana.
-Nie moja wina,że woli mnie od Ciebie.
-A w zęby chcesz?! -krzyknęłam rozzłoszczona i już miałam jej przywalić,ale Rocky mnie pociągnął za rękę.
-Hej,hej dziewczyny uspokójcie się.
-To ja idę na razie. -powiedziała,zarzucając włosami do tyłu.
-Nie widzisz,że ona mi cię zabiera? -zapytałam Rocky'ego.
-Widzę tylko,że jesteś zazdrosna.-powiedział i odszedł.
-Nie jestem zazdrosna! -krzyknęłam sama do siebie.
Wyszłam na dwór. Przy ścianie budynku szkoły ktoś stał. Megan. Tak,to bez wątpienia ona. Ten wzrost,te włosy,to wszystko. Ale czekaj....co? Ona trzymała w ramionach Rocky'ego,MOJEGO CHŁOPAKA. Całowali się. Rocky nie pozostawał bierny. Zatrzymałam się. Zamrużyłam oczy. Wytężyłam wzrok. Patrzyłam.
Wahałam się. Bardzo chciałam tam pójść i do niego podejść,przytulic się.
-Co za świnia. -powiedziałam w myślach i pobiegłam do domu.
*Agnes*
Wpadłam dosłownie na chwilę do pokoju zmienić bluzkę,bo się spociłam,a tu widzę,Alex ryczy. Pytam,co się stało,a ona że nigdy sobie nie wybaczy,że dała się zwieść Rocky'emu,że on ją wykorzystał,omotał. Po prostu potrzebowała wsparcia kogoś bliskiego. Myślała,że on ją kocha. Tak jej mówił...
-Jakie to makabryczne przekonać się że nie jesteś jedyna,wyjątkowa,wybrana...-szlochała moja przyjaciółka.
-Tak to jest makabryczne. -potwierdziłam przytulając ją mocno.
-Wiesz jak się teraz czuje? -szepnęła Alex i zaraz sobie sama odpowiedziała: -Jak szmata.
-Alex,o czym ty mówisz?-zapytałam,doskonale wiedząc,o czym Alex mówi.
-Jak to o czym? Pchał się do niej z łapami,ale sądziłam...mówił mi,że jestem niepowtarzalna,niezwykła. Myślałam,że mnie kocha. Jak ja mu teraz spojrzę w oczy? -wciąż płakała. Co tak patrzysz? No tak,jestem szmatą. Taka jest prawda o mnie. Erotoman cholerny. Agnes,słuchaj co ja mam teraz zrobić? Powiedzieć mu że go widziałam z Megan?
-Tak. Nie możesz przemilczeć czegoś takiego.
-Tak myślisz...? Ale jesteś pewna? A jak on mnie rzuci?
-Sam będzie sobie winny. Mógł pomyśleć o tym wcześniej. Porozmawiaj z nim szczerze i na osobności. Kiedyś na pewno będziesz się z tego śmiać,razem będziecie się śmiać.
-Dzięki. Jesteś kochana.-powiedziała i mocno mnie przytuliła.
Byłam smutna,bo Rocky i Alex wyglądali pięknie razem,pasowali do siebie idealnie. Świata nie widzieli poza sobą.
Odwróciłam się,zamknęłam oczy i pomyślałam z przerażeniem: "Kocham go. To straszne co mi zrobił,ale go nadal kocham. Po cichu poszłam do swojej sypialni.
"Jak dobrze,że jutro Cię zobaczę. Nie mogę już wytrzymać. Kocham Cię,i to bardzo,bardzo,bardzo. Jesteś całym moim życiem" Takiego sms-a miałam wysłać do Rocky'ego,ale się powstrzymałam,wykasowałam i postanowiłam nie pisać nic. Ciekawe się czy się martwi? W ubraniu położyłam się na łóżku,nie zamknęłam
drzwi,nie zgasiłam światła. O zaśnięciu i tak nie było mowy. Wiedziałam,że nikt tu nie przyjdzie,ponieważ Agnes poszła na całą noc do Ross'a. Poczułam łzy pod powiekami,cisnące mi się do oczu. Nie umiałam się zmusić do śmiechu i nie umiałam źle o nim myśleć. Rocky...mój kochany tygrys,który tak słodko całuje..Tak
delikatnie,jakby wciąż pytał,czy wolno mu to zrobić,który...Nie ma się co dręczyć. Trzeba zamknąć ten rozdział,zapomnieć,wymazać,wykasować,odkochać się,pozbyć się tego pliku z własnej pamieć. Trudno. Było,minęło. Na szczęście nikt,prócz Agnes o tym nie wie,a to prawie tak jakby wcale tego nie było.
"Jak ja nienawidzę tego człowieka. Dobrze,że nie mam broni,bobym go zabiła. Potwór! A ja zrobiłabym dla niego wszystko. Wierzyłam mu,ufałam.Koniec z myśleniem o tym.Koniec!"-całą noc nad tym myślałam.
13 sierpnia 2014
Rozdział 10
Nazajutrz rano dopadł nas lekki kac,ale razem pojechaliśmy samochodem do szkoły. Po roku nieobecności ta cholerna żmija wróciła. Myślałam,że pozbyłam się jej na dobre. Mam nadzieję że już da sobie spokój i nie będzie się kleić do mojego tygryska. Niestety,myliłam sie byłam cholernie zazdrosna... Czekało na nas kolejne przedstawienie w którym...MEGAN MA SIĘ CAŁOWAĆ Z ROCKY'M!! NIE WIERZĘ!! BŁAGAM POWIEDZCIE ŻE TO TYLKO STRASZNY KOSZMAR I USZCZYPNIJCIE MNIE!!
W drodze do domu,nie odezwałam się do Rocky'ego ani słowem. On dużo do mnie mówił,ale ja nawet nie reagowałam.
-To co widzimy się jutro? -zapytał.
-Może.-rzuciłam niezadowolona.
-No spoko,dasz buziaka na pożegnanie?
-Pa.-trzasnęłam drzwiami i poszłam.
Weszłam oburzona do domu.
-Ale jestem wściekła!!
-Ej młoda spokojnie,co się stało?
-Ciesz się że nie byłaś dzisiaj w szkole,czeka nas kolejna sztuka.
-No i?
-MEGAN MA SIĘ POCAŁOWAĆ Z ROCKY'M!! Rozumiesz?!
-No i co w tym złego?
-Co złego? Ona ma się całować z MOIM chłopakiem!! Rozumiesz?
-Jesteś zazdrosna?
-Nawet nie wiesz jak bardzo!! Ktoś chce się bić? -zapytałam wściekła.
-Masz walnij poduszkę. -trzymała czarną poduszkę jedną ręką.
-Chętnie.-powiedziałam zadziornie,i z całej siły walnęłam pięścią w poduszkę. Wyobrażałam sobie że to twarz Megan. To było dość przyjemne.
Jutro to obrzydliwe przedstawienie w szkole. Będę musiała gapic się jak ta zdzira całuje mojego faceta. NIENAWIDZĘ JEJ ZA TO!! W sumie to nie tylko za to.
Rzuciłam plecak w kąt i rozejrzałam się po swoim pokoju. Czułam się jakbym była tu obca. Jakbym była tu pierwszy raz. Trzeba posprzątać. Fakt niezaprzeczalny. A jak tak nie lubię tego robić. Jak zacząć? Najlepiej od góry. Wyciągnęłam książki z najwyższej półki,wytarłam kurz i wstawiłam z powrotem. Zanim się obejrzałam,minęło już pół godziny. A ja wreszcie wszystko sprzątnęłam. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Wpadł Rocky. Nie mogłam wpuścić go do mojego pokoju,sama nie wiem czemu. Zaczął opowiadać jaka to jestem wspaniała,i że ten pocałunek na pewno nie będzie nic znaczył. Wiec chyba nie powinnam być zazdrosna. Nie wiem sama co robić. Powinnam mu ufać,ale na sam widok tej podstępnej żmii chce mi się wymiotować. To co zrobię jak się zaczną miziać przy wszystkich? Wolę o tym nie myśleć.Długo to nie trwało,bowiem Agnes przyszła z Ross'em. Obgadaliśmy pół klasy,a najbardziej Megan. Doszliśmy do wniosku,że jeśli mieszka w takim wypasionym domu
i stać ją na szpanerskie i tak drogie ciuchy,to musi być,tak na pewno jest forsiasta. I tak na pogaduchach zszedł cały wieczór,Rocky i Ross rozeszli się do domu.
Szkoda.
-I jak przygotowana na jutro?
-W jakim sensie?
-No Megan będzie...
-Nie przypominaj mi,bo zaraz Cię...uduszę.
-Spoko,spoko. Nie denerwuj się tak. Ale rozumiem,że Rocky chyba nic do niej nie czuje?
-No niby tak,ale nadal się boję.
-A co jeśli Rocky tego chce? -zapytała moja przyjaciółka z przejęciem w oczach.
Zamilkłam. Zamurowało mnie. Zamurowało.
-Nie,jestem pewna że nie. -powiedziałam pewna,ale po chwili się zmartwiłam.
Leżąc w łóżku wielokrotnie odtwarzałam sobie słowa Agnes i nie znajdowałam na nie odpowiedzi. Żadnej. Dosłownie. Chyba mnie naprawdę przymuliło.
W drodze do domu,nie odezwałam się do Rocky'ego ani słowem. On dużo do mnie mówił,ale ja nawet nie reagowałam.
-To co widzimy się jutro? -zapytał.
-Może.-rzuciłam niezadowolona.
-No spoko,dasz buziaka na pożegnanie?
-Pa.-trzasnęłam drzwiami i poszłam.
Weszłam oburzona do domu.
-Ale jestem wściekła!!
-Ej młoda spokojnie,co się stało?
-Ciesz się że nie byłaś dzisiaj w szkole,czeka nas kolejna sztuka.
-No i?
-MEGAN MA SIĘ POCAŁOWAĆ Z ROCKY'M!! Rozumiesz?!
-No i co w tym złego?
-Co złego? Ona ma się całować z MOIM chłopakiem!! Rozumiesz?
-Jesteś zazdrosna?
-Nawet nie wiesz jak bardzo!! Ktoś chce się bić? -zapytałam wściekła.
-Masz walnij poduszkę. -trzymała czarną poduszkę jedną ręką.
-Chętnie.-powiedziałam zadziornie,i z całej siły walnęłam pięścią w poduszkę. Wyobrażałam sobie że to twarz Megan. To było dość przyjemne.
Jutro to obrzydliwe przedstawienie w szkole. Będę musiała gapic się jak ta zdzira całuje mojego faceta. NIENAWIDZĘ JEJ ZA TO!! W sumie to nie tylko za to.
Rzuciłam plecak w kąt i rozejrzałam się po swoim pokoju. Czułam się jakbym była tu obca. Jakbym była tu pierwszy raz. Trzeba posprzątać. Fakt niezaprzeczalny. A jak tak nie lubię tego robić. Jak zacząć? Najlepiej od góry. Wyciągnęłam książki z najwyższej półki,wytarłam kurz i wstawiłam z powrotem. Zanim się obejrzałam,minęło już pół godziny. A ja wreszcie wszystko sprzątnęłam. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Wpadł Rocky. Nie mogłam wpuścić go do mojego pokoju,sama nie wiem czemu. Zaczął opowiadać jaka to jestem wspaniała,i że ten pocałunek na pewno nie będzie nic znaczył. Wiec chyba nie powinnam być zazdrosna. Nie wiem sama co robić. Powinnam mu ufać,ale na sam widok tej podstępnej żmii chce mi się wymiotować. To co zrobię jak się zaczną miziać przy wszystkich? Wolę o tym nie myśleć.Długo to nie trwało,bowiem Agnes przyszła z Ross'em. Obgadaliśmy pół klasy,a najbardziej Megan. Doszliśmy do wniosku,że jeśli mieszka w takim wypasionym domu
i stać ją na szpanerskie i tak drogie ciuchy,to musi być,tak na pewno jest forsiasta. I tak na pogaduchach zszedł cały wieczór,Rocky i Ross rozeszli się do domu.
Szkoda.
-I jak przygotowana na jutro?
-W jakim sensie?
-No Megan będzie...
-Nie przypominaj mi,bo zaraz Cię...uduszę.
-Spoko,spoko. Nie denerwuj się tak. Ale rozumiem,że Rocky chyba nic do niej nie czuje?
-No niby tak,ale nadal się boję.
-A co jeśli Rocky tego chce? -zapytała moja przyjaciółka z przejęciem w oczach.
Zamilkłam. Zamurowało mnie. Zamurowało.
-Nie,jestem pewna że nie. -powiedziałam pewna,ale po chwili się zmartwiłam.
Leżąc w łóżku wielokrotnie odtwarzałam sobie słowa Agnes i nie znajdowałam na nie odpowiedzi. Żadnej. Dosłownie. Chyba mnie naprawdę przymuliło.
12 sierpnia 2014
Rozdział 9
*Agnes*
Dzisiaj nasza osmio tygodnica,wieczorem ma przyjśc Ross. No więc ten wieczór spędzimy całkiem sami. Pozbyłam się Alex z domu,nie pytałam jej gdzie idzie i w ogóle. Bo praktycznie prawie mnie to nie obchodziło. Jestem prawie pewna,że jest z Rocky'm.
AHH,już nie mogę się doczekać tego wieczoru. Wstałam z łóżka,bo do południa leżałam. Ale muszę sie wziąsc za romantyczny nastrój. Kolacja przy świecach i takie tam. Jeszcze nigdy nie czułam w sobie takich emocji. Nie wiem czemu,ale się denerwuje.
Okropnie. Może nie ma czym. Mam nadzieję. Przygotowałam kolację,tylko żartowałam z tymi świecami. To byłoby jakieś takie dziwne. Wystroiłam się w najdroższą sukienkę kupioną na zakupach kiedy byłam z Alex,za praktycznie wszystkie moje oszczędności. Ale warto było. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
-To na pewno Ross. -pomyślałam. -Otwarte!-krzyknęłam poprawiając fryzurę.
-Łał,wyglądasz bosko. -komplementował -Wesołej ośmio tygodnicy! -krzyknął i wyjął zza pleców bukiet czerwonych róż. Pocałowaliśmy się.
-Siadaj. -powiedziałam
-Czekaj.. Dzisiaj ja zabiorę Cię na prawdziwą kolację w prawdziwej restauracji. -powiedział i wziął mnie pod ramię.
-Łał,nigdy nie byłam w takiej prawdziwej restauracji. -powiedziałam trochę zawstydzona. Fakt odkąd moi rodzice zmarli nie
mogłam sobie pozwolić na takie luksusy. Żyłam skromnie razem z bratem. Przed wyjazdem jeszcze musieliśmy jeszcze wstąpić do brata Ross'a. Nie spodziewałam się tak nikogo innego tylko Alex. Siedzieli na kanapie i oglądali film. Alex trzymała nogi na kolanach Rocky'ego. Nie wiem,i chyba nie chce wiedzieć co się tam działo.
-Grzecznie się zachowuj,i nie porysuj mojego cuda.-powiedział Rocky,rzucając mu kluczyki od samochodu.
-Możesz byc spokojny brat. -krzyknął i wyszliśmy. Po 30 minutach jazdy dotarliśmy na miejsce. Ta restauracja była nieziemska,
ogromna. A w środku? Luksus. Dawno nie widziałam czegoś takiego. Po prostu cudownie. Mogłabym tak zostać całe życie,z moim kochanym. Siedzieliśmy już i jedliśmy wykwintną kolacje.
-Chciałbym spędzić z tobą całe swoje życie.-powiedział czule Ross,złapał mnie za ręce i pocałował.
-Ja też tego pragnę. -pocałowaliśmy się namiętnie.
Po dwóch godzinach wróciliśmy do domu. O dziwo Alex jeszcze nie było. Pewnie została u Rocky'ego na noc. Nagle mój kochany podszedł do mnie.
-Słuchaj,chce ci coś powiedzieć.
-Co takiego?
-Pół roku temu wrzuciłem swój filmik do sieci. Goście z tej branży go zobaczyli i im się spodobało. Pokazali go producentowi
płyt i powiedział że chce się ze mną spotkać,żebym zaśpiewał ten kawałek -cieszył się.
-Łał,to wspaniale. Gratuluję!! -przytuliłam go. -A o czym on jest?
-O miłości.
-Zaśpiewaj. -na moją prośbę Ross przysiadł do pianina,które stało w rogu kuchni i zaczął śpiewać.
-Łał,jest fantastyczna.
-Tak,dlatego ty zaśpiewasz ją ze mną.
-Ja? Tą piosenkę? Nie ma mowy.
-No weź,wiem że kochasz śpiewać. I masz niesamowity talent. Razem możemy dać czadu. Masz tylko jedną szansę by nie dojść
do błędu. Jeśli jej nie wykorzystasz to możesz upaść . To co zgadzasz się?
-Raz sie żyje. Taaak! -krzyknęłam,a chłopak mnie przytulił i pocałował.
Spędziliśmy tę noc na oglądaniu horroru. Alex jeszcze nie wróciła. Jutro już wtorek,ich rocznica. Może chcą się nacieszyć sobą...nie mam pojęcia.
-Słuchaj Agnes. Tak sobie pomyślałem...-ciągnął zdanie Ross. -Alex i Rocky mają jutro rocznice? Tak?
-No tak,i?
-Tak sobie pomyślałem,że możemy zrobić im niespodziankę.
-W jakim sensie?
-A w takim żebyśmy zagrali to dla nich i dla producenta. Wiesz..piosenka o miłości.
-W sumie nawet dobry pomysł.
-Wiem,bo ja go wymyśliłem. -przechwalał się.
-Oj ty mój. Masz dobre pomysły. Poczochrałam go po głowie,tworząc mu artystyczny nieład. -To gdzie mamy grac?-zapytałam.
-Przed szkołą,ja zadzwonię po producenta,a ty pójdziesz po naszych zakochanych.
-Okej. -pocałowałam go na pożegnanie a on odwzajemnił pocałunek.
Obudziłam się wtulona do Rocky'ego. Przypomniało mi się,że dzisiaj mija rok odkąd jesteśmy razem. Nie wierze,że to już takdługo trwa. Tak bardzo go kocham. Moje życie bardzo się zmieniło od kiedy go poznałam. Totalnie zawrócił mi w głowie. Rocky przywitał mnie czułym pocałunkiem. Chyba pamięta.
-Hej kochanie. Dobrze spałaś? -zapytał.
-Tak,dzięki.
-Zbieraj się do szkoły,a ja pójdę do samochodu.
-No dobra.
Czekałam na niego w kuchni,zebrana do szkoły z torbą i w ogóle. Przyszedł. Coś chował za plecami. Ale nie chciałam podglądać co to takiego. Podszedł do mnie,wręczył mi pudełko.
-Co to takiego? -zapytałam ze łzami w oczach.
-Zobacz sama.
Otworzyłam pudełko,w nim leżała śliczna srebrna bransoletka.
-Jest cudowna,dziękuje. -przytuliłam go mocno i pocałowałam.
Pojechaliśmy do szkoły. Cały czas chodziliśmy za rączki. Mam wielkie szczęście,że znalazłam takiego wspaniałego chłopaka.
Nagle do szkoły wpadła Agnes.
-Hej,o jedenastej przyjdźcie pod szkołę. -powiedziała zadyszana.
-Ale po co? -zapytał Rocky.
-Nie ważne,macie przyjść. To na razie,cześć. -powiedziała i pobiegła. Nie wiedziałam o co jej chodzi.
Punkt jedenasta. Poszliśmy za rączkę pod szkołę. Mnóstwo ludzi przyszło,nie wiadomo jeszcze po co. Parę minut później znikąd
pojawiła się Agnes razem z Ross'em. Agnes wystrojona,Ross w sumie też.
-To dla was.-podeszła do nas i powiedziała do mikrofonu.
Ross wyszedł na środek szkolnego placu.
-Słuchajcie. Alex i Rocky mają dzisiaj ważne święto. Mija rok odkąd zostali parą. Ta piosenka będzie dla nich.
-Aww,to słodkie.-powiedziałam czule do Rocky'ego.
-Nie patrz tak na mnie,to nie był mój pomysł. W refrenie piosenki Rocky odwrócił mnie do siebie,pocałowaliśmy się namiętnie.
Złapał mnie od tyłu w pasie i kołysaliśmy się w rytm romantycznej piosenki. To było nieziemskie. Najlepsza rocznica ever!!
Kocham moich przyjaciół. Ciekawe czyj to pomysł. Po piosence,Agnes i Ross podeszli do nas.
-Wszystkiego najlepszego!! -krzyknęli równocześnie.
-Hym,dzięki wam za to wszystko.
-Nie ma sprawy,było fajnie. Oj chodźcie tu,Misiaka. -przytuliliśmy się we czwórkę.
Nadszedł wieczór. Ja i Rocky zamierzamy świętować. Przy kolacji,lampce wina,oglądając film itp. Trochę nas poniosło z tym
winem. Ale ja wypiłam tylko jedną czy dwie lampki,no trzy,ewentualnie osiem. Ledwo trzymając sie na nogach z trudem
doszłam z Rocky'm do sypialni. Oczywiście nie położyliśmy się spać.
Wykorzystaliśmy to,że jesteśmy pijani bo dzięki temu nasz sex będzie ostrzejszy i jeszcze bardziej przyjemniejszy. Nie wiem
co sobie wtedy myśleliśmy. Rzucił mnie na łóżko,rozebrał. Po kilku sekundach ja też to zrobiłam. Był nade mną,kiedy zaczęłam bawić się jego penisem. Wzięłam jego przyjaciela do buzi i zaczęłam delikatnie ssać,wywołując u chłopaka głośny jęk. Był tak podniecony i tak obojętny jakby chciał powiedzieć: "Tak mi dobrze,tak mi rób". Pojękiwał z przyjemności. Patrzyliśmy sobie w oczy z pożądaniem i niewyżyciem. Kiedy byłam już przyjemnie wilgotna w środku,on wsadził swojego członka,jednocześnie bawiąc się moimi włosami. Pomagał sobie palcami. Cały drżał. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Po godzinnym
przyjemnym sexie,poszliśmy się umyć i położyliśmy się spać.
Dzisiaj nasza osmio tygodnica,wieczorem ma przyjśc Ross. No więc ten wieczór spędzimy całkiem sami. Pozbyłam się Alex z domu,nie pytałam jej gdzie idzie i w ogóle. Bo praktycznie prawie mnie to nie obchodziło. Jestem prawie pewna,że jest z Rocky'm.
AHH,już nie mogę się doczekać tego wieczoru. Wstałam z łóżka,bo do południa leżałam. Ale muszę sie wziąsc za romantyczny nastrój. Kolacja przy świecach i takie tam. Jeszcze nigdy nie czułam w sobie takich emocji. Nie wiem czemu,ale się denerwuje.
Okropnie. Może nie ma czym. Mam nadzieję. Przygotowałam kolację,tylko żartowałam z tymi świecami. To byłoby jakieś takie dziwne. Wystroiłam się w najdroższą sukienkę kupioną na zakupach kiedy byłam z Alex,za praktycznie wszystkie moje oszczędności. Ale warto było. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
-To na pewno Ross. -pomyślałam. -Otwarte!-krzyknęłam poprawiając fryzurę.
-Łał,wyglądasz bosko. -komplementował -Wesołej ośmio tygodnicy! -krzyknął i wyjął zza pleców bukiet czerwonych róż. Pocałowaliśmy się.
-Siadaj. -powiedziałam
-Czekaj.. Dzisiaj ja zabiorę Cię na prawdziwą kolację w prawdziwej restauracji. -powiedział i wziął mnie pod ramię.
-Łał,nigdy nie byłam w takiej prawdziwej restauracji. -powiedziałam trochę zawstydzona. Fakt odkąd moi rodzice zmarli nie
mogłam sobie pozwolić na takie luksusy. Żyłam skromnie razem z bratem. Przed wyjazdem jeszcze musieliśmy jeszcze wstąpić do brata Ross'a. Nie spodziewałam się tak nikogo innego tylko Alex. Siedzieli na kanapie i oglądali film. Alex trzymała nogi na kolanach Rocky'ego. Nie wiem,i chyba nie chce wiedzieć co się tam działo.
-Grzecznie się zachowuj,i nie porysuj mojego cuda.-powiedział Rocky,rzucając mu kluczyki od samochodu.
-Możesz byc spokojny brat. -krzyknął i wyszliśmy. Po 30 minutach jazdy dotarliśmy na miejsce. Ta restauracja była nieziemska,
ogromna. A w środku? Luksus. Dawno nie widziałam czegoś takiego. Po prostu cudownie. Mogłabym tak zostać całe życie,z moim kochanym. Siedzieliśmy już i jedliśmy wykwintną kolacje.
-Chciałbym spędzić z tobą całe swoje życie.-powiedział czule Ross,złapał mnie za ręce i pocałował.
-Ja też tego pragnę. -pocałowaliśmy się namiętnie.
Po dwóch godzinach wróciliśmy do domu. O dziwo Alex jeszcze nie było. Pewnie została u Rocky'ego na noc. Nagle mój kochany podszedł do mnie.
-Słuchaj,chce ci coś powiedzieć.
-Co takiego?
-Pół roku temu wrzuciłem swój filmik do sieci. Goście z tej branży go zobaczyli i im się spodobało. Pokazali go producentowi
płyt i powiedział że chce się ze mną spotkać,żebym zaśpiewał ten kawałek -cieszył się.
-Łał,to wspaniale. Gratuluję!! -przytuliłam go. -A o czym on jest?
-O miłości.
-Zaśpiewaj. -na moją prośbę Ross przysiadł do pianina,które stało w rogu kuchni i zaczął śpiewać.
-Łał,jest fantastyczna.
-Tak,dlatego ty zaśpiewasz ją ze mną.
-Ja? Tą piosenkę? Nie ma mowy.
-No weź,wiem że kochasz śpiewać. I masz niesamowity talent. Razem możemy dać czadu. Masz tylko jedną szansę by nie dojść
do błędu. Jeśli jej nie wykorzystasz to możesz upaść . To co zgadzasz się?
-Raz sie żyje. Taaak! -krzyknęłam,a chłopak mnie przytulił i pocałował.
Spędziliśmy tę noc na oglądaniu horroru. Alex jeszcze nie wróciła. Jutro już wtorek,ich rocznica. Może chcą się nacieszyć sobą...nie mam pojęcia.
-Słuchaj Agnes. Tak sobie pomyślałem...-ciągnął zdanie Ross. -Alex i Rocky mają jutro rocznice? Tak?
-No tak,i?
-Tak sobie pomyślałem,że możemy zrobić im niespodziankę.
-W jakim sensie?
-A w takim żebyśmy zagrali to dla nich i dla producenta. Wiesz..piosenka o miłości.
-W sumie nawet dobry pomysł.
-Wiem,bo ja go wymyśliłem. -przechwalał się.
-Oj ty mój. Masz dobre pomysły. Poczochrałam go po głowie,tworząc mu artystyczny nieład. -To gdzie mamy grac?-zapytałam.
-Przed szkołą,ja zadzwonię po producenta,a ty pójdziesz po naszych zakochanych.
-Okej. -pocałowałam go na pożegnanie a on odwzajemnił pocałunek.
Obudziłam się wtulona do Rocky'ego. Przypomniało mi się,że dzisiaj mija rok odkąd jesteśmy razem. Nie wierze,że to już takdługo trwa. Tak bardzo go kocham. Moje życie bardzo się zmieniło od kiedy go poznałam. Totalnie zawrócił mi w głowie. Rocky przywitał mnie czułym pocałunkiem. Chyba pamięta.
-Hej kochanie. Dobrze spałaś? -zapytał.
-Tak,dzięki.
-Zbieraj się do szkoły,a ja pójdę do samochodu.
-No dobra.
Czekałam na niego w kuchni,zebrana do szkoły z torbą i w ogóle. Przyszedł. Coś chował za plecami. Ale nie chciałam podglądać co to takiego. Podszedł do mnie,wręczył mi pudełko.
-Co to takiego? -zapytałam ze łzami w oczach.
-Zobacz sama.
Otworzyłam pudełko,w nim leżała śliczna srebrna bransoletka.
-Jest cudowna,dziękuje. -przytuliłam go mocno i pocałowałam.
Pojechaliśmy do szkoły. Cały czas chodziliśmy za rączki. Mam wielkie szczęście,że znalazłam takiego wspaniałego chłopaka.
Nagle do szkoły wpadła Agnes.
-Hej,o jedenastej przyjdźcie pod szkołę. -powiedziała zadyszana.
-Ale po co? -zapytał Rocky.
-Nie ważne,macie przyjść. To na razie,cześć. -powiedziała i pobiegła. Nie wiedziałam o co jej chodzi.
Punkt jedenasta. Poszliśmy za rączkę pod szkołę. Mnóstwo ludzi przyszło,nie wiadomo jeszcze po co. Parę minut później znikąd
pojawiła się Agnes razem z Ross'em. Agnes wystrojona,Ross w sumie też.
-To dla was.-podeszła do nas i powiedziała do mikrofonu.
Ross wyszedł na środek szkolnego placu.
-Słuchajcie. Alex i Rocky mają dzisiaj ważne święto. Mija rok odkąd zostali parą. Ta piosenka będzie dla nich.
-Aww,to słodkie.-powiedziałam czule do Rocky'ego.
-Nie patrz tak na mnie,to nie był mój pomysł. W refrenie piosenki Rocky odwrócił mnie do siebie,pocałowaliśmy się namiętnie.
Złapał mnie od tyłu w pasie i kołysaliśmy się w rytm romantycznej piosenki. To było nieziemskie. Najlepsza rocznica ever!!
Kocham moich przyjaciół. Ciekawe czyj to pomysł. Po piosence,Agnes i Ross podeszli do nas.
-Wszystkiego najlepszego!! -krzyknęli równocześnie.
-Hym,dzięki wam za to wszystko.
-Nie ma sprawy,było fajnie. Oj chodźcie tu,Misiaka. -przytuliliśmy się we czwórkę.
Nadszedł wieczór. Ja i Rocky zamierzamy świętować. Przy kolacji,lampce wina,oglądając film itp. Trochę nas poniosło z tym
winem. Ale ja wypiłam tylko jedną czy dwie lampki,no trzy,ewentualnie osiem. Ledwo trzymając sie na nogach z trudem
doszłam z Rocky'm do sypialni. Oczywiście nie położyliśmy się spać.
Wykorzystaliśmy to,że jesteśmy pijani bo dzięki temu nasz sex będzie ostrzejszy i jeszcze bardziej przyjemniejszy. Nie wiem
co sobie wtedy myśleliśmy. Rzucił mnie na łóżko,rozebrał. Po kilku sekundach ja też to zrobiłam. Był nade mną,kiedy zaczęłam bawić się jego penisem. Wzięłam jego przyjaciela do buzi i zaczęłam delikatnie ssać,wywołując u chłopaka głośny jęk. Był tak podniecony i tak obojętny jakby chciał powiedzieć: "Tak mi dobrze,tak mi rób". Pojękiwał z przyjemności. Patrzyliśmy sobie w oczy z pożądaniem i niewyżyciem. Kiedy byłam już przyjemnie wilgotna w środku,on wsadził swojego członka,jednocześnie bawiąc się moimi włosami. Pomagał sobie palcami. Cały drżał. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Po godzinnym
przyjemnym sexie,poszliśmy się umyć i położyliśmy się spać.
10 sierpnia 2014
Rozdział 8
No nareszcie,Rocky raczył odpisać:
"Hej,strasznie tęsknie. Spotkamy się jutro u mnie w domu? Strasznie tego potrzebuje." Zgodziłam się,bo go strasznie kocham.
Przecież jakaś tam DIVA nie może zepsuć mojego związku. Tym bardziej że jestem pewna,że Rocky mnie kocha,i nigdy by mi
tego nie zrobił,nie zdradziłby mnie z jakaś nowobogacką panienką,której tylko luksus w głowie.
Rano o umówionej porze poszłam do Rocky'ego,zapukałam do jego drzwi.
-Hej.
-Cześć,wejdź. -ucieszył się na mój widok.
-Nie wytrzymasz jednego dnia beze mnie,c'nie?
-Nie,chyba nie. Za bardzo tęsknie. Pomożesz mi?
-W czym? -zapytałam ciekawa.
-Chodź,to ci pokaże. -chłopak zaprowadził mnie do garażu,otworzył drzwi, a tam...stał piękny nowy srebrny samochód. -To moje
nowe cudeńko.
-Całkiem niezły. -przyglądałam się.
-Tak,tylko trzeba go trochę naprawić. I trzeba mi w tym trochę pomóc. -popatrzył na mnie.
-Ja? Ale ja nie znam się na samochodach.
-No wiem,chciałem żebyś przyszła popatrzeć. -powiedział czule i uśmiechnął się.
*Agnes*
Niespodziewanie rano,obudziłam się....ale nie sama,tylko z Ross'em w moim łóżku! O matko! Cośmy robili w nocy?! -myślałam.
Poszłam zrobić śniadanie,gdy chłopak sie obudził. Podszedł do mnie,objął w pasie i przytulił.
-Hej kotku,jak się spało?
-Całkiem nieźle,a ty jak spałeś?
-Całą noc śniłem o tobie. -pocałował mnie.
Zerknął na mnie. W końcu zdecydował się zadać to pytanie.
-Za co tak naprawdę mnie kochasz? -zapytał nieśmiało.
-Kochanie,skąd ty bierzesz takie pytania?
-Odpowiedz mi. -rozkazał.
-Za twój sposób bycia,za to że jesteś bardzo romantyczny,za twój uśmiech,za to że zawsze wiesz jak mnie rozweselić,za to że
mnie kochasz...
-Czyli nie jestem ładny?
-Ależ misiu,oczywiście że jesteś. Zaraz ci udowodnię,jak bardzo Cię kocham. -poczułam że to właśnie ta chwila.
Gwałtownie popchnęłam go na sofę, po czym siadając na nim okrakiem namiętnie zaczęłam go całować. Zaczęliśmy się rozbierać
,kilka sekund później byliśmy już w samej bieliźnie. Uśmiechnęłam się zadziornie,i zabierałam sie już za rozpinanie rozporka
,kiedy nagle... do domu jak burza wpadła Alex.
-Zapomniałam,kluuuu....czy. Ups,przepraszam. -powiedziała zawstydzona,kiedy zobaczyła nas leżących na sobie w samej
bieliźnie.
-PUKA SIĘ! -krzyknęłam.
-To mój dom! -krzyknęła uśmiechając się.
-Oj dobra,wyjdź stąd!
-Spoko,spoko już idę.-powiedziała pokazując język.
A więc,szłam s powrotem do Rocky'ego i jego nowego auta.
-Cześć,mam klucze.-powiedziałam do mojego ukochanego.
-Spoko. Ja już naprawiłem samochód...To może? -zapytał zadziornie.
Przegryzłam wargi. Chyba wiedziałam co mój tygrys ma na myśli. Po chwili zaczęliśmy się namiętnie całować.
Rocky oparł mnie o maskę swojego nowego auta i delikatnie zaczął całować po szyi. Zdjęłam mu koszulkę i zabierałam się do
odpinania rozporka w spodniach.
-Wejdźmy do samochodu,musimy go przetestować. -powiedział Rocky śmiejąc się i ciągle nie przerywając pocałunków.
Zdjęłam mu spodnie,delikatnie pieściłam,a gdy już został w samych zielonych bokserkach,położyłam go na siedzeniu z tyłu.
Ulegle czekał na więcej. A ja zdjęłam sukienkę,zostałam w czarnej bieliźnie. Usiadłam na nim okrakiem,pieściłam go dłońmi i
włosami. Kołysałam się lekko na boki,to w przód,to w tył. Natychmiast poczułam jak pode mną pręży się jego ochota do
mocniejszych akcji. Musnęłam ustami jego usta,językiem podrażniłam sutek. Oddech mu się przyspieszył wzrok lekko zamglił.
Rozebrałam się wykonując kocie ruchy. Zwykle współżycie zmieniło się w ostry sex.Wydawałam z siebie erotyczne odgłosy,gdy
mój tygrysek wkładał palce w mój skarb. Rocky nie mógł ukryć swojego podniecenia i też od czasu pojękiwał.
Po godzinie bardzo ostrego sexu,udaliśmy się do jego pokoju.
-To było cudowne!! -krzyknęłam całując go.
-Ty byłaś cudowna! Masz ochotę na więcej?.-zapytał przyciągając mnie do siebie.
-Nie,jutro mamy szkołę.
-A no tak,zapomniałem. Kiedyś to powtórzymy. -znacząco się uśmiechnął i poruszał brwiami.
-No pewnie.-uśmiechnęłam się.
-Odwieźć cię do domu?
-Nie bardzo chce wracać,bo w domu....Ross i Agnes...-spuściłam wzrok i zagryzłam wargi. -Zostanę,dobrze?
-Oczywiście.
Czułam że Rocky'emu to nie wystarczyło,ale ja byłam już taka zmęczona. Wiec zaczął mnie namiętnie całować w usta,po szyi i próbował ściągnąć bluzkę.
Musiałam coś zrobić. Musnęłam jego usta swoimi ustami i gwałtownie zabrałam jego ręce z moich piersi.
-Ej nie teraz. Przypominam że jutro mamy szkołę.
-No dobrze. -nasze ręce odciągnęły się od siebie. -Ale obiecujesz że to powtórzymy? -spytał,robiąc smutne oczka.
-No jasne misiu.-przegryzłam wargi. Tylko może nie dzisiaj. Jestem już zmęczona,może jutro.
-No dobrze,jak chcesz.-pocałował mnie w policzek,i położył się do łóżka. Ja nie byłam jeszcze gotowa na spanie z nim w jednym
łóżku. Ale najwidoczniej on tego pragnął,więc położyłam się z nim.
-Kocham Cię,bardzo mocno. -powiedział,wtulił się we mnie i namiętnie pocałował.
-Ja Ciebie też skarbie.-odwzajemniłam pocałunek.
To dziwne Megan nie odzywa się,i nie pojawia w szkole. Czy coś sie stało? Jakieś choroby? Łazi gdzieś? I z kim? Głupio pytać.
W sumie trochę mi jej brakuje,bo nie mam komu dokuczać. A czy miedzy mną i Rocky'm się coś zmieniło? Wręcz przeciwnie!
Jest jeszcze lepiej. Cud,miód,malina.
*Agnes*
Jutro mija osiem tygodni,odkąd ja i Ross jesteśmy razem. Jestem ciekawa czy ma dla mnie jakąś niespodziankę. Wszystkiego
dowiem się jutro,teraz idę na zakupy z Alex. Musze zapytać się jej o coś ważnego.
-Ej czy Rocky przygotowuje tobie jakiś prezent z okazji roku bycia razem?
-Nie wiem. To dopiero we wtorek a jest niedziela.
-No właśnie,to już pojutrze.
-Oj dobra,musimy teraz o tym gadać?-zapytałam obojętna i zmęczona chodzeniem cały dzień.
-Nie musimy,ale jutro ja i Ross mamy rocznice. I wiesz jestem strasznie ciekawa.-powiedziała otwierając drzwi do naszego
mieszkania.
-Wiesz,ja tam nie wiem. Jeśli bedzie szykował jakąś kolację,albo coś w tym stylu,śmiało możesz się mnie pozbyć z domu. -oznajmiłam,siadając na kanapę w salonie.
-Hyh,dzięki. -zaśmiała się i poszła do sypialni.
Kiedy tylko Agnes wyszła ja pobiegłam do Rocky'ego,spytać o to i owo.
-Słuchaj Rocky... -powiedziałam zadziornie siadając na jego kolanach. -Czy Ross coś szykuje dla Agnes?-dokończyłam.
-Nie wiem,nie interesuje się nimi.
-Ugh,ale to twój brat. Musisz coś wiedzieć. -powiedziałam trochę poddenerwowana schodząc z jego kolan. -Wiesz coś? Może
coś sie wydarzyło u niego w ostatnim czasie? -zapytałam przewracając oczami.
-No nic nie wiem,przykro mi. -powiedział. -No nie obrażaj sie,no chodź. -przyciągnął mnie do siebie,złapał za rece tak że nie mogłam się uwolnić i zaczął łaskotać. W sumie to spędziłam u niego cały wieczór.
c.d.n
"Hej,strasznie tęsknie. Spotkamy się jutro u mnie w domu? Strasznie tego potrzebuje." Zgodziłam się,bo go strasznie kocham.
Przecież jakaś tam DIVA nie może zepsuć mojego związku. Tym bardziej że jestem pewna,że Rocky mnie kocha,i nigdy by mi
tego nie zrobił,nie zdradziłby mnie z jakaś nowobogacką panienką,której tylko luksus w głowie.
Rano o umówionej porze poszłam do Rocky'ego,zapukałam do jego drzwi.
-Hej.
-Cześć,wejdź. -ucieszył się na mój widok.
-Nie wytrzymasz jednego dnia beze mnie,c'nie?
-Nie,chyba nie. Za bardzo tęsknie. Pomożesz mi?
-W czym? -zapytałam ciekawa.
-Chodź,to ci pokaże. -chłopak zaprowadził mnie do garażu,otworzył drzwi, a tam...stał piękny nowy srebrny samochód. -To moje
nowe cudeńko.
-Całkiem niezły. -przyglądałam się.
-Tak,tylko trzeba go trochę naprawić. I trzeba mi w tym trochę pomóc. -popatrzył na mnie.
-Ja? Ale ja nie znam się na samochodach.
-No wiem,chciałem żebyś przyszła popatrzeć. -powiedział czule i uśmiechnął się.
*Agnes*
Niespodziewanie rano,obudziłam się....ale nie sama,tylko z Ross'em w moim łóżku! O matko! Cośmy robili w nocy?! -myślałam.
Poszłam zrobić śniadanie,gdy chłopak sie obudził. Podszedł do mnie,objął w pasie i przytulił.
-Hej kotku,jak się spało?
-Całkiem nieźle,a ty jak spałeś?
-Całą noc śniłem o tobie. -pocałował mnie.
Zerknął na mnie. W końcu zdecydował się zadać to pytanie.
-Za co tak naprawdę mnie kochasz? -zapytał nieśmiało.
-Kochanie,skąd ty bierzesz takie pytania?
-Odpowiedz mi. -rozkazał.
-Za twój sposób bycia,za to że jesteś bardzo romantyczny,za twój uśmiech,za to że zawsze wiesz jak mnie rozweselić,za to że
mnie kochasz...
-Czyli nie jestem ładny?
-Ależ misiu,oczywiście że jesteś. Zaraz ci udowodnię,jak bardzo Cię kocham. -poczułam że to właśnie ta chwila.
Gwałtownie popchnęłam go na sofę, po czym siadając na nim okrakiem namiętnie zaczęłam go całować. Zaczęliśmy się rozbierać
,kilka sekund później byliśmy już w samej bieliźnie. Uśmiechnęłam się zadziornie,i zabierałam sie już za rozpinanie rozporka
,kiedy nagle... do domu jak burza wpadła Alex.
-Zapomniałam,kluuuu....czy. Ups,przepraszam. -powiedziała zawstydzona,kiedy zobaczyła nas leżących na sobie w samej
bieliźnie.
-PUKA SIĘ! -krzyknęłam.
-To mój dom! -krzyknęła uśmiechając się.
-Oj dobra,wyjdź stąd!
-Spoko,spoko już idę.-powiedziała pokazując język.
A więc,szłam s powrotem do Rocky'ego i jego nowego auta.
-Cześć,mam klucze.-powiedziałam do mojego ukochanego.
-Spoko. Ja już naprawiłem samochód...To może? -zapytał zadziornie.
Przegryzłam wargi. Chyba wiedziałam co mój tygrys ma na myśli. Po chwili zaczęliśmy się namiętnie całować.
Rocky oparł mnie o maskę swojego nowego auta i delikatnie zaczął całować po szyi. Zdjęłam mu koszulkę i zabierałam się do
odpinania rozporka w spodniach.
-Wejdźmy do samochodu,musimy go przetestować. -powiedział Rocky śmiejąc się i ciągle nie przerywając pocałunków.
Zdjęłam mu spodnie,delikatnie pieściłam,a gdy już został w samych zielonych bokserkach,położyłam go na siedzeniu z tyłu.
Ulegle czekał na więcej. A ja zdjęłam sukienkę,zostałam w czarnej bieliźnie. Usiadłam na nim okrakiem,pieściłam go dłońmi i
włosami. Kołysałam się lekko na boki,to w przód,to w tył. Natychmiast poczułam jak pode mną pręży się jego ochota do
mocniejszych akcji. Musnęłam ustami jego usta,językiem podrażniłam sutek. Oddech mu się przyspieszył wzrok lekko zamglił.
Rozebrałam się wykonując kocie ruchy. Zwykle współżycie zmieniło się w ostry sex.Wydawałam z siebie erotyczne odgłosy,gdy
mój tygrysek wkładał palce w mój skarb. Rocky nie mógł ukryć swojego podniecenia i też od czasu pojękiwał.
Po godzinie bardzo ostrego sexu,udaliśmy się do jego pokoju.
-To było cudowne!! -krzyknęłam całując go.
-Ty byłaś cudowna! Masz ochotę na więcej?.-zapytał przyciągając mnie do siebie.
-Nie,jutro mamy szkołę.
-A no tak,zapomniałem. Kiedyś to powtórzymy. -znacząco się uśmiechnął i poruszał brwiami.
-No pewnie.-uśmiechnęłam się.
-Odwieźć cię do domu?
-Nie bardzo chce wracać,bo w domu....Ross i Agnes...-spuściłam wzrok i zagryzłam wargi. -Zostanę,dobrze?
-Oczywiście.
Czułam że Rocky'emu to nie wystarczyło,ale ja byłam już taka zmęczona. Wiec zaczął mnie namiętnie całować w usta,po szyi i próbował ściągnąć bluzkę.
Musiałam coś zrobić. Musnęłam jego usta swoimi ustami i gwałtownie zabrałam jego ręce z moich piersi.
-Ej nie teraz. Przypominam że jutro mamy szkołę.
-No dobrze. -nasze ręce odciągnęły się od siebie. -Ale obiecujesz że to powtórzymy? -spytał,robiąc smutne oczka.
-No jasne misiu.-przegryzłam wargi. Tylko może nie dzisiaj. Jestem już zmęczona,może jutro.
-No dobrze,jak chcesz.-pocałował mnie w policzek,i położył się do łóżka. Ja nie byłam jeszcze gotowa na spanie z nim w jednym
łóżku. Ale najwidoczniej on tego pragnął,więc położyłam się z nim.
-Kocham Cię,bardzo mocno. -powiedział,wtulił się we mnie i namiętnie pocałował.
-Ja Ciebie też skarbie.-odwzajemniłam pocałunek.
To dziwne Megan nie odzywa się,i nie pojawia w szkole. Czy coś sie stało? Jakieś choroby? Łazi gdzieś? I z kim? Głupio pytać.
W sumie trochę mi jej brakuje,bo nie mam komu dokuczać. A czy miedzy mną i Rocky'm się coś zmieniło? Wręcz przeciwnie!
Jest jeszcze lepiej. Cud,miód,malina.
*Agnes*
Jutro mija osiem tygodni,odkąd ja i Ross jesteśmy razem. Jestem ciekawa czy ma dla mnie jakąś niespodziankę. Wszystkiego
dowiem się jutro,teraz idę na zakupy z Alex. Musze zapytać się jej o coś ważnego.
-Ej czy Rocky przygotowuje tobie jakiś prezent z okazji roku bycia razem?
-Nie wiem. To dopiero we wtorek a jest niedziela.
-No właśnie,to już pojutrze.
-Oj dobra,musimy teraz o tym gadać?-zapytałam obojętna i zmęczona chodzeniem cały dzień.
-Nie musimy,ale jutro ja i Ross mamy rocznice. I wiesz jestem strasznie ciekawa.-powiedziała otwierając drzwi do naszego
mieszkania.
-Wiesz,ja tam nie wiem. Jeśli bedzie szykował jakąś kolację,albo coś w tym stylu,śmiało możesz się mnie pozbyć z domu. -oznajmiłam,siadając na kanapę w salonie.
-Hyh,dzięki. -zaśmiała się i poszła do sypialni.
Kiedy tylko Agnes wyszła ja pobiegłam do Rocky'ego,spytać o to i owo.
-Słuchaj Rocky... -powiedziałam zadziornie siadając na jego kolanach. -Czy Ross coś szykuje dla Agnes?-dokończyłam.
-Nie wiem,nie interesuje się nimi.
-Ugh,ale to twój brat. Musisz coś wiedzieć. -powiedziałam trochę poddenerwowana schodząc z jego kolan. -Wiesz coś? Może
coś sie wydarzyło u niego w ostatnim czasie? -zapytałam przewracając oczami.
-No nic nie wiem,przykro mi. -powiedział. -No nie obrażaj sie,no chodź. -przyciągnął mnie do siebie,złapał za rece tak że nie mogłam się uwolnić i zaczął łaskotać. W sumie to spędziłam u niego cały wieczór.
c.d.n
9 sierpnia 2014
Rozdział 7
Była ósma rano,kolejny piękny dzień. Śniadanie zjedzone,ja już dawno na nogach. Agnes,która wczoraj miała gorączkę z powodu przegrzania,dziś musiała cały
dzień zostać w domu. Umyta z wilgotnymi włosami siedziała na krześle i wpatrywała się w telefon.
-Czekasz na sms od ukochanego,c'nie? -zapytałam pakując książki do torby.
-Taak,a dlaczego pytasz?-zapytała.
-A tak sobie,wiesz ciesze się że jesteś szczęśliwa.
-Aww,dzięki Alex.-powiedziała z uśmiechem od ucha do ucha. Była śmiertelnie znudzona upałem,jedzeniem,brakiem szkoły. Życiem po prostu...ale też czekała aż Ross
się do niej odezwie.
-Ej,a może pogadam z Ross'em i sprawie żeby tu posiedział trochę z tobą?
Moja przyjaciółkę zatkało. Spiorunowała mnie wzrokiem. Nie spodziewała się takiej propozycji ode mnie.
-Serio? mówisz poważnie?
-Oczywiście,przy okazji sobie z nim pogadam.
-Jeśli byś mogła,to spoko.-zgodziła się.
Dotarłam do szkoły,od razu zobaczyłam Ross'a opartego o szafki.
-Hej!-krzyknęłam,żeby mnie usłyszał. -Ej,musimy pogadac.-podeszłam do niego.
-Spoko,ale proszę nie bij. -wydawało mi się że wiedział kto rządzi tej szkole.
-Ej,uspokój sie. Nie mam zamiaru Cię bić,przyszłam przeprosić. -chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
-Za co?
-Noooo..-zacięłam się. -Za to,że byłam zazdrosna i za to że Cię pocałowałam,nie powinnam tego robić.
-Dziewczyno,to było ekstra.
- Dzięki?.-powiedziałam obojętnie.
-A ja przepraszam,że nazwałem Cie zołzą. No i....że wtedy Cię podrywałem.
-Ej zluzuj gacie. Normalnie to za takie coś nie odzywałabym się,ale chodzisz z moją przyjaciółką wiec Ci wybaczam.
-Fajnie,dzięki.
-Noo,jeśli nie masz nic do roboty. To idź zaopiekować się swoim ptysiem,jest chora.
-Co?! Dzięki,że powiedziałaś.
Ross był już w drodze do Agnes,a ja siedziałam na stołówce z Rocky'm. Spokojnie jedliśmy sobie obiad,kiedy w naszą stronę szła Megan...grr,podstępna
żmija,zarozumiała dziwka.
-To ja lecę.-powiedziałam cicho.
-Zostań.- powiedział stanowczo Rocky,łapiąc mnie za rękę.
-Hej wszystkim,zgadnijcie co mam? -chwaliła się Megan.
-A kogo to obchodzi? -krzyknęłam zarozumiale.
-Czy ty musisz byc taka wredna? -zapytał wkurzony Rocky.
-Tak,muszę.-powiedziałam stanowczo,Rocky potem się już nie odzywał.
Megan poszła bawić się z kumplami wiaderkami z wodą,oczywiście jak to ona mówi nie "zauważyła' mnie i chlusnęła mi wodą prosto w twarz.
-Ups sory,nie chciałam. -powiedziała kpiąco.
-Stul twarz! -krzyknęłam zdenerwowana.
-Ej no sory,naprawdę nie chciałam. -śmiała sie razem z kumplami,a ja pobiegłam do domu żeby się wysuszyc.
Ross dojechał już do mojej przyjaciółki,za nim jeszcze zdążył zapukac Agnes otworzyła drzwi,bo wiedziała kogo ma się spodziewac.
-Czesc misiu! -krzyknęła i rzuciłą mu się na szyję pełna radosci i stęsknienia.
-Hej,kochanie. Słyszałem że jesteś chora.
-Eee tam,to tylko zwykła gorączka. Ale fajnie że wpadłeś.
-Też się cieszę.-uśmiechnął się do dziewczyny i czule pocałował. -Słodka jesteś.-powiedział i uśmiechnął.
-Hyh,dzięki. -zaśmiała się. -Może obejrzymy jakiś film?
-Chętnie,z tobą zawsze. -pocałował ją raz jeszcze,tym razem namiętnie.
W tym samym czasie ja na maksa wkurzona wpadłam do domu.
-Nienawidzę szmaty! -krzyknęłam. -Ooo cześć Wam,nie przeszkadzajcie sobie. -uśmiechnęłam się sztucznie.
-Wow,kto Cię tak urządził? -zapytała zdziwiona Agnes.
-A jak myślisz? Megan.
-Myślałem,że to twoja przyjaciółka.-powiedział zaskoczony Ross.
-To nie jest moja przyjaciółka. -powiedziałam z głupim uśmieszkiem na twarzy. -Nie rozumiecie? Ona próbuje odbić mi Rocky'ego ,a ja jestem zazdrosna i coraz bardziej się boję.
-No to weź coś z nią zrób.-powiedział Ross.
-Już próbowałam,ale jej się nie da wyeliminować. Jest jak...jak wrzód na tyłku pawiana.
-Fuu. -skrzywiła się Agnes.
-A to jeszcze nic,ona robi to specjalnie bo wie że mogę się wkurzyć.
-To co zamierzasz zrobić?
-Nie wiem,ale nie poddam się bez walki.
Poszłam do swojego pokoju i dzwoniłam do Rocky'ego chyba 15 razy,ale on nawet nie odbierał.
Agnes i Ross oglądali film. Chłopak objął swoją dziewczynę ramieniem i spojrzał na nią z czułością.
-Ross?
-Tak,kotku.
-Obiecaj,że zawsze będziesz mnie kochał.
-Oczywiście. -pocałował ją.
Agnes cicho wstała. Podeszła do stołu i nalała sobie kompotu. Wrzuciła do niego dwie kostki lodu. Wróciła do ukochanego. Usiadła na swoim miejscu. Duszkiem wypiła cały kompot,a kostki lodu połknęła. Rozejrzała się po pokoju,skąd ten dziwny łomot. Niczego nie zauważyła. Dopiero po dłuższej chwili zrozumiała,że łomocze jej własne serce.
dzień zostać w domu. Umyta z wilgotnymi włosami siedziała na krześle i wpatrywała się w telefon.
-Czekasz na sms od ukochanego,c'nie? -zapytałam pakując książki do torby.
-Taak,a dlaczego pytasz?-zapytała.
-A tak sobie,wiesz ciesze się że jesteś szczęśliwa.
-Aww,dzięki Alex.-powiedziała z uśmiechem od ucha do ucha. Była śmiertelnie znudzona upałem,jedzeniem,brakiem szkoły. Życiem po prostu...ale też czekała aż Ross
się do niej odezwie.
-Ej,a może pogadam z Ross'em i sprawie żeby tu posiedział trochę z tobą?
Moja przyjaciółkę zatkało. Spiorunowała mnie wzrokiem. Nie spodziewała się takiej propozycji ode mnie.
-Serio? mówisz poważnie?
-Oczywiście,przy okazji sobie z nim pogadam.
-Jeśli byś mogła,to spoko.-zgodziła się.
Dotarłam do szkoły,od razu zobaczyłam Ross'a opartego o szafki.
-Hej!-krzyknęłam,żeby mnie usłyszał. -Ej,musimy pogadac.-podeszłam do niego.
-Spoko,ale proszę nie bij. -wydawało mi się że wiedział kto rządzi tej szkole.
-Ej,uspokój sie. Nie mam zamiaru Cię bić,przyszłam przeprosić. -chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
-Za co?
-Noooo..-zacięłam się. -Za to,że byłam zazdrosna i za to że Cię pocałowałam,nie powinnam tego robić.
-Dziewczyno,to było ekstra.
- Dzięki?.-powiedziałam obojętnie.
-A ja przepraszam,że nazwałem Cie zołzą. No i....że wtedy Cię podrywałem.
-Ej zluzuj gacie. Normalnie to za takie coś nie odzywałabym się,ale chodzisz z moją przyjaciółką wiec Ci wybaczam.
-Fajnie,dzięki.
-Noo,jeśli nie masz nic do roboty. To idź zaopiekować się swoim ptysiem,jest chora.
-Co?! Dzięki,że powiedziałaś.
Ross był już w drodze do Agnes,a ja siedziałam na stołówce z Rocky'm. Spokojnie jedliśmy sobie obiad,kiedy w naszą stronę szła Megan...grr,podstępna
żmija,zarozumiała dziwka.
-To ja lecę.-powiedziałam cicho.
-Zostań.- powiedział stanowczo Rocky,łapiąc mnie za rękę.
-Hej wszystkim,zgadnijcie co mam? -chwaliła się Megan.
-A kogo to obchodzi? -krzyknęłam zarozumiale.
-Czy ty musisz byc taka wredna? -zapytał wkurzony Rocky.
-Tak,muszę.-powiedziałam stanowczo,Rocky potem się już nie odzywał.
Megan poszła bawić się z kumplami wiaderkami z wodą,oczywiście jak to ona mówi nie "zauważyła' mnie i chlusnęła mi wodą prosto w twarz.
-Ups sory,nie chciałam. -powiedziała kpiąco.
-Stul twarz! -krzyknęłam zdenerwowana.
-Ej no sory,naprawdę nie chciałam. -śmiała sie razem z kumplami,a ja pobiegłam do domu żeby się wysuszyc.
Ross dojechał już do mojej przyjaciółki,za nim jeszcze zdążył zapukac Agnes otworzyła drzwi,bo wiedziała kogo ma się spodziewac.
-Czesc misiu! -krzyknęła i rzuciłą mu się na szyję pełna radosci i stęsknienia.
-Hej,kochanie. Słyszałem że jesteś chora.
-Eee tam,to tylko zwykła gorączka. Ale fajnie że wpadłeś.
-Też się cieszę.-uśmiechnął się do dziewczyny i czule pocałował. -Słodka jesteś.-powiedział i uśmiechnął.
-Hyh,dzięki. -zaśmiała się. -Może obejrzymy jakiś film?
-Chętnie,z tobą zawsze. -pocałował ją raz jeszcze,tym razem namiętnie.
W tym samym czasie ja na maksa wkurzona wpadłam do domu.
-Nienawidzę szmaty! -krzyknęłam. -Ooo cześć Wam,nie przeszkadzajcie sobie. -uśmiechnęłam się sztucznie.
-Wow,kto Cię tak urządził? -zapytała zdziwiona Agnes.
-A jak myślisz? Megan.
-Myślałem,że to twoja przyjaciółka.-powiedział zaskoczony Ross.
-To nie jest moja przyjaciółka. -powiedziałam z głupim uśmieszkiem na twarzy. -Nie rozumiecie? Ona próbuje odbić mi Rocky'ego ,a ja jestem zazdrosna i coraz bardziej się boję.
-No to weź coś z nią zrób.-powiedział Ross.
-Już próbowałam,ale jej się nie da wyeliminować. Jest jak...jak wrzód na tyłku pawiana.
-Fuu. -skrzywiła się Agnes.
-A to jeszcze nic,ona robi to specjalnie bo wie że mogę się wkurzyć.
-To co zamierzasz zrobić?
-Nie wiem,ale nie poddam się bez walki.
Poszłam do swojego pokoju i dzwoniłam do Rocky'ego chyba 15 razy,ale on nawet nie odbierał.
Agnes i Ross oglądali film. Chłopak objął swoją dziewczynę ramieniem i spojrzał na nią z czułością.
-Ross?
-Tak,kotku.
-Obiecaj,że zawsze będziesz mnie kochał.
-Oczywiście. -pocałował ją.
Agnes cicho wstała. Podeszła do stołu i nalała sobie kompotu. Wrzuciła do niego dwie kostki lodu. Wróciła do ukochanego. Usiadła na swoim miejscu. Duszkiem wypiła cały kompot,a kostki lodu połknęła. Rozejrzała się po pokoju,skąd ten dziwny łomot. Niczego nie zauważyła. Dopiero po dłuższej chwili zrozumiała,że łomocze jej własne serce.
Subskrybuj:
Posty (Atom)